Anty-recenzja

Spłycenie oddechu – Marcin Pełka

Spłycenie oddechu - Marcin Pełka

Spłycenie oddechu
Marcin Pełka

Bodaj największym grzechem w marketingu jest rozbudzenie oczekiwań, a następnie ich niespełnienie. W końcu obietnica powinna pokrywać się z tym, co otrzyma odbiorca. Niestety, często tak nie jest. Idąc dalej – taki dysonans prowadzi do rozczarowania, które ma swoje konsekwencje. Trudno jest bowiem odzyskać utracone zaufanie.

Tych kilka gorzkich refleksji przyszło mi na myśl podczas lektury “Spłycenia oddechu” Marcina Pełki. W tym wypadku marketing (z naciskiem na znakomitą robotę copywritera) okazał się być ciekawszy niż sama książka:

“Marcin Pełka w swoim nowym zbiorze opowiadań s-f rozwija przed czytelnikami zaskakujące wizje spotkań mieszkańców naszej planety z superinteligentnymi cywilizacjami. Bawi się konwencjami i konstrukcjami innych światów, a na koniec każdej historii serwuje błyskotliwą puentę, która całkowicie zmienia jej odbiór. Przekonajcie się, do jakich katastrof może doprowadzić rozwój technologiczny…”

Przyznacie, że to bardzo sugestywny, oddziałujący na zmysły, opis. Kiedy go czytałem, przychodziły mi do głowy najciekawsze sceny z serialu “Black Mirror”. Świetnie przedstawiono w nim świat nowych technologii ze wszystkimi konsekwencjami. Spodziewałem się więc naprawdę dobrej, porywającej wręcz, rozrywki.

Srodze się jednak zawiodłem.

Bo w “Spłyceniu oddechu”, która jest zbiorem 20 niepowiązanych z sobą opowiadań, próżno szukać tego, co obiecuje wydawca. Może z jednym wyjątkiem. Historia zatytułowana “Niezmącony spokój trupa” jest naprawdę niezła i przewrotna. Poza nią w krótkich, bo zaledwie kilkunastostronicowych, opowiadaniach brakuje ciekawych zaskoczeń, frapujących konwencji, błyskotliwych puent i intrygujących katastrof.

Zacytowany wcześniej opis różni się więc niepomiernie od zawartości książki. Szkoda. Dla czytelnika, oczywiście.

Być może przyjęta konwencja krótkich historii stanęła na przeszkodzie w stworzeniu czegoś, co byłoby oryginalne i jednocześnie wciągające. Opowieściom brakuje dynamiki, sensownego rozwinięcia akcji oraz atrakcyjnego zakończenia.

Dla przykładu – w “Dziewczynie z plaży” spotykamy żołnierza, którego niespełnionym marzeniem jest atrakcyjna kobieta biegająca po tytułowej plaży. Mężczyźnie brakuje odwagi, aby ją zaczepić i poznać. Jeśli wierzyć zapewnieniom z okładki “Spłycenia oddechu”, na końcu opowiadania powinien nastąpić nieoczekiwany zwrot akcji. Tak się jednak nie stało. Żołnierz nie znalazł w sobie sił, aby zamienić z dziewczyną choć parę słów.

Ten motyw powtarza się, choć w nieco innym wydaniu, w przywoływanym już “Niezmąconym spokoju trupa”. Summa sumarum bohater i tej opowieści nie decyduje się na świadome wyznanie uczuć kobiecie, którą jest zauroczony. Nie uważam, żeby powtarzanie wątków było dobrym pomysłem. Wręcz przeciwnie – jest to coś wtórnego.

Jakby tego było mało, poczucie humoru, które serwuje nam autor, jest po prostu ciężkostrawne i w złym stylu. Odwołuje się przy tym do najniższych ludzkich instynktów…

Oto kilka cytatów:

“Spier***aj złamasie!”

“Nikt mi nie powie, że to normalne, aby jajka nosić na wierzchu!”.

“Szczepan szczy w szczaw”.

Wszystkie fragmenty pochodzą z opowiadania pt. “Naprawa”.

Im dalej w las, tym więcej drzew.

Znużył mnie dylemat Michała, bohatera “Pieśni wielorybów”, który lewitując nad powierzchnią Ziemi, nie mógł rozstrzygnąć, czy pływa, czy lata…

Podobne odczucia wywołała we mnie historia dwóch młodych mężczyzn, których plan wysadzenia w powietrze kolonii obcych spala na panewce (“Dywersja”). Infantylnych mężczyzn, dodam, o czym świadczą m.in. takie słowa wypowiedziane przez jednego z nich:

“Nażremy się fasolki, poczekamy na wiatr we właściwym kierunku, wypniemy się w stronę stacji i puścimy kilka bąków”.

Ta “spektakularna” historia ostatecznie skłoniła mnie do tego, żeby nie kontynuować lektury tej osobliwej książki.

Myślę, że moja opinia byłaby łaskawsza, gdyby nie zapowiedź niesamowitych wrażeń, których w “Spłyceniu oddechu” jest jak na lekarstwo. Największy potencjał w zebranych opowiadaniach drzemie we wspomnianym już “Niezmąconym spokoju trupa”. Gdyby autor rozwinął tę historię i skupił się tylko na niej, mogłaby powstać naprawdę sensowna książka. Tak się jednak nie stało.

W każdym razie Marcin Pełka ma już bardzo dobry, spełniający wymagania wybrednego odbiorcy, opis. Okładka książki też jest świetna i zachęca do tego, aby poznać jej zawartość. Brakuje jedynie treści, która dorówna im poziomem. Może następnym razem?

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać