„Książka ta mówi o ciągłości społecznych mechanizmów panowania i oporu w Polsce oraz o ważnym mechanizmie emancypacji.
Ciągłość ta była – mimo wszystkich politycznych i społecznych zawirowań – zadziwiająca mimo przewrotów, zaborów, powstań, okupacji i rewolucji. Struktury społeczne są jednak trwalsze od osób. Dziedzictwo opresyjnych instytucji społecznych – takich jak pańszczyzna – wpływa na relacje władzy przez kolejne stulecia”.
Historia to pasjonująca dziedzina nauki. Można ją pisać czy opowiadać na wiele sposobów. Nie mam tu na myśli oczywiście jej celowego fałszowania czy zniekształcania. Nawet dzieje jednego kraju można opowiedzieć przez pryzmat historii politycznej, gospodarczej czy społecznej.
Każdy, kto śledzi nowości rynku wydawniczego z pewnością zauważy, że pojawiło się ostatnio kilka książek, opowiadających dzieje Polski z perspektywy chłopskiej. Mam na myśli chociażby takie tytuły jak „Bękarty pańszczyzny. Historię buntów chłopskich” czy „Śladami Szeli”. Kuszą one czytelnika nowym spojrzeniem na dzieje naszego kraju, czy „rozprawą z narodowymi mitami”.
W ten trend wpisuje się również monumentalna publikacja Adama Leszczyńskiego pod tytułem „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa WAB. Jej autor jest historykiem, socjologiem i dziennikarzem. Jego książka została entuzjastycznie przyjęta przez krytyków. Profesor Marcin Kula zapewnia, że Leszczyński wyłożył w niej wizję historiozoficzną, jakiej „zawodowa historiografia polska nie stworzyła od lat”. Głosów zachwytu jest jednak o wiele więcej. Publicystka „Gazety Wyborczej” cieszy się, że w książce Leszczyńskiego „nie ma szumu husarskich skrzydeł, szarż ułańskich ani hołdów pruskich”.
Czy zatem najnowsza praca Adama Leszczyńskiego jest rzeczywiście tak przełomowa, że ma „na zawsze zmienić postrzeganie naszej historii”? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie, chociaż nie będzie to odpowiedź łatwa ani taka, która wszystkich zadowoli.
Zacznę od strony „technicznej”. Rzadko narzekam na okładki, jednak w tym miejscu zrobię wyjątek. Nazwisko autora i tytuł książki trochę zlewają się z umieszczoną na niej grafiką – wszystko to za sprawą niezbyt szczęśliwie dobranych kolorów. W samym zaś tekście zdarzają się literówki. Rozumiem, że pewnym wytłumaczeniem może być objętość. Właśnie – książka liczy blisko siedemset stron, przy czym na samą treść przypada ich pięćset siedemdziesiąt. W swoim dziele autor zawarł dwa tysiące sześćdziesiąt przypisów i obszerną bibliografię.
Potrzeba naprawdę sprawnej narracji, aby przez cały tyle stron utrzymać zainteresowanie czytelnika. Dla mnie lektura stawała się momentami nużąca, zwłaszcza jeśli autor kilka razy przywoływał ten sam tekst źródłowy.
Przejdźmy jednak do treści, wszak to ona rzutuje na odbiór i ocenę książki. Adam Leszczyński postawił sobie za cel napisanie historii Polski z perspektywy „ludu”. Autor twierdzi bowiem, że opowiadamy historię Polski przez pryzmat jej władców i elit rządzących. Tymczasem poddani, „zwykli ludzie” powiedzielibyśmy, stanowili przecież około 90% mieszkańców naszego kraju. Czy więc poświęcamy im wystarczająco dużo miejsca w opowieści o naszych dziejach? Czy może faktycznie ulegamy „narodowym mitom”?
Książka została podzielona na siedem rozdziałów. Leszczyński wyjaśnia czytelnikom najpierw, jak uzasadniano tezę o „panach i niewolnikach”. Wszak musiano uzasadnić, dlaczego niektórzy stworzeni są do panowania, inni zaś tylko i wyłącznie do pracy i posłuszeństwa. Wczesne państwo piastowskie zostało zbudowane na przemocy i podboju. Jego mechanizmy służyły elicie do kontrolowania poddanych i egzekwowania od nich powinności.
