Literatura faktu

Kolory PRL – Ewa Jałochowska

Kolory PRL - Ewa Jałochowska

Kolory PRL
Ewa Jałochowska

Czyżby tytuł „Kolory PRL” był przewrotnym żartem autorki, Ewy Jałochowskiej? Przecież akurat ten czas kojarzy się nam raczej jednoznacznie z brakiem barw, a ściślej, jedynie z burymi, ponurymi, monotonnymi ich wariantami. Po przeczytaniu książki nie będziemy już tego tacy pewni. Przekonamy się, że powiedzenie: „Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni biją rekordy” jest z gruntu prawdziwe, i Polacy, szukając ucieczki od brzydoty i zgrzebności oraz pełnego ograniczeń życia, spragnieni ożywczego rumieńca w powszechnej szarości, stęsknieni za szaleństwem, wolnością i świeżością, stworzyli prawdziwą, jedyną w swoim rodzaju sztukę. Wszak „Polak potrafi”, więc wszystko, czego się dotknęli: muzyka, sztuki plastyczne, film, rozkwitało.

Zastanawia mnie, skąd w Polakach taki sentyment do PRL-u. Bo że istnieje, to fakt i nie ma co z nim nawet polemizować. Co nas zatem ciągnie do tego pełnego wyrzeczeń świata przeszłości, skoro mamy teraz wszystkiego w bród, na wyciągnięcie ręki. Najnowsze osiągnięcia nauki, techniki, filmy w polskich kinach już w dniu ich światowej premiery, największe gwiazdy muzyki koncertujące na naszych nowo wybudowanych stadionach. Może więc właśnie podziw, bo człowiek ma taki charakter, że trudności tylko go dopingują do działania, nadmiar zaś nudzi i rozleniwia. To niesamowite, ale właśnie wtedy, kiedy twórcy mieli bardzo utrudniony, czasami wręcz uniemożliwiony dostęp do zachodniej kultury, żelazna kurtyna oddzielała nas od niej bardzo skutecznie, stworzyliśmy słynną w świecie polską szkołę plakatu, która stała się naszą chlubną wizytówką za granicą.

Książki popularyzujące i przybliżające to, co ważne z minionych lat, niepozwalające temu zagubić się w mrokach niepamięci, są niezwykle potrzebne, by ludzie młodzi, niemający własnych wspomnień z tego czasu, mogli również poznać, może polubić, a z pewnością docenić profesora Filutka, bajki animowane ze słynnego studia w Bielsku-Białej, komiksy Papci Chmiela, na których wychowali się ich rodzice i dziadkowie. Do tego rodzaju sztuki, oddziałującej na widza głównie poprzez zmysł wzroku, nawiązuje książka Ewy Jałochowskiej. I bardzo dobrze, bo film fabularny, literatura, moda, życie codzienne, sylwetki aktorów, pisarzy i piosenkarzy, a nawet piłkarzy tego okresu zostały już obszernie omówione w wielu publikacjach, zarówno zbiorczych, jak i indywidualnych.

Otwierając „Kolory PRL-u” wkraczamy w trudne lata 1945-1989. Czterdzieści cztery lata wznoszenia się ponad brzydotę i ubóstwo, ograniczenia, bylejakość i brak perspektyw, w urzekające, różnobarwne i pełne fantazji rejony sztuki.

Nie ukrywam, że do książki podchodziłam z dużym sentymentem, od samego początku skuszona cudną okładką, dzięki której odżyły wspomnienia niecierpliwego wyczekiwania na kolejny numer Przekroju, by rozpocząć jego lekturę od strony z profesorem Filutkiem właśnie. Natomiast animowane dobranocki, jak „Reksio”, „Bolek i Lolek”, „Pomysłowy Dobromir” czy „Przygody misia Colargola” wyszukuję dzisiaj w sieci mojej malutkiej wnuczce. Okazuje się, że i dziś mogą się jeszcze podobać.

Jednak dopiero dzięki lekturze książki mogłam poznać całe zaplecze tworzenia tej legendarnej już dzisiaj sztuki, zapoznać się z mnóstwem szczegółów technicznych. Przeczytałam, jak wiele znaczy światło, cień i zniekształcenie kliszy filmowej, jak twórczo można wykorzystać odpadki, które pod ręką wytrawnego artysty ożywają i zamieniają się w małe dzieła sztuki. Te wszystkie rozbite butelki, gwoździe, folia aluminiowa, a nawet zwykłe widelce, jakie wszyscy mamy w kuchennych szufladach. Bieda, a taka panowała przecież w PRL-u, potrafi wyzwolić największą kreatywność, którą nadmiar, przesyt, skutecznie zabija.

