To, co wydarzyło się rok temu na Ukrainie wciąż przykuwa uwagę świata. Zmiana władzy, jaka nastąpiła w wyniku społecznego sprzeciwu, jak również późniejsza wojna domowa doczekały się szeregu opracowań nie tylko politologów lecz również dziennikarzy. Książka którą Państwu prezentuję wpisuje się w ten nurt choć nie do końca. Wojciech Mucha, dziennikarz związany z Gazetą Polską wydał ostatnio książkę pt. „Krew i ziemia. O ukraińskiej rewolucji”. Sięgając po nią spodziewałem się dowiedzieć czegoś nowego w sprawie wydarzeń na kijowskim Majdanie. Interesowały mnie między innymi zakulisowe działania, których efektem były darmowe kuchnie wydające ciepłe posiłki uczestnikom protestu, znaczenie nacjonalizmu ukraińskiego i historyczna świadomość ludzi głoszących jego XX wieczne hasła czy też skala przeobrażeń społecznych na Ukrainie. Książka odpowiedziała mi tylko w niewielkiej części na te zagadnienia. Główny wątek książki, jaki ze strony na stronę jawił mi się przed oczami wcale nie dotyczył „Ukraińskiej Rewolucji”. Tematem przewodnim (wydaje się, że nieświadomie wprowadzonym przez autora) jest poznanie Ukrainy i Ukraińców (lecz również Polaków tam mieszkających) przez osobę, która znała ich tylko z przekazu medialnego. Zetknięcie się młodego dziennikarza z pełnymi zapału (lecz niekoniecznie wiary) wschodnimi sąsiadami, wchłonięcie (choć niebezkrytyczne) mistycznej atmosfery Majdanu doprowadziło Wojciecha Muchę do opowiedzenia się po stronie protestujących. Z ich perspektywy prowadzona jest narracja. Rozpoczyna się ona w momencie, gdy na głównym placu w Kijowie istnieje już miasteczko namiotowe, a kończy się gdy na wschodzie kraju toczą się bratobójcze walki.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza zatytułowana „Krew” opisuje dzień po dniu wydarzenia jakie toczyły się w Kijowie od 5 grudnia 2013 roku do 26 lutego 2014. Opis zajść w stolicy Ukrainy jest poprzetykany informacjami z innych regionów kraju i z Polski. Autor starał się być w miejscach gdzie się coś działo. Był m. in. podczas szturmu na Dom Europejski, był podczas przemówień przy scenie w centrum placu europejskiego, przy stadionie kijowskiego Dynama. Wszędzie tam rozmawiał z ludźmi nastawionymi wrogo do władzy (z nielicznymi wyjątkami). Spotykamy tu szefa ochrony Majdanu, dziennikarzy innych mediów, polityków, protestujących. We wszystkich dostrzegał ludzi ze swoimi prywatnymi problemami, którzy porzucili je dla wyższych idei. Z zawodową dziennikarską dociekliwością o nie pytał. Szczególnie interesowały go obawy Polaków rozdmuchiwane przez nadwiślańskie media – wzrost nacjonalizmu. Na ten temat rozmawiał z członkami bojówek tzw. „Prawego sektora” czyli najbardziej nacjonalistycznie nastawionymi demonstrantami. Informacje jakie przy tej okazji zdobył (pozostawione niestety bez szerszego komentarza) uspokoiły jego obawy. Niestety szary, polski czytelnik przyzwyczajony do estymy, jaką cieszy się u nas pamięć o dziejach nie znajdzie na stronach tej książki niczego co rozwiało by jego obawy. Nacjonalizm na Ukrainie jest utożsamiany jako patriotyzm, a przy tym pozbawiony większej refleksji (szczególnie tej historycznej). Naród Ukraiński w olbrzymiej swej masie (dzięki latom komunizmu) nie jest szczególnie zainteresowany swoją (i nie tylko swoją) historią. Jeżeli coś już słyszał o rzezi na Wołyniu i Małopolsce to zwala to na karb II wojny światowej. Powszechnie panował pogląd o konieczności wzajemnego pojednania i takim ujmowaniu „trudnej przeszłości, która nie powinna dzielić”. Wydarzenia z 1943-1944 nie uznają za problem. Sam autor przyznawał, że okoliczności w jakich znalazł się podczas swoich rozmów, jak i ustawa sejmu z lipca 2013 roku nazywająca rzeź na Wołyniu i w Małopolsce „czystką etniczną o znamionach ludobójstwa” zmuszała go do „trzymania języka za zębami” [s. 86-89].
