Pracuję w sektorze IT i uczestniczyłam ostatnio w szkoleniu z zakresu zarządzania serwisem. Trener, który prowadził owo szkolenie powiedział, że jedynie przez wyjście ze strefy komfortu, jesteśmy w stanie się rozwijać i nauczyć nowych umiejętności. Przeniosłam tę tezę na mój grunt czytelniczy i postanowiłam wyjść ze swojej czytelniczej strefy komfortu. Też dlatego, w moich rękach znalazła się książka, po którą nie sięgnęłabym, gdybym nie podjęła decyzji o rozszerzeniu czytelniczych horyzontów. Poza tym muszę przyznać, że zdanie, które znalazło się na okładce: „Opowieść, której kluczem jest odnalezienie drogi do samego siebie”, dosyć żywo mnie zaciekawiło.
I tak, książka o wdzięcznym tytule: „Księga Snów Tom I – Viganizm i Super-Chrześcijaństwo” z pięknym niebem, chmurami, przez które przedzierają promienie słońca na okładce, spoczęła na półce mojej biblioteczki. Nie jestem osobą wyjątkowo wierzącą, szczególnie jeśli chodzi o instytucję kościoła, która według mnie nie ma zbyt wiele wspólnego z nauczaniem Jezusa. I jakoś tak nieśmiało zerkałam w stronę mojej biblioteczki. I jakoś długo było mi nie po drodze z tym tytułem. Gdy już w pewien zimowy wieczór postanowiłam dać tej książce szansę, musiałam przyznać przed samą sobą, że wstęp mnie zaintrygował. Autor – Marcin Ksel zaczyna słowami: „Nazywam się Marcin „Nikt” i opowiem Ci moją historię”. Sami musicie przyznać, że jest to bardzo dobre pierwsze zdanie, bo zostawia w nas niedosyt i ciekawość tego, co za chwilę nam opowie. Dalej jest tylko ciekawiej: „do tego miejsca powróciłem, gdy rozpoczęła się moja przygoda z duchami”. Jest to trzecie zdanie wstępu i już wtedy zaczęłam myśleć, że nie mam do czynienia z chrześcijaństwem w znaczeniu dosłownym. I nie myliłam się, Marcin Ksel zabiera nas do swojego świata, w którym nie panują reguły nam dobrze znane. Pokazuje nam swoją wrażliwość, swoją walkę, swoją wewnętrzną rozmowę z boskimi istotami, swoje interakcje ze światem nadprzyrodzonym. Czytelnik coraz głębiej wchodzi w opowieść – Londyn, próba samobójcza i zakład z Bogiem, a właściwie misja, jaką powierzył autorowi, który zarazem jest głównym bohaterem tej historii. To w Anglii, przyjął imię „Nikt” i to tam zrozumiał jak ważną rolę w jego życiu będzie odgrywał Bóg i jak ważną rolę odegra on w świecie Boga. I nagle daje świadectwo swojej choroby – schizofrenii, co czyni tę opowieść jeszcze ciekawszą, bo czytelnik nie wie, czy ma do czynienia z prawdziwymi wydarzeniami czy z urojeniami, które są wynikiem choroby czy też branych leków. Ale czy to, że coś wydarzyło się w głowie bohatera znaczy, że nie wydarzyło się naprawdę? Bohater przybliża nam postać samego Jezusa, który jest według niego zwyczajnym człowiekiem, ale co ciekawsze, przybliża też postać Marii Magdaleny – która jest mi wyjątkowo bliska, bo to jej imię przyjęłam na bierzmowaniu. Z nieskrywaną przyjemnością i ciekawością przeczytałam cały rozdział trzeci, który autor-bohater jej poświęcił. Właściwie ta książka to studium na temat ludzkiego życia przez pryzmat religii, w którą wierzy bohater – religii, którą nazywa Viganizmem. Nadał jej taką nazwę od Vigi – czyli postaci Matki Boskiej czy Marii Magdaleny, która towarzyszy mu w najważniejszych momentach życia, aby służyć radą. Niczym matka, która chce dobrze dla swojego dziecka i wspiera je niezależnie od tego, jaką drogę w życiu wybierze. Muszę przyznać, że koncept nowej religii jest na tyle fascynujący, że sprawia, że lektura książki jest ciekawa. Natomiast sam fakt, że autor-bohater, pisze o bardzo szerokiej tematyce – od emocji, nienawiści, choroby psychicznej, alkoholizmu, samotności, marzeń, złożoności życia, cierpienia, dobra i zła, plotkowania… i mogłabym tą kontynuować tę listę, sprawia, że daje to wrażenie pobieżnego traktowania co niektórych zagadnień. Każde z nich natomiast jest mocno ukorzenione w religii i własnych przeżyciach. Czy te przeżycia są opowiedziane obiektywnie, czy choroba (zarówno psychiczna jak i alkoholowa) ma wpływ na to, w jaki sposób bohater widzi świat i w jaki sposób interpretuje niektóre wydarzenia? To opowieść, jak sam autor mówi – której kluczem jest odnalezienie drogi do samego siebie. Mam jednak wrażenie, że to droga bohatera – autora, swoista spowiedź, próba zrozumienia siebie jako jednostki ze wszystkimi swoimi demonami. Nie jest to historia uniwersalna, ale czy takie w ogóle istnieją? Myślę, że nie każdy uwierzy w super-chrześcijańśtwo – viganizm, i nie każdy będzie potrafił się z tym utożsamić. Traktuję to raczej jako ciekawostkę czytelniczą niż poradnik coachingowy, w którym znajdziemy receptę na zrozumienie zawiłości ludzkiego życia.