Książka pokazuje, co łączy sztukę komiksu, plakatu i animacji. To konieczne współgranie słowa, obrazu i ruchu, a także adresat: masowy odbiorca. Wszystkie gałęzie sztuki czerpią od siebie wzajemnie to, co najlepsze. Choćby animacja, co bardzo ciekawie pokazano w książce, sięga często po nowinki światowego malarstwa. Od bogatej symboliki XVII wiecznego malarstwa holenderskiego po surrealistyczny kolaż. W głowie się nie mieści, co można wykorzystać w filmie animowanym oprócz lalek i ciekawej kreski. Mogą to być rzeczy bardzo proste, ale i bardzo skomplikowane. Od wycinanek i pudełek na zapałki po tańczące, barwne plamy, przybierające fantazyjne kształty czy animacje rysunków kredą na tablicy. Chyba granice może tu postawić tylko kreatywność artysty.

A warunki, zaplecze finansowe i błogosławieństwo władzy? To dopiero na dalszym miejscu. Sztukę, również tę animowaną, tworzono z pasją nawet kiedy trzeba było w studio-pracownię przekształcić własne, małe mieszkanie.

Autorka podzieliła książkę na kilka części, ujętych w chronologiczne ramy czasowe, uwzględniające kolejne etapy rozwoju polskiej kultury i sztuki, ściśle związane z przemianami społeczno-politycznymi w kraju, a nawet szerzej, na świecie. Od tego bardzo zajmująco przedstawionego historycznego kontekstu nie sposób uciec, gdyż, pomijając tworzenie się nowych prądów, pojawianie się nowinek technicznych, władze krajów bloku wschodniego, w tym Polski, w możliwie największym zakresie chciały kontrolować i sterować tymi obszarami, które mogły wpływać na opinię społeczną. A film, plakat i komiks, bardzo u nas popularne, właśnie do takich należały. Usiłowano więc wtłoczyć je w tryby propagandowej machiny, a artyści próbowali przechytrzyć cenzurę i przemycić pod płaszczykiem socrealistycznego sztafażu zupełnie inne treści. Takie to były czasy, gdy inteligentny twórca puszczał perskie oko do inteligentnego odbiorcy. A ponieważ książka została bardzo pięknie wydana, zaopatrzona w szereg zdjęć przedstawiających nie tylko ludzi sztuki, lalki z filmów animowanych, ale też strony komiksów (kapitan Żbik na przykład), plakaty z różnych lat, to z wypiekami na twarzy możemy sami, szczególnie na plakatach właśnie, próbować odczytać to, co tkwi głębiej, pod powierzchnią. Dzięki tej bogatej treściowo, ale też graficznie książce, dostałam niepowtarzalną okazję ujrzenia wielu plakatów, o których wcześniej nie słyszałam, albo też nie zwróciłam na nie uwagi. To faktycznie była sztuka przez duże S. Jedne złożone jedynie z liter lub konturów kontrastujących silnie z tłem, inne cudownie malarskie, szczodrze zaopatrzone w szczegóły, albo operujące tylko różnobarwną plamą. Wiele z nich zachwyca, niepokoi. Mają duszę, historię do opowiedzenia. Choćby plakat Witolda Janowskiego do starego, zapomnianego już filmu „Jak być kochaną” jest po prostu wyjątkowy. Prosty, minimalistyczny, oszczędny w formie i kolorystyce, za to naładowany emocjami: smutkiem, załamaniem, rozpaczą i w końcu rezygnacją. Wrażenie piorunujące.

I jeszcze zagadnienie, z którym po przeczytaniu książki, bez dwóch zdań będziemy potrafili się uporać. Czy komiks, film animowany, a nade wszystko plakat, to prawdziwa, wysoka sztuka, czy, jak uważają niektórzy i dają temu wyraz w publikacjach, tylko tandetna papka dla mas? Wspólnie z profesorem Filutkiem, wyciągającym do nas rękę z okładki książki oraz z plączącym mu się wiecznie pod chudymi nożynami, śmiesznym psiakiem Filusiem, zachęcam wszystkich do lektury.

Informacje o książce:
Tytuł: Kolory PRL
Tytuł oryginału: Kolory PRL
Autor: Ewa Jałochowska
ISBN: 9788328714700
Wydawca: MUZA
Rok: 2021

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać