Anty-recenzja

Apostazja katoliczki – Ewa Piprek

Apostazja katoliczki - Ewa Piprek

Apostazja katoliczki
Ewa Piprek

„Książka nie jest pracą naukową i do tego nie aspiruje, moim celem było raczej zachęcenie do samodzielnego zgłębiania szeroko pojętej tematyki Kościoła katolickiego. Niemniej starałam się sprawdzić w kilku źródłach każdą wymienioną datę czy informację, by uniknąć przekłamań lub wprowadzania czytelnika w błąd.
Lekturę szczerze odradzam tym, którzy uważają się za szczęśliwych posiadaczy tak zwanych UCZUĆ RELIGIJNYCH, szczególnie tych katolickich, ponieważ te potencjalnie mogą zostać im obrażone”.

Kościół rzymsko-katolicki nie ma ostatnio dobrej passy. Wstrząsają nim liczne skandale, wielu ludzi jest zniesmaczonych zachowaniem poszczególnych hierarchów czy zwykłych księży. Tradycyjnie narzeka się na ich pazerność, nieprzystosowanie się do współczesnego świata. Wielu – zwłaszcza młodych – decyduje się na akt apostazji.

Ponieważ interesuję się tematyką kościelną, postanowiłem przeczytać książkę Ewy Piprek pod tytułem „Apostazja katoliczki”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa BookEdit. Zanim przejdę do recenzji, muszę poczynić kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, jestem wierzącym i praktykującym katolikiem. Po drugie, z wykształcenia jestem magistrem teologii. Po trzecie, posiadam tak zwane uczucia religijne. Jak widać, nie powinienem – zdaniem samej autorki – w ogóle sięgać po ten tytuł. Jednak mimo tych ostrzeżeń właśnie jestem po lekturze tej pozycji. Lekturze, które mnie bardzo rozczarowała szczerze mówiąc.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę na szacie graficznej książki. Jest ona doprawdy fatalna. Ktoś, kto wybierał czcionkę chciał chyba zrobić na złość czytelnikom. Nagminne używanie zaś przez autorkę wyrazów pisanych dużymi literami, pogrubień i zdrobnień jest po prostu żenujące. Czy książka ta przeszła w ogóle jakąś korektę? Ewa Piprek ciągle narzeka, że kościelne dokumenty są pisane językiem niezrozumiałym, będącym „bełkotem czy masłem maślanym” – jak sama to określa. Czy zatem czytała swoją książkę, w której liczne powtórzenia są doprawdy irytujące?

Ewa Piprek nie ukrywa, że swoją książkę napisała z pozycji wrogich Kościołowi. Aby jednak coś krytykować, trzeba posiadać pewną elementarną wiedzę i uczciwość. Niestety tego u autorki zabrakło. Wyrywkowe cytowanie Biblii i przedstawianie wyrywkowych faktów z historii Kościoła to zdecydowanie zbyt uproszczony schemat. Co więcej – Piprek zaprzecza samej sobie. Wprost pisze, że każdy jest równy, że każdy ma prawo żyć i robić co chce. Oczywiście pod tym pojęciem nie mieści się Kościół i katolicy, którzy muszą wyp…. Z Polski. To już czysta schizofrenia.

Ja rozumiem, że autorka nie lubi Kościoła i księży – ma do tego prawo. Jednak przedstawia bardzo wypaczony obraz, uciekając się często do manipulacji. Podczas lektury uderzyło mnie kilka takich faktów. Otóż według autorki wszyscy księża to młode, wypasione, dwumetrowe zdrowe byczki. Chciałbym zatem zapytać Ewy Piprek, czy nigdy nie widziała księdza starego, chorego, niewidomego? Czy nie spotkała księdza chorującego na przewlekłą chorobę? Może widziała choćby księdza po prostu szczupłego? Nie, wszyscy to zdrowe młode byczki. Ponieważ jako teolog znam wielu księży, to zaświadczam, że wśród nich również są chorujący na nowotwory, umierający w młodym wieku, cierpiący na różne choroby.

Podczas lektury bardzo irytował mnie prześmiewczy ton autorki i kretyńskie zdrobnienia, których używa – oczywiście tylko w odniesieniu do terminów kościelnych. Ewa Piprek ciągle nawołuje do wzajemnego szacunku i do tego, aby nikogo nie wykluczać. Tymczasem sama absolutnie nie szanuje katolików – pisząc o Janie Pawle II „święty kremówka”. Naprawdę? Może ja również wymyślę sobie jakieś przezwisko i zamiast Ewa Piprek będę konsekwentnie pisał „głupia apostatka”? Można? Można, ale po co? Serio autorka myśli, że to przysporzy jej popularności czy powagi? Zdecydowanie nie tędy droga.

Właściwie gdyby książka nie była zwykłym laniem wody, to z powodzeniem mogłaby być o połowę krótsza. „Apostazja katoliczki” obraca się bowiem tak naprawdę wokół jednego tematu – seksualności. Autorka nieustannie narzeka, jak to Kościół zawłaszczył tę sferę, jak obwarował ją nakazami i zakazami, jak sprawił, że autorka popadła niemal w depresję. Tymczasem Kościół ma swoją teologię i swoją naukę, którą – zgodnie z tezami autorki – może mieć. Co w tym dziwnego? To tak jakby zajadle krytykować wegetarian za to, że nie jedzą mięsa.

Najgorsze jednak jest to, że autorka popełnia liczne błędy. Odpuszczanie grzechu aborcji nie jest zarezerwowane dla biskupa. Małżeński seks dla przyjemności jest jak najbardziej dozwolony. Kobiecy orgazm również (kobieta może się nawet doprowadzić do niego sama po stosunku, jeśli w jego trakcie nie została zaspokojona – tak tak, to wszystko ta zła katolicka teologia).

Apostazja katoliczki” to książka, która mnie zawiodła. Jest napisana chaotyczne, nieobiektywnie i wrogo dla czytelnika (czcionka, pogrubienia itp.) Naiwnie myślałem, że Ewa Piprek napisała poważną pozycję, skłaniającą do rzeczowej wymiany argumentów. Tymczasem czytelnik otrzymuje niemal powieść autobiograficzną, w której musimy czytać o seksualnych przygodach autorki. Książka słaba – zarówno jako erotyk jak i ironiczny atak na Kościół.

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać