„Czy wtedy też go miał? Problem? Przyczajony gdzieś pod skórą, tylko patrzący, by wychynąć na powierzchnię? Jak mogłam to rozpoznać? Wszyscy w tamtych czasach sporo piliśmy. Za dużo. Żeby nie pić, trzeba mieć jaja. Trzeba być pewnym siebie, bardzo pewnym siebie, a mało kto taki jest. Większość osób przymusza się nawzajem do picia z obawy, że jedyny trzeźwy członek grupy będzie rano pamiętał, jak szalona była impreza. Alkohol reklamuje się tak, jakby gwarantował dobrą zabawę, seks, odrobinę magii w życiu Sam wyraz ”upojny” jest taki ładny, a jednak…”
Problemy dotykają wszystkich i wszystkiego. Nie czynią wyjątków. Albo się z nimi mierzymy, albo udajemy, że ich nie ma, zamiatamy pod dywan. Z tego dywanu robi się kolejny problem, gdyż im więcej problemów pod nim, tym trudniej go przeskoczyć. Nie istnieje inny scenariusz, prędzej czy później ktoś się o niego potknie i wszystkie skrzętnie chowane problemy, wystrzelą jeszcze gorsze niż były wcześniej.
Adele Parks bez najmniejszego problemu umiejętnie manipuluje półprawdami, by wyprowadzić czytelnika w pole. W tej powieści to ona decyduje, w którym momencie dowiesz się tego, co akurat zaplanowała. Pytania obijające się o siebie w głowie będą się mnożyć, gdyż autorka dosłownie rozumie czytanie “od deski do deski”.
“Był świadom zagrożeń, lecz nie dbał o nie. Wiedział, że nadużywanie alkoholu wszystko niszczy – nawet hasła motywacyjne – ale też w pewnym sensie wszystko naprawia. Tak przynajmniej w jego przypadku. Przez jakiś czas. na wolności liczył, że odpowiedź czeka na niego na dnie kieliszka, potem butelki, później kolejnej i następnej flaszki. A nawet jeśli nie było żadnym odpowiedzi, nie miało to znaczenia, ponieważ pił dopóty, dopóki nie zapomniał pytań”
Marzenia się nie spełniają, marzenia czy też pragnienia się spełnia. Daisy i Simon nie chcieli wiele od życia. W końcu dziecko w życiu dorosłych ludzi jest uznawane za coś oczywistego, nieprawdaż? Powinno być prosto, oboje byli zdrowi, w odpowiednim wieku. Chęci i starań z nawiązką mieli. Gorzej z cierpliwością…i funduszami. Zdecydowana większość państw jest za przyrostem naturalnym, lecz za nastawieniem nie stoją czyny. Po cóż rząd miałby dokładać do zabiegów in vitro, skoro niemałe kwoty przeznaczane są na przepełnione domy dziecka. Przepełnione dziećmi miłości szukających. Tutaj za przeszkodę robi nadzieja. Nadzieja, że w końcu się uda i ta plastikowa wyrocznia opryskana związkiem mocznika, amoniaku, soli mineralnych i wody, pokaże te upragnione, słono opłacone dwie kreseczki. Opłacone nie tylko walutą, a również tą nadzieją, nie raz, nie dwa i nie trzy przynoszącą gorzkie, pozostawiające po sobie głębokie cęgi rozczarowania.
“Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.” – Biblia (Mt 7,7-12)
Dziesięć lat prosili, szukali, kołatali. Inaczej tego niż cudem nazwać nie mogli. Millie była zbyt nieoczekiwana, gdyż stracili już nadzieję, porzucili starania. Ale udało się. Ciąża się zawiązała i pomyślnie rozwiązała. Ich cud się dokonał. I im się spełniło. Daisy nie śmiała prosić o więcej. Cieszyła się tym, co miała. Słynęła z tego, że nie narzeka. Ze swej prostolinijności, natomiast przeciwieństwa się przyciągają. W miarę jedzenie apetyt Simona rósł, niezależnie od kategorii. Pieniądze, awanse, cuda… alkohol.
Już w tym miejscu historia mogłaby bieg zmienić, gdyby tylko Daisy nie była tak bezwolna. Gdyby tylko choć raz postawiła na swoim, lecz nie.
Tak oto wylądowali w poczekalni doktora Martella, najlepszego specjalisty od niepłodności w kraju. Drobne kłamstwo w połączeniu z drobną uwagą równają się wielkie szkody w przyszłości.
„Żeby dobrze poznać człowieka, trzeba lat. Ponieważ wszyscy mamy sekrety, od dzieciństwa do starości. Wstydzimy się czegoś, ukrywamy to, jesteśmy ostrożni w obliczu innych. Nieufność także robi swoje; czekamy, aż ktoś zasłuży na to, by się przed nim otworzyć. Nawet wtedy zachowujemy ostrożność. A gdy wreszcie myślisz, że kogoś znasz na wylot, coś się w nim zmienia. Nie sposób poznać drugiego człowieka. Nie słuchaj, kiedy ktoś ci wmawia, że jest inaczej.”
Nie móc, a prawie nie móc, robi ogromną różnicę. Wiara w to drugie sprawiała, że uznawał tamto roztańczone dziecko za swoje. To pierwsze mówiło prosto, krew nie woda, zaś to nie jego krew. Nie jego DNA. Millie nie jest jego córką. Wiedziała o tym, gdy ją wydawała na świat. Wiedziała o tym, gdy pogrążona w odmętach depresji poporodowej, przyglądała się jego opiece nad Millie. Wiedziała o tym przez cały ten czas. Wiedziała o tym również teraz, siedząc za ścianą, poirytowana jego pragnieniem dania ich dziecku rodzeństwa. Ich dziecku, które nie było ich. Nie było jego. Drwiła sobie zeń. Kpiła za plecami z jego niedomagania.
Nie potrzebował długiego namysłu. Teraz to ON już wiedział. Z kim oraz dlaczego. Na “kiedy” odpowiedzi było mnóstwo. Jemu za odpowiedź wystarczył wiek NIE JEGO dziecka. Sześć lat kłamstwa. On nie chciał, ale on musiał strzelić sobie klina…
Wymówka zwana inaczej powodem, równię pochyłą otworzyła. Dodatkowa porcja procentowego składnika do porannej kawy. Kilka nowych kryjówek. Coraz szybsza odcinka po pracy. Zwyzywani klienci. Noc spędzona na parkowej ławce. Zgubione w drodze do domu buty. Problem? Oczywiście, że ma problem, tylko absolutnie nie tyczy się on alkoholu, a żony.
„Próbowała go zrozumieć. Tak przypuszczał. Ale była ograniczona. Ograniczał ją własny rozsądek. Własna zwyczajność. Przez to czuł się tak, jakby go zawiodła. ‘’Dlaczego tego nie rzucisz? Dlaczego nie przestaniesz? No wiesz, po prostu powiedz NIE’’ zaklinała go. Równie dobrze mogła go prosić o to, by przestał oddychać. Pijąc, zasilał swoje ciało paliwem rakietowym; mógł wszystko zrobić, być każdym. Nawet przed sobą nie przyznawał, że już po chwili rakieta spadała z nieba i roztrzaskiwała się z hukiem. A on czuł się wydrenowany, zdewastowany. Martwy. Tylko, że nie łączył ze sobą tych dwóch zjawisk. Początkowego uniesienia i późniejszej katastrofy. Nie wiązał przyczyny i skutku, jak czyni to większość ludzi. Normalnych ludzi.”
Żony, która coraz więcej nocy czuwa przy mężu. Żony, sprzątającej po kolejnych nieprzytomnych torsjach. Żony, wtaszczającej go na piętro do łóżka. Żony, dbającej o wizerunek rodziny. Żony, głuchej na oferujących pomoc przyjaciół. Głuchej na ich delikatne uwagi. Żony, wierzącej, że to tylko kolejny epizod. Kiedyś musi się poprawić. Kiedyś przecież Simon musi zauważyć, że jest z nim coraz gorzej. Kiedyś zrozumie, że musi się wziąć w garść. Musi.
„Im prędzej pozwolą mu się położyć, tym prędzej wstanie wypoczęty i wszystko będzie inaczej. Tak zawsze było. Pił, spieprzył to czy tamto, przespał się i zaczynał nowy dzień. Rano wszystko wyglądało lepiej. Daisy mu to powtarzała. Jak on tu w ogóle trafił? Albo się położy, albo zaraz upadnie.”
Podobno, żeby się na powierzchnię wznieść trzeba samego dna sięgnąć. Ponadto, trzeba jeszcze zdać sobie z tego dna sprawę. Trudno o to. Alkohol nie musi pływać aktywnie w krwiobiegu, by otumaniać, zaś emocje żądają, by je czuć. Gniew stłumiony podsyca nienawiść i ból, napędzający maszynę uzależnienia. Limity istnieją we wszystkim. Pewna impreza, duża pompa, liczne grono przyjaciół i nieznajomych… oraz litry darmowego alkoholu. Efekt motyla. Czy życie potoczyłoby się inaczej, gdyby tylko Simon nie zbił tego nieszczęsnego wazonu? Gwoli ścisłości, ulubionego wazonu pani domu? Wtedy nie wyszliby w takim pośpiechu. Wtedy wzburzona, na granicy wytrzymałości Daisy może nie stawiłaby spokoju nad rozsądkiem.
“Bierzemy ostry zakręt, pędząc z większą prędkością niż ta dozwolona w terenie zabudowanym. I wtedy ją dostrzegam. Widzę ją, ale nic nie pojmuję. Millie? Co Millie robi na zewnątrz w środku nocy?”
