„Indie – tyle o nich powiedziano i napisano. Tyle ich już pokazano. Jednak wciąż kuszą i rozpalają marzenia. I wciąż pozostają tajemnicą”.
Kiedy sięgam po „Zakochani w świecie. Indie” – książkę, na okładce której widnieją te słowa – zastanawiam się, czym (i czy w ogóle) można jeszcze Czytelnika zaskoczyć. Bo opowiadać o Indiach – bez powtarzania, spłycania czy ocierania się o banał, za to z nutą świeżości – to dzisiaj nie lada wyzwanie. Czy podoła mu Autorka recenzowanej pozycji?
Tym razem w podróż po subkontynencie indyjskim zabierają nas „Zakochani w świecie” – Joanna Grzymkowska-Podolak (autorka książki) i jej mąż, Jarek. Jak sami piszą o sobie, są
„operatorsko-dziennikarskim małżeństwem, które po tym, jak dostało od życia tak zwanego „kopa”, podjęło decyzję o zmianach. Takich, które wywracają życie do góry nogami. No, i które nierozerwalnie łączą się z podróżami. I opowiadaniem o nich”
Kilkumiesięczna backpackerska wyprawa do Indii to ich druga wspólna podróż, która zaowocowała cyklem telewizyjnych reportaży oraz książką (debiutem było Maroko) – a jej lektura daje również dodatkowy wgląd w to, jak wygląda praca dziennikarzy-globtroterów i pozwala zajrzeć za telewizyjne kulisy. Asia i Jarek prowadzą też bloga Zakochani w świecie, poświęconego oczywiście swoim podróżom.
Swoją 4-miesięczną, indyjską przygodę „Zakochani” rozpoczynają w Bombaju, zwanym oficjalnie Mumbajem. Stamtąd wyruszają do Hampi, potem – do Goi i dalej na samo południe Indii: do Kerali i Tamilnadu. Odwiedziwszy oddaloną o dwie doby jazdy pociągiem Kalkutę, zatrzymują się pod chińsko-bhutańską granicą. Następnie kierują się ku dwóm „świętym” miastom – Bodhgaja i Waranasi, a stamtąd – do Agry, gdzie znajduje się „mekka” wszystkich turystów, czyli słynny Tadż Mahal. „Zahaczając” jeszcze o sąsiadujące z Pakistanem Pendżab i Radżasthan, powracają do Bombaju, miasta, w którym rozpoczęli swoją przygodę. A stamtąd – do domu, do Polski. Każdemu z miast/stanów poświęcony został osobny rozdział (jest ich 17) tej ponad 300-stronicowej relacji z podróży. Jak można się domyślić na podstawie (tylko) przybliżonego opisu trasy, podróż Podolaków „dookoła Indii” była niezwykle intensywna.
Bardzo dobrym pomysłem (przynajmniej dla mnie) okazało się dołączenie do książki mapy Indii (na wewnętrznej stronie okładki), dzięki czemu mogłam wizualnie śledzić trasę podróży. Żałuję natomiast, że w trakcie lektury równolegle nie oglądałam nagrań video, które okazały się być dostępne w sieci (odnośniki do nich /na okładce/ zauważyłam już po lekturze). Innym Czytelnikom polecam jednak taki „dwutorowy” sposób czytania, bo chociaż książka pełna jest doskonałych, kolorowych zdjęć autorstwa Jarka Podolaka, to momentami czuje się niedosyt. Zainteresowanych foto- i video-relacją już teraz zachęcam do odwiedzin bloga Asi i Jarka oraz portalu Zwierciadło – na obu tych stronach można obejrzeć fotogalerię oraz nagrania z podróży, co z pewnością pozwoli poczuć „klimat” tej wyprawy.