Niestety, wraz z upływem wieków w Polsce życie ludu wcale się nie poprawiało. Przeciwnie – jak na każdej stronie udowadnia autor – położenie chłopów ulegało pogorszeniu. Wszystko to sprawą rozbudowanych przywilejów szlacheckich. Szlachta zdobyła bardzo silną pozycję, całkowicie marginalizując nie tylko chłopstwo, ale także mieszczaństwo. Miało to długofalowe skutki dla rozwoju Polski. Chłopi zostali niemal całkowicie uzależnieni od woli swoich panów. Coraz większego znaczenia nabierała pańszczyzna. Leszczyński przypomina, że te wszystkie piękne szlacheckie dworki, całe to bogate „państwo” mogło istnieć dzięki niemal niewolniczej pracy chłopów.
Równie wiele miejsca w książce zajmuje opis fatalnej doli robotników w XIX i XX wieku. Pozbawieni niemal żadnej ochrony, wykonywali morderczą pracę żyjąc w prawdziwej nędzy. Można więc powiedzieć, że wegetowali na granicy przetrwania. Ich losu nie poprawił wcale komunizm, który był przecież „rajem robotniczo-chłopskim”.
Bardzo zainteresował mnie „esej o metodzie”. Autor tłumaczył, że umieścił go na końcu książki, bo nie wszystkich może on interesować. Niezbyt mnie przekonuje takie tłumaczenie, tym bardziej, że właśnie w owym eseju Leszczyński wyłożył swoje motywacje i poglądy. Polecam uważną i zarazem krytyczną lekturę tego tekstu. Adam Leszczyński przyznaje, że jego inspiracją była głośna książka Howarda Zinna „Ludowa historia Stanów Zjednoczonych”. Jednocześnie przeprowadza dość bezpardonową krytykę polskich historyków. Dostaje się głównie profesorowi Andrzejowi Nowakowi i jego monumentalnym „Dziejom Polski”. Zresztą nigdzie nie nazywa Nowaka profesorem co – przyznajcie sami – jest po prostu niegrzeczne. Podnoszone zarzuty również są dość na wyrost. Oczywistym jest, że pisząc syntezę historii danego kraju – nie tylko Polski – historycy skupiają się głownie na opowieści o elicie rządzącej. Stąd też podręczniki do historii są pełne wojen, losów dynastii panujących i możnych. Wszak to oni mają zasadniczy wpływ na politykę i historię. Oczywiście, można się z tym nie zgadzać, ale tak po prostu jest.
Równie mocno krytykuje Leszczyński „produkcję wydawniczą Instytutu Pamięci Narodowej”. Jego zdaniem powstaje ona na konkretne polityczne zamówienie. Uważny czytelnik zorientował się już, że autor generalnie krytykuje „prawicową i konserwatywną” wizję historii Polski. Posuwa się nawet do twierdzenia, że „wypada odrzucić tradycyjną periodyzację dziejów RP, wyznaczaną przez wojny i powstania”. Czy jednak tak jest istotnie? Moim zdaniem nie, jeśli „ludowa historia” ma nadal być historią Polski. Przecież zasadniczą różnicą jest, czy w danym okresie państwo było suwerenne, czy może nie istniało? Czy rządzili nim komuniści czy konserwatyści? Ma to wpływ także na los „ludu pracującego”.
Zapyta ktoś, czy ten ostatni fragment stanowi krytykę autora i jego dzieła i próbę zniechęcenia do lektury? Bynajmniej. Po prostu tradycyjnie już apeluję o krytyczną lekturę książki. Adam Leszczyński nie ukrywa bowiem swoich motywacji. Zarzucając innym historykom przechylenie w prawo, sam świadomie pisze z pozycji – nazwijmy je umownie – lewicowych. Czy nie ma w tym pewnej sprzeczności? Skoro swoje poglądy ma Adam Leszczyński, to czy nie może ich mieć Andrzej Nowak? Wszystkim zaś przypominam, że historia Polski jest równocześnie „ludowa i pańska”. W naszych dziejach słychać zarówno „szum husarskich skrzydeł” jak i jęk uciskanych chłopów i robotników. Warto o tym pamiętać.
„Ludowa historia Polski” to niewątpliwie publikacja godna uwagi. Powinni po nią sięgnąć wszyscy zainteresowani dziejami naszego kraju. Autor proponuje pewną wizję historii, która być może na co dzień rzeczywiście jest nieco mniej obecna w naszej świadomości. Pamiętajmy jednak o krytycznej lekturze tej publikacji.
Informacje o książce:
Tytuł: Ludowa historia Polski
Tytuł oryginału: Ludowa historia Polski
Autor: Adam Leszczyński
ISBN: 9788328083479
Wydawca: WAB
Rok: 2020