Chociaż nieczęsto sięgam po kryminały czy thrillery, tym razem postanowiłam zrobić wyjątek. A skusiła mnie powieść o intrygującym tytule „W głąb labiryntu”, oraz niebanalnej okładce – budzącej grozę, owianej aurą tajemniczości, w jakiś sposób magnetycznej. Chociaż nie kierowałam się wyłącznie szatą graficzną, to w połączeniu z tytułem oraz lakonicznym (i równie intrygującym) opisem na okładce, stanowiła w moim odczuciu zapowiedź lektury nietuzinkowej, będącej czymś więcej niż tylko konwencjonalną powieścią akcji. Czy miałam rację?
Wyobraź sobie labirynt… W Twoim umyśle z pewnością pojawił się już jakiś obraz. Jaki jest Twój labirynt? Budzi przerażenie, czy intryguje i zaprasza do wspólnej zabawy? Jest zapowiedzią dramatu, czy raczej radosnej przygody? Jak się czujesz na myśl, że miałbyś do niego wejść? A gdyby ktoś nagle Cię w niego do prostu „wrzucił”?
Podobno labirynt jest jednym z bardziej uniwersalnych motywów (tzw. toposów), dlatego niezwykle często i chętnie sięgają po niego artyści i wszelcy twórcy, reprezentujący wszystkie kręgi kulturowe. W czym tkwi przyczyna jego uniwersalności? C. G. Jung odparłby zapewne, iż motyw ten symbolizuje coś, co obecne jest w zbiorowym, nieświadomym umyśle całej ludzkości. Idąc jeszcze dalej i puszczając wodze fantazji, wyobrażam sobie, że ten symbol – labirynt – usiłuje coś nam przekazać. Może właśnie poprzez Siegge Eklunda, współczesnego szwedzkiego pisarza i jego książkę? Tę, którą właśnie trzymam w dłoniach? Kto wie? W końcu tytułowy „labirynt” to motyw przewodni całej powieści i element spajający wszystkie wątki.
Ale zejdźmy bardziej na ziemię, a raczej „W głąb labiryntu”. Bo o tym przecież mowa. Przyczyną zawiązania akcji tej powieści jest zniknięcie 11-letniej dziewczynki, Magdy Horn, przy czym „zniknięcie” to słowo użyte nieprzypadkowo. Zarówno okoliczności, jaki i przyczyny tego zdarzenia owiane są mgłą niejednoznaczności, a sam pisarz dba o to, by wszystko to, co już zostało wyjaśnione, po chwili znów stało się znakiem zapytania. O samej Magdzie czytelnik dowiaduje się niewiele (poza tym, że zawsze była „innym” dzieckiem, jakby przeczuwała, że spotka ją coś złego) i nie dostaje też szansy na poznanie jej punktu widzenia. A szkoda. Chociaż to zniknięcie dziewczynki jest pretekstem do zawiązania akcji, to jej rodzice i ich przeżycia wydają się być postawione w centrum. A Magda jest dzieckiem rodziców nietuzinkowych – Asy, zapracowanej psycholożki oraz Martina, poważanego wydawcy i niewiernego męża, podejrzewanego przez policję o udział w jej zniknięciu.
To właśnie ich wewnętrznym światom przeżyć, pisarz poświęcił najwięcej uwagi, bowiem dla tych rodziców rodzinna tragedia okazała się przyczyną otwarcia przysłowiowej puszki Pandory. Puszki, w której całymi latami czaiły się demony lęku, poczucia winy i chorej ambicji, bolesne wspomnienia z dzieciństwa, nieuwolnione traumy. Nagle okazało się, że całe swoje życie – karierę, rodzinę i własną tożsamość – zbudowali na pisaku. I to wcale nie zniknięcie Magdy zburzyło ten kruchy świat niczym domek z kart, wręcz przeciwnie – graniczna sytuacja jedynie ujawniła prawdę.
Zniknięcie dziecka sprawiło, że oboje zostali zmuszeni do konfrontacji z bolesną prawdą – o sobie samym, o swoim dzieciństwie i swojej rodzinie, a także o własnym małżeństwie. Co pozostanie, gdy runą wszystkie iluzje? Oprócz rodziców Magdy, poznajemy jeszcze dwoje bohaterów, którzy wydają się mieć związek z jej tajemniczym zniknięciem – Toma, współpracownika Martina oraz Katję, szkolną higienistkę i byłą dziewczynę Toma.
Powieść Sigge Eklunda została skonstruowana jako zbiór narracji, w których trzecio-osobowy narrator po kolei przedstawia sytuację z punktu widzenia każdego z tych czworga głównych bohaterów. I tylko im daje głos. Żałuję, że pisarz zdecydował się na okrojenie postaci Magdy, ponieważ swoim spojrzeniem na całą sytuację mogłaby wiele wnieść, z drugiej strony – zastosowane rozwiązanie sprzyja utrzymaniu klimatu tajemniczości, niedopowiedzenia. Chociaż wątkiem przewodnim powieści jest śledztwo w sprawie zniknięcia dziewczynki, próżno tu szukać rozwinięcia aspektów kryminalno-detektywistycznych, co może niektórych czytelników rozczarować. Należałoby właściwie stwierdzić, iż większość akcji dzieje się umysłach głównych bohaterów i to w nich rozgrywa się największy dramat. A każdy z nich w ma swój własny, prywatny labirynt. Taki, przez który musi przedrzeć się sam. O ile wyjście w ogóle istnieje. Labirynt wspomnień, lęków i nadziei, niezrealizowanych ambicji, sztywnych schematów postrzegania i myślenia. Być może – poprzez taką specyficzną konstrukcję powieści – pisarz chciał pokazać, jakie mogą być konsekwencje sytuacji, gdy człowiek się zafiksuje i utknie w labiryncie własnego umysłu, przestając zauważać na innych ludzi i ich świat. A trzeba Eklundowi przyznać, że na ludzkiej psychice naprawdę się zna i mechanizmy jej funkcjonowania opisuje z wręcz bolesną prawdą, co czyni powieść i bardzo przekonującą, i w pewnym sensie momentami przerażającą. Podsumowując, według mojej subiektywnej oceny, „W głąb labiryntu” to w 10% kryminał (thriller), a w pozostałych 90%… powieść psychologiczna.
W miarę zbliżania się ku końcowi powieści (czyli rozwiązaniu zagadki zniknięcia dziewczynki), moje czytelnicze emocje tylko rosły, wciąż na nowo umiejętnie podsycane przez Eklunda. Ostatnie kilkadziesiąt stron dosłownie pochłonęłam, jednakże – ku memu niedowierzaniu – upragniona odpowiedź nie nadeszła. Moje czytelnicze ego oberwało obuchem w głowę i długo nie mogło uwierzyć w psikus, jaki mu zrobiono.
Po skończonej lekturze (i gdy już nieco ochłonęłam), mimo zawodu spowodowanego zakończeniem, myślę: „Było warto”. A książkę polecam. Chociaż zdecydowanie bardziej pasjonatom meandrów ludzkiej psychiki, niż miłośnikom klasycznych kryminałów czy thrillerów.
Informacje o książce:
Tytuł: W głąb labiryntu
Tytuł oryginału: In i labirynten
Autor: Sigge Eklund
ISBN: 9788377056233
Wydawca: Dom Wydawniczy PWN
Rok: 2015