„Dzieci czasu” to książka ciekawa przede wszystkim ze względów formalnych. Eduardo Galeano, urugwajski pisarz i dziennikarz, chcąc nie tyle opowiedzieć konkretną historię, ile przedstawić los całej ludzkości, zdecydował się na poszatkowanie długich i krętych dziejów na pojedyncze zdarzenia. Nie znajdziemy w tej publikacji informacji, które mogłyby się nam kojarzyć z hasłem „wydarzenie na każdy dzień roku” (choć taki podział został zastosowany), ponieważ Galeano stawia na rzeczy nieoczywiste, nierzadko zupełnie niespektakularne, często szerzej niedostrzeżone, choć ich znaczenie dla wielu grup społecznych jest duże. Są to bowiem opowiastki czy też przypomnienia między innymi o przeszłości mniejszości kulturowych i etnicznych, krótkie noty wskazujące na niełatwą walkę o równe prawa tych, którym przez stulecia odmawiano szacunku. Przyjęta przez autora formuła jeden dzień roku – jedno wydarzenie pozwala mu przywoływać sytuacje z różnych epok i części świata, dzięki czemu możliwe było stworzenie zaskakującego, politycznie wymownego mirażu zdarzeń.
Różne mogą być strategie lektury „Dzieci czasu”. Jedni mogą czytać tę książkę wyrywkowo, sprawdzając, co wydarzyło się w interesującym ich dniu (na przykład szóstego maja czy siedemnastego października). Inni, kierując się słusznym przekonaniem, że wydarzenia nie są ułożone przypadkowo, że również z ich kolejności wynika pewna opowieść, narracja, będą czytać ją w sposób ciągły – od początku do końca. Jeszcze inni, jak mniemam, mogą zapoznawać się z treścią losowo, kartkując książkę i zatrzymując się na poszczególnych stronach. Każde z tych podejść wydaje się dobre i efektywne, ponieważ nie ma w tym wypadku jednego słusznego sposobu lektury. To odbiorca ustala reguły, choć jego pozycja względem książki jest ściśle zdefiniowana. Czytelnik, oczekując „powtórki” z historii czy też zapoznania się z „kalendarzem dziejów ludzkości”, spodziewa się „opowieści” o wojennych herosach, wielkich bitwach i dążeniu do „końca historii”, czyli dzisiejszych czasów, będzie musiał zrewidować swoje podejście. Jak się okazuje, a co uświadamia nam lektura książki, nic nie jest skończone i wyprowadzone na prostą – te mechanizmy, które kiedyś popychały ludzi do wybijania całych społeczności, ciągle pozostają aktualne – tyle że w zmienionej formie. Autor zadaje w ten sposób kłam naszym przekonaniom o tym, że wszystko, co złe, za nami – być może dziś całe kontynenty nie stoją w ogniu, ale płonie za to nasza planeta. Nie ma spokojnej epoki, nie jesteśmy wybrańcami losu, nie żyjemy w zupełnie lepszych czasach – po prostu nie dostrzegamy zła, które wokół nas się dzieje. Historycy, szukając uogólniających, uniwersalizujących metod wyrażania i przedstawiania przeszłości, siłą rzeczy muszą rezygnować ze szczegółów, detali i tego, co nie pasuje do szerszego kontekstu. Galeano w „Dzieciach czasu” opowiada się właśnie za tym, co jest pomijane, niedopowiadane czy przemilczane, co nie mieści się w głównym nurcie. Dlatego też jego uwaga nie jest skierowana w stronę władców, polityków czy znanych wojen, tylko na przykład w stronę chłopca, który 13 lutego 2008 roku, wpadając do rzeki Santiago, zmarł z powodu zatrucia (w wodzie znajdują się m.in. arszenik, kwas siarkowy i rtęć, wlewane przez wielkie koncerny).
Autor skupiając się na zapomnianych, przemilczanych lub w ogóle niedostrzeżonych wydarzeniach, stara się nas, czytelników, niejako upomnieć – powiedzieć, że historia nie dzieje się wyłącznie na szczeblach państwowych i w salach parlamentarnych, ale także – a być może przede wszystkim – na ulicach, w biedniejszych miejscach czy domowych zaciszach. „Dzieci czasu” upominają się o wykluczonych, pokrzywdzonych, odtrąconych czy nieszanowanych, dlatego też istotnym elementem książki są wątki postkolonialne i komentarze polityczne. Nie jest to jednak publikacja oceniająca czy nawet wartościująca. Galeano skupia się raczej na samym wskazywaniu różnych zdarzeń (takich jak upadek Grenady, stłumienie powstania Indian w bitwie o Caiboate, narodziny dyktatury wojskowej w Argentynie), na pokazywaniu, że wszystkie stulecia związane są z tym samym mechanizmem opresji: silniejsi atakują słabszych, większość wyniszcza mniejszość. Ta relacja okazuje się jednak nie tyle przyczynkiem do refleksji nad przeszłością, ile pryzmatem, przez który należy czytać współczesność – to, co kiedyś dotyczyło m.in. kolonializmu i wojen religijnych, dziś daje o sobie znać w postaci odbierania kobietom praw (na przykład aborcyjnych), postponowania czy wręcz prześladowania homoseksualistów (Galeano pisze wręcz o tym, że „Święta Inkwizycja (…) nieustannie zmienia nazwy, ale nigdy nie zabrakło jej drew, żeby usypać stos) czy rasizmu. Przez to, że autor przytacza zdarzenia z różnych stuleci, możemy się przekonać, że cały czas obracamy się wokół tych samych emocji i myśli – stale, niezależnie od epoki, ktoś jest przez społeczeństwo naznaczany, krzywdzony czy wykluczany. Jeśli nie Indianie, to czarnoskórzy; jeśli nie czarnoskórzy, to mniejszości seksualne; jeśli nie mniejszości seksualne, to kobiety. I tak bez końca.
„Dzieci czasu” to jednak nie tylko refleksja nad tym, co bolesne, ale także zbiór wielu trafnych, ironicznych i zabawnych anegdot (pochwalić należy tłumaczenie Katarzyny Okrasko), interesujących obserwacji społeczno-kulturowych, a także afirmacja kultury i dorobku naszej cywilizacji. Z książki przebija jednak przede wszystkim świadomość niesprawiedliwości dziejów (o „panu świata, królu ropy naftowej”, Johnie D. Rockefellerze, autor pisze: „Żył prawie sto lat. Podczas [jego – dod. K.B.] sekcji zwłok nie znaleziono najmniejszych skrupułów”) oraz krzywd, do jakich cały czas dochodzi. Autor stara się zachęcić nas do krytycyzmu w postrzeganiu historii (wszak należy pamiętać o tym, że piszą ją zwycięzcy), a także do przyjmowania dystansu wobec rzeczywistości – tak, by móc na chłodno, możliwie najbardziej obiektywnie oceniać i analizować to, co nas otacza.
Informacje o książce:
Tytuł: Dzieci czasu
Tytuł oryginału: Los hijos de los dias
Autor: Eduardo Galeano
ISBN: 9788328060340
Wydawca: WAB
Rok: 2019