Asia, narratorka, zdecydowała się na bardzo bezpośrednią formę relacji – zarówno pod względem stylu, jak i treści. Język jej narracji jest więc bardzo prosty, naturalny, potoczny; nie brak w nim kolokwializmów, a nawet odrobiny wulgaryzmów (ale z wyczuciem). Często pojawiają się zapisy rozmów, które prowadziła z mężem, co tę relację urozmaica i ożywia. Mówiona mowa, w połączeniu z bardzo intensywnym tempem, w jakim toczy się wyprawa, przypominała mi niekiedy transkrypcję filmu dokumentalnego. Szczególnie na początku tej relacji odczuwałam pośpiech i nerwowość, która towarzyszyła Podolakom – ja-Czytelniczka – chętnie na dłużej zatrzymałabym się np. w Mumbaju czy na Goa, ale małżeństwo najwyraźniej dopiero musiało nauczyć się „przeżywać” i relaksować, albo… zew przygody (tudzież zawodowe obowiązki) gnał ich w takim tempie ku kolejnym celom na mapie
Tym, co w relacji autorki urzekło mnie najbardziej, jest jej autentyczne i nieudawane podejście do ludzi: akceptacja i szacunek, szczere zainteresowanie, konsekwentne nieocenianie – nawet tego, co wydaje się dziwne i niezrozumiałe; ogromna pokora wobec życia. Szczególnie poruszył mnie fragment opisujący kilkudniowy wolontariat w Kalkucie, którego podjęli się Asia i Jarek i żałowałam, że cała ta książka nie została napisana w tak emocjonalnym i osobistym stylu. Percepcja Joanny jest niczym obiektyw kamery – rejestruje, ale nie ocenia. Przyznam, iż – poniekąd w związku z powyższym – w tej relacji czegoś mi jednak zabrakło. Odebrałam ją jako momentami zbyt płytką, powierzchowną. Czytając fragmenty poświęcone (przykładowo) buddyjskim klasztorom i życiu mnichów, wprost nie mogłam się doczekać, kiedy narracja zejdzie na głębszy poziom, kiedy autorka zanurkuje głębiej… ona tymczasem pozostała na powierzchni, poprzestając na dość suchym i lakonicznym opisie z poziomu „formy” (przyznając szczerze, iż o buddyzmie nie wie nic). Zabrakło mi również bardziej rozbudowanych opisów posiłków, które Podolakowie jadali (a których nazw i składu byłam naprawdę ciekawa), czy ajurwedyjskiego masażu.
Mimo całej sympatii do Autorki – jej naturalnego stylu i ujmującego uśmiechu oraz pomimo bardzo pochlebnych recenzji tej pozycji, „Indie…” Podolaków mnie osobiście nie zachwyciły. (Podkreślam, iż jest to moja subiektywna opinia). Dlaczego?
Być może wynika to z faktu, iż Indiami i Dalekim Wschodem interesuję się od dawna (Zapraszam do moich recenzji z tej tematyki: A suknię ślubną kupiłam w Suzhou. Codziennik chiński, , Państwo Środka od środka. Za Chińskim Murem, Pisane Słońcem) w związku z czym moje oczekiwania mogą być po prostu nieco inne. W większości tych „azjatyckich relacji” powtarzają się chociażby opisy: ulic przepełnionych śmieciami i szczurami, realiów kupowania biletów czy podróżowania pociągiem oraz – oczywiście – szeroko dyskutowane są kwestie lokalowo-higieniczne (innymi słowy – azjatyckie toalety, a raczej ich brak) czy często nękające turystów zatrucia pokarmowe. Natomiast opisy miast i zabytków znane są z kolei chociażby z programów dokumentalnych czy podróżniczych. Ktoś może zapytać (i słusznie!): „Czy realistycznym jest oczekiwać czegoś ponad to, skoro najwyraźniej właśnie TAK wyglądają Indie?” Nie wiem, ale uświadomiłam sobie, że w tego typu publikacjach szukam jednak czegoś zdecydowanie głębszego. A czego konkretnie? Na pewno pochylenia nad szeroko pojętą kulturą danego kraju czy narodu, większej uwagi poświęconej kwestiom społeczno-religijnym, językowi, kuchni. I chociaż w swojej relacji Joanna Podolak sporo miejsca poświęciła niektórym zwyczajom (np. kremacje nad Gangesem, Sati) czy kwestiom społeczno-obyczajowym (sytuacja kobiet), to ja pozostałam z trudno uchwytnym uczuciem niedosytu. Ponadto, jeśli już czytam po raz kolejny o tym samym, to chciałabym, aby to zostało mi przedstawione z nieco innego punktu widzenia, z nutą świeżości. A tym, co ją moim zdaniem wnosi, jest subiektywna refleksja autora (od której raczej powstrzymywała się Podolak).
Uświadomiłam sobie w końcu, że szukam bardziej OPOWIEŚCI, niż foto- czy video-relacji z podróży. Opowieści o życiu, które w innej części globu przeżywane jest inaczej. I o tym, jak podróże odmieniają tego, kto podróżuje. Dlatego też w mój gust i potrzeby bardziej trafiła chociażby zrecenzowana na MoznaPrzeczytac.pl pozycja pt. „Pisane słońcem” Macieja Roszkowskiego. Bo to bardziej książka o podróży w głąb siebie, dla której Azja stanowi tło.
„Indie…” Joanny Podolak – pomimo powyższych, osobistych zastrzeżeń – uważam za dobrą i wartościową pozycję, w dodatku przepięknie wydaną. Ze względu na dość pragmatyczny charakter, z pewnością będzie niewątpliwie przydatna dla tych, którzy przygotowują się do przeżycia swojej własnej indyjskiej przygody.
Informacje o książce:
Tytuł: Zakochani w świecie. Indie
Tytuł oryginału: Zakochani w świecie. Indie
Autor: Joanna Grzymkowska-Podolak
ISBN: 9788328318366
Wydawca: Bezdroża
Rok: 2015