Recenzje książek

Upadły Anioł – Daniel Silva

Recenzja książki Upadły Anioł - Daniel Silva

Upadły Anioł
Daniel Silva

Powieści kryminalne spod znaku tajemnicy watykańskiej, wyrastają jak grzyby po deszczu, za sprawą sławetnego „Kodu Leonarda Da VinciDana Browna. Jak za dotknięciem magicznej różdżki powstały różnorakie teorie, na temat tajemnic trzymanych pośród murów najmniejszego państwa świata. Watykan stał się z dnia na dzień uosobieniem miejsca, gdzie czytelnicy doszukują się zakończenia swoich wypraw myślowych o teorii, która mówi, że kościół oszukiwał ich przez cały czas. Wystarczy do tego dodać, że Watykan rzeczywiście bardzo pilnie strzeże dostępu do swoich zbiorów muzealnych, i mamy temat idealny dla powieści kryminalnej lub szpiegowskiej. Nie trzeba w tym wcale upatrywać prawdy, ale jedynie ludzką potrzebę sensacji, która wyrosła wraz z rozwojem telewizji. Ma to ogromny wpływ na zwykłego czytelnika, który szuka podobnych przeżyć na kartach książki. W mojej ocenie, nie ma co ukrywać – większość ludzi sięga po książki takie jak „Upadły Anioł” ponieważ dała się zwieść mainstreamowym mediom i szuka odpowiednika, substytutu, tego czego doświadczyła już wcześniej. W książce Daniela Silvy, odnajdą to czego szukają, ale mogą się zaskoczyć rzeczami zupełnie nowymi.

Stworzenie książki, która jest kryminałem, zdaje się być wyczynem prostym, ale tylko w swoim założeniu. Poprowadzenie całego biegu fabuły w taki sposób, aby nie pozwolić czytelnikowi na całkowite rozszyfrowanie, a jednocześnie na pozwolenie mu na odkrywanie małych elementów układanki, wymaga prawdziwego talentu. Trzeba wiedzieć jak i kiedy należy wpleść w całą opowieść konkretny wątek, tak aby nie zdradzić zbyt wiele z całości. Z drugiej strony nie można czytelnika znudzić, trzeba podtrzymywać jego głód wiedzy i zaspokajać go rewelacjami co kilka stron. Chyba dlatego nigdy nie zrozumiem fanów kryminału – poszukują stymulacji na wzór tej matematycznej, wszystko musi się zgadzać, nic nie może być wyjęte poza wzór. Tak właśnie odebrałem książkę Daniela Silvy – matematyczny wzór, który układa się w jedno, a margines błędu jest wyjątkowo mały.

Pierwsze strony książki witają nas mrocznym klimatem. Już na samym wstępie pojawia się śmierć. Nie robi tego w sposób miły, ale gwałtowny i nieoczekiwany. Jeśli książka zaczyna się od śmierci, możemy być pewni, że nie zabraknie jej na dalszych stronach. Gabriel Allon – były as wywiadu Izraelskiego, obecnie na „emeryturze”, którą poświęca na renowacje dzieł sztuki, zostaje poproszony o pomoc w rozwikłaniu zagadki śmierci młodej kobiety. Allon nie chce tego robić, ale przez swoje dawne czyny i koneksje nie ma wyboru. Biorąc pod uwagę jego wiedzę na temat struktur zarządzania Watykanem oraz liczne kontakty z innymi komórkami wywiadowczymi z Izraelskim na czele, zostaje postawiony przed oczywistym wyborem. Allon z dnia na dzień musi porzucić swoją „emeryturę” szpiega i zająć się sprawą, która potocznie mówiąc cuchnie na kilometr. Jak inaczej nazwać sytuację gdzie w Bazylice Świętego Piotra zostaje odnalezione ciało? Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a wszystkie tropy prowadzą do miejsca gdzie Allon nie chce być? Oczywistym jest, że to miejsce sięgać będzie wyższych struktur kościoła. Bez tego nie było by sensacji, która „Upadłego Anioła” wyniosła na pierwsze miejsca sprzedaży.

Przez całą lekturę książki miałem nieodparte wrażenie, że czytam powielony miliony razy schemat. Jedyne co mnie pozytywnie nastawia do „Upadłego Anioła” to język pisania. Wszystko jest poprawnie, aż za bardzo, jakby książka miała być przygotowaną bombą zanim ktoś wpadł na pomysł jej zmontowania. Pomimo niemożliwości przewidzenia fabuły, wszystko wygląda w niej na odtwarzanie jakiegoś scenariusza. Każda strona jest czymś nowym, ale zaraz po jej przeczytaniu ma się wrażenie jakby to już gdzieś się czytało. Dysonans w odbiorze „Upadłego Anioła” robi swoje, szczególnie pod koniec lektury. Czytelnik ma wrażenie, że przeczytał nową książkę, ale tak naprawdę wcale tego nie zrobił. W książce Silvy nie tylko nie ma nic nowego, ale nie ma nic odkrywczego. Pomimo tego czyta się ją z zapartym tchem, jakby czytało się pierwszy raz kryminał.

Pisarze nowej fali kryminalnej, są sobie podobni – próbują przedstawić tę samą historię ubraną w inne kolory. Pierwszym z nich był wspomniany Dan Brown, a który stworzył podwaliny pod kryminalną sensację Watykańską. Obeznany czytelnik doceni w „Upadłym Aniele” cechy klasycznego kryminału, dobrego poprowadzenia fabuły i dbałość o język pisania. Zauważy też, że jest to książka, która jest kopią setek sobie podobnych, mających na celu tylko zysk.

Długo zastanawiałem się jak podsumować moją przygodę z książką. Uważam, że moje przemyślenia odda jeden cytat w którym jest zawarte meritum książki:

„Miał wrażenie, że zagląda pod powierzchnię nastawy ołtarzowej i natyka się na fragmenty obrazów ukryte pod warstwami farby – tu na posadzce kościoła leży martwa kobieta, tam rabuś grobowców za swoje grzechy rozpuszcza się w kadzi z kwasem, jeszcze gdzieś indziej upadły kapłan szuka Boga w ramionach kochanki.”

Zostawiam Was z tym cytatem, którego znaczenie odkryjecie tylko jeśli sięgniecie po książkę Daniela Silvy „Upadły Anioł”.

Informacje o książce:
Tytuł: Upadły Anioł
Tytuł oryginału: The Fallen Angel
Autor: Daniel Silva
ISBN: 9788377585016
Wydawca: MUZA
Rok: 2013

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać