Ktoś mi kiedyś powiedział, że aby napisać książkę i próbować ją wydać, to po pierwsze: powinno się mieć o czym pisać. Po drugie: powinno się mieć już w jakimś stopniu wyrobiony warsztat. Nawiązuję do tego jako osoba, która również ma styczność z pisaniem. Wiem, jak wygląda sam proces i to wcale nie jest łatwe. Przytoczę tutaj nie dosłownie słowa Katarzyny Bondy, która powiedziała, że pisania nie da do końca nauczyć. Albo się to coś ma, albo nie.
Powiem to może na samym początku. Już od dłuższego czasu jestem osobą, która wspiera polskich autorów i naszą rodzimą prozę, jednak z bólem serca mówię, że „Zapach wanilii” nie jest dobrą książką. Autorka „Zapachu Wanilii” jest młodziutką dziewczyną. Pomijając już samą powieść, to podziwiam samozaparcie i to, że jej książka w ogóle została wydana.
Przejdźmy jednak do fabuły. Sandra jest z pozoru zwyczajną nastolatką. Ma swoje tajemnice, o których nie omieszka co jakiś czas przypominać. Chodzi do liceum. Ma paczkę przyjaciółek oraz szkolnych wrogów. Zarys jest bardzo prosty i już myślę przerobiony na wszystkie sposoby w literaturze. Sandra mieszka z babcią, ponieważ jej rodzice zginęli, kiedy była bardzo mała. Dziewczynie coraz częściej się wydaje, że jej opiekunka okłamuje ją na każdym kroku, a wokół zaczynają dziać się dziwne rzeczy…
Nie jest tajemnicą, że w całej historii dość istotną rolę odgrywają wampiry i anioły. Ogólnie całość bardzo mocno trąciła mi „Zmierzchem„. Chociaż z okresu młodości pozostała mi sympatia do wampirycznych historii, to jednak tutaj coś mi zgrzytało i to mocno.
Po pierwsze, tak samo, jak przy czytaniu „Sand” Eweliny Trojanowskiej nijak nie mogłam się zżyć z żadnym z bohaterów. Sandra jest bardzo irytująca. Jej skupienie na sobie samej oraz to omdlewanie co parę stron niesamowicie mnie nużyło. No ileż można? Dodatkowo niemal cała historia jest prowadzona w narracji pierwszoosobowej, więc tym bardziej odliczałam pozostałe strony do końca.
Jak już wspomniałam wcześniej — moim zdaniem bardzo ważne jest, aby czytelnik nawiązał jakąkolwiek więź z bohaterami. Tutaj tego nie ma. Oni wszyscy byli mi obojętni. Nawet ten cały Artur, w którym z założenia chyba miałam się zakochać, totalnie mnie nie obchodził. Widać, że Agnieszka Łaska miała pewien pomysł, ale i realizacja jest kiepska. Niby tutaj coś się dzieje, ale historia w ogóle nie wciąga.
Denerwował mnie też wątek przyjaciółki Sandry, Patrycji. Siedemnastoletnia alkoholiczka? Serio? Może bym i to jeszcze przeżyła, gdyby na jej problemy zostało poświęconych kilka stron. Tutaj niestety także nie dostałam żadnej historii. Dodatkowo próby „ratowania” jej przez pozostałe dziewczyny były żałosne.
Jeśli nie zna się prawdziwej istoty problemu albo nie poświęciło się czasu, żeby go zgłębić, bo, dajmy na to, nie dotyczy on nas bezpośrednio, to nie powinno się tego ruszać. Zwłaszcza jeśli takowy wątek nie wnosi nic do fabuły, a w tym wypadku nie wnosi absolutnie nic.
Nie chcę w żadnym wypadku robić tutaj anty-recenzji, jednak na rynku zdarzają się dobre debiuty. Na litość boską, czytałam takich od groma! Katarzyna Miszczuk w wieku piętnastu lat napisała coś lepszego i bardziej trzymającego się kupy. Gdzie korekta? Gdzie ktokolwiek, kto się zna na literaturze? Dziewczyna jest młoda, to fakt i nie czepiałabym się słabego, nie wyrobionego warsztatu, ale niestety w tym wypadku nie widzę tutaj nic, co zachęciłoby mnie, chociażby do sięgnięcia po drugi tom. „Zapach wanilii” jest bowiem pierwszym tomem serii „Mroczny znak”.
Nie wydaje mi się też, aby w podziękowaniach powinno się znajdować stwierdzenie, że coś jest do dupy. Nie wiem, jakoś to mnie już totalnie odrzuciło.
Podsumowując, „Zapachu wanilii” zdecydowanie wam nie polecam. Sama też powinnam w końcu wyciągnąć jakieś wnioski, bo obecnie nie dysponuję taką ilością czasu, aby czytać byle co. Więc chyba wydawnictwu Novae Res podziękuję.
Informacje o książce:
Tytuł: Zapach Wanilii
Tytuł oryginału: Zapach wanilii
Autor: Agnieszka Łaska
ISBN: 9788380837959
Wydawca: Novae Res
Rok: 2017