„Karmiciel wron” to książka, która porusza bardzo trudne tematy. Z pewnością nie jest to powieść lekka. Jest dość mocna, daje przyzwolenie na różne emocje. Czytelnik nie przejdzie koło tej pozycji obojętnie. Niektórzy będą nią zachwyceni, a niektórzy wręcz przeciwnie. Moje odczucia są takie, że jest ona momentami świetna, momentami irytująca. Ale, co dla mnie najważniejsze, niestety jest bardzo niesmaczna, a główny bohater to stuprocentowy cham.
Pozostając przy głównym bohaterze Mikołaju, uważam, że nie jest to osoba pogubiona, z problemami, tak jak autorka go na początku przedstawia. Jest po prostu nieszczęśliwy, nie wiedzieć z jakiego powodu. Całą swoją frustrację przelewa na innych. Nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie z innymi ludźmi. Za to jaki jest obwinia matkę. Poza tym uważam, że to niesamowity prostak, który jest zdania, że każda kobieta powinna być o nieskazitelnym wyglądzie. Gdy tak nie jest, oczywiście nie omieszka przedstawić nam swojej opinii.
„Te drobne oczka pod czołem neandertalczyka, bulwiasty nos i rozmyte kontury ust! […] Wykolejeńcy i darmozjady. Oboje nie zasługujecie na korzystanie z uciech życia, ale wciąż należy pamiętać, że ona dalej ma łatwiej, bo jest kobietą![…]”
Jednocześnie zdarza się, że kobiety powodują u niego dziwnego rodzaju fascynację. Bohater poddaje je swojej własnej analizie i oczywiście przedstawia to nam, w taki sposób, że ma się wrażenie, jakby jego ślina już ciekła na podłogę. Obrzydliwe.
„Dlaczego wszystkie kobiety nie mogą być identycznie smukłe i głupiutkie? Dlaczego nie mogą w miejscach publicznych dosiadać krzesła, jakby było ukochanym koniem? Dlaczego nie klękają na blacie niziutkich taboretów i nie nachylają się ku swojej brzydszej koleżance siedzącej naprzeciwko, by szepnąć jej zapewne coś naprawdę w tamtym momencie istotnego… Dlaczego, by spotkać ucieleśnienie sennych marzeń, musiałem dać coś z siebie?”
Fragment, który w mojej opinii pokazał, że główny bohater ma duży problem, przedstawiam wam poniżej:
„[…] żadnych zabytków, a nawet w pewnym momencie młode mięsko stanęło w środkowej przestrzeni bez siedzeń. Jaką miała soczystą brzoskwinię, jaką wspaniałą, swawolną kibić! I nagle, prawie bym dostał zawału, bo pyzate policzki jej krągłego zaplecza zaczęły zasysać się i znów nadymać, zasysać, nadymać… Zasysała i nadymała swój święty owoc opięty dżinsem, ta mała jawnie ćwiczyła mięśnie Kegla w autobusie komunikacji miejskiej!”
Ten opis jest co najmniej żenujący. ALE! Uważam, że autorka wykonała świetną pracę. Przedstawiła bohatera tak, że wywołuje tak skrajne emocje. Fakt jest taki, że mnie ta postać bardzo odpycha, trudno mi się przechodziło przez całą historię, właśnie z tego powodu. Jednak stworzyć bohatera, który wywołuje aż takie poruszenie, to jest umiejętność. Na pewno do tej książki nie wrócę, bo byłam zirytowana, że muszę obcować z taką osobą (nawet, jeśli tylko na papierze). Jednak portret psychologiczny Mikołaja został dopracowany do perfekcji. Ukazanie bohatera, który ma duże problemy i pewne zboczenia, to jest wyczyn. Szczególnie jeśli jest to zrobione na tak wysokim poziomie.
Cała historia opowiada przede wszystkim o zmaganiach głównego bohatera i próbie jego odnalezienia się w obecnym społeczeństwie. O wkraczaniu w dorosłe życie – wynajem mieszkania, praca, itd. Książka sama w sobie jest bardzo inteligentnie napisana. Znajdziemy tutaj bardzo dużo odniesień do literatury czy ciekawych porównań. Osobiście najbardziej urzekł mnie fragment dot. byłego terapeuty Mikołaja.
„Co ciekawe, zapamiętałem nazwisko pewnego specjalisty i niedawno wyczytałem w nekrologu, że wielki psycholog pediatra dziecięcy, pan Kruk, postanowił zaufać swojemu nazwisku i odlecieć z dachu pewnego wieżowca. Jako że stało się to dnia wielce chmurnego, nie należy winić słońca za niepomyślności i pozostaje umacniać się w przekonaniu, że same skrzydła musiały być wadliwe”
Nie dość, że otrzymujemy tutaj bezpośrednie nawiązanie do nazwiska terapeuty, to jeszcze wpleciony został mit o Ikarze, oczywiście w prześmiewczy sposób. Takich nawiązań w książce jest całkiem sporo.
Narracja prowadzona jest z pierwszej osoby, co powoduje pewnego rodzaju zbliżenie do bohatera. Jakby czytelnik analizował jego pamiętnik. Dzięki temu książka nabiera pewnego osobistego charakteru.
Podsumowując całość myślę, że książka trzyma bardzo wysoki poziom. Mimo że nie przeczytam jej po raz drugi i główny bohater jest nieprzyzwoicie irytujący, to uważam to w ogólnym rozrachunku na plus. Tak jak wspomniałam wyżej, stworzenie takiego bohatera wymaga dużego kunsztu pisarskiego. Nie da się przejść obojętnie obok tak skomplikowanej postaci i tak profesjonalnie napisanej książki. Dlatego jeśli zastanawiacie się nad przeczytaniem to szczerze polecam. Ale nastawcie się na trudnego bohatera, niesmaczne opisy i nawiązania do innych utworów literackich. Jeśli ta mieszanka was nie odstrasza, to śmiało. Sięgnijcie po „Karmiciela wron” i podzielcie się waszą opinią.