Anty-recenzja

Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen – Elżbieta Ruman

Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen - Elżbieta Ruman

Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen
Elżbieta Ruman

Dawno nie spotkałam tak niedbale zrobionej książki! Wszystko w niej krzyczy, że została przygotowana pośpiesznie, byle tylko się wyrobić w czasie pandemii. Z jednej strony, stanowić ona ma wprowadzenie w medycynę według św. Hildegardy jako pierwsza książka z cyklu „Akademii Hildegardy z Bingen”. Z drugiej jednak, cały osobny rozdział jest poświęcony „terapii antywirusowej”. Ale może po kolei…

Autorka tej publikacji, Elżbieta Ruman, jest dziennikarką, publicystką oraz założycielką Centrum św. Hildegardy z Bingen w Józefowie. Od kilkunastu lat pogłębia swoją wiedzę na temat medycyny i ogólnie sposobu życia według średniowiecznej benedyktynki (historię, skąd się zrodziło w niej to zainteresowanie, przywołuje we wstępie). Nie brak autorce wiedzy ani o dziełach św. Hildegardy, ani o współczesnym zastosowaniu jej nauki. Wydaje się, że jest osobą kompetentną i autentycznie przejętą tematem, która chce się dzielić tym, co dla niej ważne.

Jednocześnie od czasu do czasu pojawia się wrażenie, że książka jest broszurą reklamową Centrum. Zwłaszcza że gdy jest mowa o zapełniających rynek podróbkach produktów hildegardowych, nie podaje się żadnego innego miejsca, gdzie można znaleźć te autentyczne (zob. s. 70). Specyficzny jest też styl publikacji, może wynikający z doświadczenia dziennikarskiego: w tekście przeplatają się historie osobiste, odnośniki do świętej, ogólne informacje o omawianych produktach, ich właściwości lecznicze i przepisy. Mi osobiście wydaje się ten tekst chaotyczny. Za dużo też jest powtórzeń, jakby poszczególne rozdziały powstawały w oderwaniu od siebie, a potem jakoś zostały posklejane.

Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen - Elżbieta Ruman

Skoro mowa o rozdziałach. Dwa pierwsze są w większości teoretyczne. Pierwszy jest poświęcony trzem podstawowym produktom kuchni św. Hildegardy, czyli orkiszowi, jadalnym kasztanom i koprowi włoskiemu, a drugi opisuje dwie kluczowe przyprawy: galgant i bertram. Dla kogoś, kto nic nie wie o nauce benedyktynki, może to być interesujące wprowadzenie. Tym nie mniej we mnie włączył się wewnętrzny sceptyk potrzebujący więcej uzasadnień niż kilka cytatów z dzieł świętej. Rozdział trzeci zatytułowany jest „Terapia antywirusowa” i zawiera kilka stron teorii dotyczących odpowiedniej diety, unikania trucizn i stosowania przypraw oraz kilkanaście przepisów hildegardowych lekarstw. Nie są to stricte przeciwwirusowe zalecenia, raczej ogólnie prozdrowotne i służące zwiększeniu odporności. Na moje oko wykorzystano chwytliwy temat. Mieszane uczucia wywołuje we mnie także ostatni rozdział, przygotowany przez Teresę Stachurę (internet mi nie powiedział, kto to) – „Przepisy kuchni pachnącej ziołami”. Jest to 51 przepisów dań odpowiednich dla diety hildegardowej. Faktycznie, zawierają one często produkty szczególnie ważne według świętej mniszki czy też ich sposób przygotowania jest zgodny z jej nauką, ale niekiedy miałam wrażenie, że głównym dostosowaniem przepisu do kuchni św. Hildegardy stanowi dodanie bertramu, galgantu czy babki płesznik albo komentarz, by zjeść to danie z kaszą lub makaronem orkiszowym.

Tyle o treści. Osobne miejsce należy poświęcić natomiast przygotowaniu książki od strony edytorskiej. Szczerze współczuję wydawnictwu „Bernardinum”, że TO wyszło pod ich szyldem. Nie każdy wszak zerknie na metrykę książki, by zobaczyć, że za redakcję, skład i łamanie odpowiada jakaś Oficyna Wydawnicza Edytor.org. Nie wiem, jak wielki był wkład tejże oficyny w gotowe dzieło, ale korektorowi zdecydowanie płacili za mało. Książka jest pełna literówek i błędów interpunkcyjnych. Pośpiech naprawdę źle służy… Jak i próba uatrakcyjnienia publikacji na siłę poprzez dodawanie dużych kolorowych zdjęć, w absolutnej większości pobranych z internetu, a niekoniecznie do treści pasujących. Wyraźnym przykładem może być ilustracja do przepisu dorsza pieczonego z kaszą orkiszową (s. 162-163), jaką jest chyba surowy filet jakiejś ryby na białym tle. Koszt wydruku książki rośnie, a wartość maleje… Zresztą już układ tekstu na okładce mi osobiście przypomina raczej tani poradnik ze sklepiku przy dworcu niż poważną publikację dobrego wydawnictwa.

Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen - Elżbieta Ruman

Dlaczego przy antyrecenzji stawiam ocenę 4/10? Bo książka ta ma potencjał: przekazuje ciekawą wiedzę, daje pożyteczne wskazówki i potrafiła mnie zainteresować medycyną św. Hildegardy. Potrzebuje jednak bardzo poważnej korekty, przeróbki i uporządkowania. W postaci „jak jest” nie warta ona marnowania pieniędzy. Mam wielką nadzieję, że jeśli kolejne tomy z cyklu mają wyjść, to do ich przygotowania podejdzie się z większą odpowiedzialnością.

Ja natomiast sięgnęłam po publikację z Instytutu Wydawniczego PAX „Zioła z apteki św. Hildegardy”, która jest tłumaczeniem dzieła niemieckiego autora Reinharda Schillera. Jest o wiele przyjemniejsza w odbiorze, uporządkowana i pełna cytatów ze świętej. Jak ktoś chce poznać naukę średniowiecznej benedyktynki, to może być dobra lektura.

Informacje o książce:
Tytuł: Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen
Tytuł oryginału: Lecznicza moc natury według Hildegardy z Bingen
Autor: Elżbieta Ruman
ISBN: 9788381274951
Wydawca: Bernardinum
Rok: 2020

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać