W ramach świątecznego prezentu kupiłem sobie moją ulubioną książkę z okresu dzieciństwa i (wczesnej) młodości – „Pokój na poddaszu” Wandy Wasilewskiej. Od kiedy pamiętam, jej lektura wywoływała we mnie mnóstwo emocji, trzymając mnie w napięciu do ostatniej strony, choć zawsze kończyła się w taki sam sposób… Byłem równie poruszony, kiedy odkryłem, że dzisiaj książka jest zapomniana i ma zaledwie jedną dobrą recenzję w Internecie! Z racji mojego ogromnego sentymentu nie mogłem pozwolić, aby ten stan rzeczy trwał dłużej. Postanowiłem więc połączyć przyjemne z pożytecznym, dlatego teraz czytacie moje refleksje.
„Pokój na poddaszu” był w okresie PRL lekturą obowiązkową, jedną z ulubionych mojej mamy. Nic więc dziwnego, że w jej biblioteczce znalazłem mocno wyeksploatowany egzemplarz z prostym, ale jakże sugestywnym, rysunkiem (!) na okładce. To dzisiaj mocno niecodzienne i rzadko spotykane rozwiązanie, a szkoda. Cieszę się niezmiernie, że po kilkunastu latach udało mi się nabyć identyczne wydanie z 1963 r. (przy odrobinie szczęścia można dostać nowsze). Żadne słowa nie oddadzą wyjątkowego zapachu pożółkłych już stron…
Akcja książki przenosi nas do przedwojennej Warszawy, do budynku o drewnianych jeszcze schodach, gdzie na ostatnim piętrze znajduje się tytułowy pokój. To szczególne miejsce, w którym czwórka rodzeństwa: Anka, Ignaś, Zosia i Adaś Sielscy przeżywają swoje smutki i radości. Niestety, powodów do śmiechu – przynajmniej na początku – mają jak na lekarstwo, ponieważ dzieci są sierotami. Właśnie pochowały matkę, a ich ojciec nie żyje od kilku lat. Anka – najstarsza z całej tej gromadki – wykazuje się nie lada odpowiedzialnością (choć może jest to normalna reakcja w obliczu takiej tragedii?), obiecując sobie, rodzeństwu i matce, że uczyni wszystko, aby zapewnić im byt. To ogromne poświęcenie, ponieważ trafia do fabryki, gdzie zajmuje się tkaniem bawełnianych nici. Podobnie jak jej matka, która zmarła wskutek pyłu trafiającego do jej płuc. Dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, jaki czeka ją los…
Muszę przyznać, że kolejny raz moją uwagę zwróciła wielka dojrzałość i solidarność rodzeństwa, które – nie boję się tego napisać – zostało okradzione z dzieciństwa. Zamiast przeżywać swoje małe niepowodzenia i niespełnione marzenia, musi stawić czoła prozie życia i dylematom świata dorosłych. Czy opłacić komorne (dawniej czynsz) za pokoik, czy naprawić buty Adasia? Dzisiaj, w czasach smartfonów, iPodów, laptopów i innych dobrodziejstw XXI wieku, „rozterki” są zgoła odmienne… Dzieci i młodzież tkwią w pogoni za najnowszym modelem telefonu, chcą mieć markowe ciuchy, aby nie zostać wykluczonymi z rówieśniczego grona, czy licytują się, kto ma więcej „subów” na YouTube… Takie są problemy ludzi pierwszego świata.
Na szczęście rodzeństwo Sielskich może na siebie liczyć. Ignaś sprzedał swój rower, aby dołożyć się do rodzinnego budżetu. Przejął też rolę ojca, który zajmuje się niezbędnymi naprawami sprzętu domowego. Zosia spełnia się w gotowaniu, robieniu zakupów i opiece nad młodszym bratem, dając mu tym samym odrobinę normalnego dzieciństwa. Cóż, tak to już jest, kiedy dzieci stają się rodzicami dla samych siebie.
„Pokój na poddaszu” doskonale ilustruje naszą najlepszą narodową cechę – jednoczenie się w obliczu trudności. Kiedy Adaś ulega wypadkowi i grozi mu trwałe ograniczenie ruchowe, kobiety z fabryki, w której pracuje Anka, solidarnie wspomagają ją finansowo, aby mogła zapewnić bratu fachową rekonwalescencję. Podobnie dzieje się, kiedy umiera dziadek – jedyny żywiciel, mieszkającej po sąsiedzku, Helenki. To właśnie w wyniku oddolnej inicjatywy najmłodszych mieszkańców budynku dziewczynka nie musi martwić się o swój byt. Buduje mnie świadomość, że mimo upływu lat nie zatraciliśmy tego, co jest w nas najcenniejsze.
Mimo dosyć dużej dozy dramaturgii, jaka wkradła się w poprzednie akapity, książka ma w sobie coś z… bajki. Choć rodzeństwu nie jest lekko, radzą sobie z napotykanymi przeciwnościami – czy to sami, czy z pomocą innych ludzi. Dzięki temu wiem, że wszystko potoczy się we właściwym kierunku. A może tu dochodzi do głosu moja doskonała znajomość tej historii?
„Kiedy byłem małym chłopcem” oddawałem się lekturze „Pokoju na poddaszu” przede wszystkim w okresie przedświątecznym. Głównie ze względu na niezwykłe przygotowania rodzeństwa do Wilii (Wigilii), które napełniały moje serce radością. Tym razem było podobnie…
Lubię takie „powroty do przeszłości”, powroty do świata, którego już nie ma. Ten był nadzwyczaj udany. Czytając kolejne strony książki, widziałem te same obrazy, które towarzyszyły mi kilkanaście lat temu – ciemny pokoik, w którym mieszka rodzeństwo, podwórko, postaci sąsiadów… Znowu miałem ściśnięte gardło, kiedy zbliżałem się do jej końca. I to jest najważniejsze – lektura nie powinna pozostawać czytelnika obojętnym, bezrefleksyjnym, tylko wywoływać w nim emocje. „Pokój na poddaszu” potrafił mnie ponownie poruszyć, czym zasłużył sobie na moją najwyższą ocenę.
Informacje o książce:
Tytuł: Pokój na poddaszu
Tytuł oryginału: Pokój na poddaszu
Autor: Wanda Wasilewska
ISBN: brak
Wydawca: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Rok: 1963