Przez wiele lat Anna German była właściwie nieobecna w środkach masowego przekazu. Piosenki artystki rzadko gościły w radiu, nieczęsto ukazywały się jej płyty, a o niej samej niewiele pisano w prasie i Internecie… Przynajmniej w Polsce. Co innego w Rosji i krajach dawnego Związku Radzieckiego. Tam nadal cieszy się niesłabnącą popularnością. Dopiero po premierze serialu „Anna German. Tajemnica białego anioła” w 2013 r. Polacy na nowo odkryli i pokochali tę niezwykłą postać. Chciałoby się rzecz – wreszcie. Na kanwie popularności serii wznowiono jej dawne albumy, do sprzedaży trafiły też nowe, powstało mnóstwo artykułów wspomnieniowych… Można powiedzieć, że Polskę ogarnęła swego rodzaju „germanomania”, która nie ominęła również rynku książkowego.
„Tańcząca Eurydyka. Wspomnienia o Annie German” to opowieść rodziny, przyjaciół, znajomych, kolegów z estrady oraz współpracowników, przedstawiająca losy utalentowanej artystki i kobiety o krystalicznym wręcz charakterze. Taki sposób narracji jest typowy dla Marioli Pryzwan i pozwala Czytelnikowi odkryć prawdziwy obraz pieśniarki (słowo „piosenkarka” wydaje mi się nie na miejscu). Autorka książki jest bowiem wieloletnią wielbicielką Anny German, o czym dowiadujemy się nie z jej treści, ale poprzedzającego ją komentarza.
Życie German było niezwykle dramatyczne – i nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Kiedy była maleńkim dzieckiem, jej ojciec został zatrzymany i zamordowany przez NKWD, a ona – wraz z rodziną – tułała się po Uzbekistanie i Kazachstanie, aby ostatecznie osiąść w Polsce, we Wrocławiu. W kolejnych latach los również jej nie oszczędzał. W 1967 r., będąc już wielką gwiazdą, uległa wypadkowi samochodowemu we Włoszech. Do zdrowia wracała przeszło 3 lata. Triumfalny powrót German na estradę w 1970 r. spotkał się z olbrzymim zainteresowaniem, jednak dobra passa znowu miała się od niej odwrócić. Przynajmniej w kraju. Artystka nieustannie zmagała się z brakiem stałego zespołu, który towarzyszyłby jej w czasie koncertów w Polsce i zagranicznych tournee. W 1979 r. występowała w ZSRR tylko przy akompaniamencie fortepianu… Rosjanom to nie przeszkadzało, przyjmowali ją tam niezwykle gorąco, traktowali jak „swoją”. Niestety, ta wielka sympatia miała przykre następstwa. Osoby decydujące o tym, kogo lansować na antenie Polskiego Radia, skutecznie pomijały jej nagrania. Co prawda, rejestrowała kolejne płyty długogrające, ale przechodziły one bez echa… Chyba ostatnim, większym przebojem German w naszym kraju był utwór „Ballada o niebie i ziemi” z 1973 r., a przecież była aktywna zawodowo jeszcze przez kolejne 7 lat! Z kolei za naszą wschodnią granicą regularnie poszerzała swój repertuar o kolejne szlagiery – „Nadzieję”, „Białą czeremchę”, „Kiedy kwitły sady”, „Echo miłości”… Powodzeniu na tamtejszych estradach towarzyszyło szczęście w życiu prywatnym. W 1972 r. wyszła za mąż za Zbigniewa Tucholskiego, a 3 lata później urodziła syna – Zbigniewa. Niestety, wkrótce zdiagnozowano u niej chorobę nowotworową. Jesienią 1980 r., w czasie tournee po Australii, dała swój ostatni koncert. Zmarła 2 lata później.
I choć Anna boleśnie przekonała się o tym, że „człowieczy los nie jest bajką ani snem”, nie skarżyła się na trudy swojego życia. Wręcz przeciwnie – znajomi wspominają jej pozytywne usposobienie, dobroć i serdeczność, którymi dzieliła się z drugim człowiekiem. Nie było w niej cienia zawiści czy jakichkolwiek negatywnych emocji względem ludzi. O sobie mówiła niechętnie, nie zabierała też pierwsza głosu, z reguły grzecznie odpowiadała na zadane pytanie. Mimo ogromnej popularności i wielkich sukcesów na krajowych i zagranicznych festiwalach, pozostała nieśmiałą, skromną, dosyć wycofaną, kobietą. Kobietą z… kompleksem wzrostu (mierzyła 183 cm). W pamięci znajomych zapisała się jako prawy człowiek bez złych nawyków – nie przeklinała, nie piła alkoholu, nie paliła. To by do niej zwyczajnie nie pasowało… Ideał? Tak, bez ryzyka popełnienia błędu można tym mianem określić Annę German – prawdziwą osobowość, która żyła muzyką i za jej pośrednictwem chciała przynieść ludziom radość i wzruszenie. To takie niedzisiejsze i pewnie dlatego – tak wyjątkowe.
Podobnie jak jej głos. Dysponowała bowiem szerokim, z natury ustawionym sopranem koloraturowym, którym zachwyciła szerszą publiczność w czasie KFPP Opole’64, kiedy wykonała słynne „Tańczące Eurydyki”. O nieprzeciętnym talencie artystki świadczy sposób jej pracy. Najczęściej nagrywała swoje utwory razem z orkiestrą (normą jest rejestracja wokalu na gotowej ścieżce dźwiękowej) – bez cięć, dubli, montaży… Znakomicie sprawdziła się, śpiewając arie z opery Dominico Scarlettiego. Zresztą… Znawcy tematu wskazują, że mogła zaśpiewać wszystko.
Jedynym zgrzytem w tej emocjonującej historii są fragmenty książki biograficznej o Annie German, którą napisał Rosjanin Aleksander Żygariow. Dlaczego? Niestety, brakuje im cennego waloru autentyczności. Autor przedstawia historię artystki z pozycji… naocznego obserwatora, „wkładając” w jej usta słowa, które nie bardzo pasują do obrazu Anny wyłaniającego się z opowieści jej bliskich. W moim przekonaniu są one zbędne i stanowią raczej próbę oddania rzeczywistej skali popularności German w ZSRR, niż rzetelne przedstawienie jej postaci.
Summa summarum, podróż do krainy łagodności pt. „Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach” wywarła na mnie bardzo pozytywne, wręcz niezatarte, wrażenie. Szczególnie mocno polecam tę książkę ludziom wrażliwym, delikatnym, którzy nie rozpychają się łokciami i… niekoniecznie akceptują własne usposobienie. Myślę, że dzięki niej będą mogli spojrzeć na siebie łaskawszym okiem. Kto wie – może bardziej uwierzą w siebie? I podobnie jak Anna German będą mieli szansę przekuć swoją wyjątkowość w piękny dar. Dla siebie, ludzi i świata.
Informacje o książce:
Tytuł: Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach
Tytuł oryginału: Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach
Autor: Mariola Pryzwan
ISBN: 9788363656362
Wydawca: Marginesy
Rok: 2013