Istnieją książki i Czytelnicy, którzy prędzej czy później się spotkają, których ścieżki muszą się skrzyżować, jeśli nie od razu po wydaniu, to za kilka lat, ale jednak na siebie trafią. Ja właśnie doświadczam tego uczucia, świeżo po lekturze utworu Joanny Rajch, pt. „Uciekaj Tariko”. W czerwcu ubiegłego roku, kiedy miejsce miała jego premiera, blog zaczytanej nie był nawet w powijakach, dopiero kiełkowała myśl o nim, co poniekąd usprawiedliwia przejście mi tej nowości koło nosa, chociaż lubię wiedzieć, co na rynku książkowym piszczy. Może wpływ na to miał też fakt, że została wydana przez niewielkie, nieznane mi dotąd wydawnictwo. I mimo że książka figuruje jako literatura młodzieżowa, a ja wiek młodzieńczy zakończyłam dobrych kilka lat temu, nie mam poczucia, że za dużo wiosen już za mną, by sięgnąć po pozycję o… chłopcu i małpce.
Advay, hinduski chłopiec o ponadprzeciętnej wrażliwości, pewnego dnia ratuje małego makaka, nad którym znęca się pijany właściciel zwierzęcia, ku uciesze zebranego tłumu. Od tej chwili chłopiec niejednokrotnie będzie musiał stawić czoła okrutnej rzeczywistości, którą czynią taką równie okrutni ludzie. Na szczęście istnieją jeszcze osoby, które widzą coś więcej poza czubkiem własnego nosa, a na cierpienie nie reagują zwykłym „przecież to tylko zwierzę”. To właśnie oni pomogą małemu chłopcu w jego batalii o godność i lepsze jutro. Choć każde z innego powodu – jedni z przyczyn ideologicznych, pragnąc walczyć o prawa zwierząt, inni z racji wypalenia: zawodowego i zwyczajnie życiowego, z tęsknoty za tym, kim kiedyś się było, jakie miało ideały i energię do działania, zadając sobie pytanie: co się stało z tamtym mną, dlaczego i, co najważniejsze, czy utraciłem to bezpowrotnie?
Nie tak dawno zachwycałam się książką „Tysiąc wspaniałych słońc” Khaleda Hosseiniego, a czytając „Uciekaj Tariko” przeżywałam coś w rodzaju deja vu, co biorąc pod uwagę tematykę, nie do końca potrafię logicznie wytłumaczyć. Może to ta nuta egzotyczności związana z miejscem akcji, może sytuacja rodzinna głównego bohatera – nie wiem, ale coś jednak sprawiło, że odnalazłam w książce Joanny Rajch cząstkę minionej lektury, którą mogłabym polecić każdemu.
W książce nie brak inspirujących fotografii, egzotyczna, dzika flora i nie mniej egzotyczna ludność dają wyobrażenie o przestrzeni, w jakiej rozgrywa się miejsce akcji. Miejsce, do którego wydaje się, że zachodnia cywilizacja jeszcze nie dotarła. Niestety, dalsza część lektury wyprowadza nas w błędu – nawet busz zostanie wyeksploatowany, jeśli znajdą się tam pieniądze.
Żeby jednak nie było tak kolorowo, mam jeden „zarzut” czy może bardziej uwagę o charakterze czysto subiektywnym. Dla mnie ta książka jest po prostu za krótka. Autorka zgrabnie buduje napięcie, wzrusza momentami prawie do łez i ja jako Czytelnik chciałabym trwać w tym stanie dłużej – zastanawiać się nad możliwymi wariantami zakończenia, zagłębić się bardziej w przeszłość bohaterów, pomyśleć o ich przyszłości, a tymczasem nie mam na to czasu, bo od pewnego momentu akcja rozpędza się i gna na złamanie karku. Wydarzenia przeskakują jak szalone, by jak najszybciej doprowadzić Czytelnika do – nie zdradzę czy szczęśliwego – zakończenia. Rozumiem jednak, że jest to literatura młodzieżowa, a z nią często bywa tak, że jeśli ma zostać przeczytana do końca, to po prostu musi być krótka.
Dla mnie było to jakieś kilkadziesiąt stron za mało, co jednak zakrawa na komplement – skoro chcę więcej, znaczy, że mi się podobało. I taka jest prawda, podobało mi się i sądzę, że sięgnę jeszcze do twórczości Joanny Rajch, z którą spotykam się po raz pierwszy. Wybiegając w daleką przyszłość, myślę, że będzie to jedna z książek, które podsunę swoim nastoletnim dzieciom, by pokazać, że można inaczej niż reszta, że czasem ta właściwa droga w życiu jest trudniejsza i jest się na niej osamotnionym, ale jeśli rzeczywiście jest tą właściwą, to przemierzanie jej w końcu zaprocentuje.
Informacje o książce:
Tytuł: Uciekaj Tariko
Tytuł oryginału: Uciekaj Tariko
Autor: Joanna Rajch
ISBN: 9788364894725
Wydawca: Apteka Wirtualna
Rok: 2015