Pobocznym wątkiem jaki przewija się w tym rozdziale jest rola Polaków – zarówno dziennikarzy, polityków (którym się trochę dostało – szczególnie tym z rządzącej opcji), artystów przybyłych z Polski jak i Ukraińców polskiego pochodzenia. Nie chodzi tu o bohatera Majdanu Bartka Maślankiewicza dziennikarza, który zadał pytanie „Co ty robisz Berkutowiec? Chcesz kogoś zabić?” pacyfikującemu demonstrantów funkcjonariuszowi oddziałów specjalnych [s. 75], czy polityków PiS-u którym „Prezes Kaczyński zabronił szturmowania budynków!!!” [s. 76-77].
Wiele miejsca poświęca autor Ukraińcom polskiego pochodzenia którzy uczestniczyli w rewolucji na Majdanie, jak również obserwowali ją z domów oddalonych setki kilometrów od Kijowa. To właśnie o podróży do nich opowiada druga część książki. Mucha odwiedza polonijne środowiska w Czerniowcach, Winnicy, Barze, Ukraińskiej Bukowinie. Poza przedstawieniem głównych atrakcji tych rejonów Ukrainy, wyglądu tamtejszych „Majdanów” i krótkim opisie organizacji polonijnych temat rozmowy skręca ku ostatnim wydarzeniom i toczącej się wojnie domowej. Na marginesie stanowiska Ukraińców polskiego pochodzenia widzimy fascynację autora Ukrainą i jego mieszkankami.
W rozdziale tym znajduje się również opis jego podróży do Donbasu a także relacje z rozmów ze znajomymi uczestnikami Majdanu zamieszkałymi w Kijowie i Lwowie.
Wątek rewolucji ukraińskiej przewija się nie tylko podczas rozmów z uczestnikami wydarzeń. Jako przerywnik służą informacje dotyczącej wielkiej polityki tyczącej się Ukrainy.
Na uwagę zasługują liczne zdjęcia przeplatające tekst. Są one nie tylko doskonałą ilustracją zapisanych słów, lecz również (niektóre z nich) potrafią podnieść emocje. Dużym plusem są również tabelki w tekście w których autor rozszerza lub tłumaczy pewne zagadnienia. Dzięki nim czytelnik może (niestety tylko pobieżnie) odkryć drugie dno protestów a dzięki wykazie osób zamieszczonym na końcu książki bez trudu pozna kto jest (był) kim podczas gorących zimowych dni.
Dużym minusem książki jest prześlizgiwanie się po tematach, które dla mnie są kluczowe (nacjonalizm, podwójne dno protestów na Majdanie). Autor tylko marginalnie o tym wspomina, największą wagę przywiązując do niezadowolenia i gniewu zwykłych ludzi którzy znaleźli się w tych dniach w Kijowie. Mnie osobiście bardzo przeszkadzało zamieszczenie przypisów na końcu rozdziału. Są one bardzo rozbudowane i pokazują wydarzenia i postacie w szerszym świetle. Zmusza to czytelnika do ciągłego przeskakiwania do mniej więcej połowy książki i wracania.
Podsumowując książka Wojciecha Muchy „Krew i ziemia. O Ukraińskiej rewolucji” nie przedstawia rzetelnego obrazu wydarzeń na Ukrainie. Autor sam przedstawił swoje (i współpracujących z nim dziennikarzy) stanowisko słowami: „Mamy poczucie, że jesteśmy po właściwej stronie”. Mucha mimo świadomości istnienia nacjonalizmu wśród protestujących uważa, „że plusy nie przesłaniają nam minusów” [s. 107]. Książka opowiada o wydarzeniach które budowały to stanowisko i jest ciekawym głosem w dyskusji o relacjach Polaków z Ukraińcami, jak i Ukraińcami między sobą.
Informacje o książce:
Tytuł: Krew i ziemia. O Ukraińskiej rewolucji
Tytuł oryginału: Krew i ziemia. O Ukraińskiej rewolucji
Autor: Wojciech Mucha
ISBN: 9788364095580
Wydawca: Fronda
Rok: 2014