Są zyski, są straty. Simon nie potrafił, a tym bardziej nie chciał się wynurzać z mgły, w której żył. Ogrom siły uderzenia, huku, odgłosy łamanego drewna, kruszącego się szkła i wyginanego metalu… to wszystko posiada TĘ moc. TĘ moc, która przeciera się do odpowiedniej części jaźni alkoholika. Płacze, bo rozumie. Płacze, bo jest za późno. Płacze, bo choć siedzi obok, to to jego wina i jest tylko jedno wyjście.
“W chwili, gdy się zbudził w policyjnym areszcie po tamtej strasznej nocy, rozumiał już, że nigdy nie zdoła rzucić alkoholu na wolności. Być może uświadomił to sobie moment wcześniej, gdy ciało Millie uderzyło w maskę samochodu, wyleciało w górę (…). Nie miało to nic wspólnego z logiką ani myśleniem. Był to czysty instynkt. Instynkt ojca i męża. Zrozumiał, że jego ocaleniem jest więzienie. Ich ocaleniem. Nie mogli liczyć na nic innego.”.
Alkoholizm to choroba? Wielu podważa to, lecz Adele Parks nie pozostawia miejsca na własne zdanie w tej sprawie. To ciężka choroba, bagatelizowana przez społeczeństwo, mimo wyrządzanego przezeń ogromnego zła. Niestety, to częste zjawisko w przypadku chorób toczących umysły ludzkie. Choroby ciała zrozumieć jest łatwiej. Może wynika to z farmakologicznych, jasno określonych sposobów leczenia schorzeń fizycznych?
Adele nie skupia się jednak na samym chorym. Idzie o krok dalej. O ważny krok. Współuzależnienie. Nie tylko przy palących papierosy odczuwa się skutki nie swojego problemu. Daisy nie pije, wydychane przez męża procenty nie przechodzą na nią, aczkolwiek wpływają na jej zachowania, decyzje, emocje oraz zdrowie. Najważniejszym, jak i zarazem najtrudniejszym krokiem jest przyznanie się przez chorego do choroby. Zaakceptowanie tego faktu. Kobieta tak samo, jak mężczyzna udaje, że problem nie istnieje, a jeżeli już to…z czasem sam się rozwiąże. Chowając brudy pod przysłowiowy dywan wpędza Simona głębiej w otchłań. Jak ma on pojąć, że jest źle, skoro nie odczuwa skutków? Owszem, może i zasnął we własnych sokach żołądkowych, moczu, owszem może po kilku głębszych przewrócił się, ale przecież obudził się czysty i zdrowy, więc w czym problem?
Postać naszej nauczycielki jest z rodzaju tych, dzielących rzeczy na czarne i białe. Albo kogoś akceptuje, albo nie. Albo lubi, albo nienawidzić. Daisy i Simon idealnie pokazują, że jesteśmy podzieleni na dwie persony, pierwsza to ta, za którą siebie uważamy, i ta druga, którą widzą inni. Simon uważał się za umiejącego się dobrze zabawić, gdy w oczach innych był po prostu alkoholikiem. Daisy uważała się za nieoceniającą, roztropną i przezorną, podczas gdy oceniała w myślach, milcząc na zewnątrz, a przecież czyny mówią więcej niż słowa. Co do pozostałych przypisywanych sobie cech, to tutaj umacniam się w moim zdaniu, jakoby nie ma pozytywnych i negatywnych cech. Cechy są po prostu cechami, w zależności od sytuacji sprawdzających się dobrze lub źle. Daisy miała przed sobą mnóstwo trudności życiowych, które “rozwiązywała” w najgorszych z możliwych sposobów, bowiem przez nadmierne analizowanie dostępnych opcji, ulatywał jej czas na decyzje. Bierność rzadko kiedy jest dobrym wyborem, jeżeli już się na nią decydujemy, nie powinniśmy być zdziwieni, że problem uległ eskalacji.
Nie jestem w stanie pozytywnie spojrzeć na głównych bohaterów. Zachowują się, jak dzieci, które udają dorosłych, by po wszystkim stanąć na środku bałaganu i nie chcą wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Wyjątkiem tutaj był Simon odsiadujący wyrok, choć z drugiej strony, gdyby zachował się inaczej… najpewniej kara byłaby jeszcze gorsza, czego był świadomy. Czasem warto skłamać.
Dojrzała tutaj zdaje się być wyłącznie Millie. Realistyczne w podejściu do życia dziecko, cierpiące za błędy dorosłych. Nie trzyma się kurczowo złości czy żalu. Płynie z życiem, ciesząc się, gdy jest dobrze, zaś smucąc, gdy jest źle. Uważam, że to kolejna cenna lekcja autorki.
„Dlaczego pił? Pytanie było proste, choć z drugiej strony przerażająco skomplikowane. Simon chciał na nie znaleźć odpowiedź, dlatego nadal chodził na terapię grupową. Musiał być jakiś powód. Czuł, jak krąży mu po głowie, niedościgły niczym latająca mucha; jak obija mu się o czaszkę niczym ta sama mucha, która natknęła się na szybę i uparcie nie chce przyjąć do wiadomości, że okno jest zamknięte. Gdyby Simon wiedział, czemu pije, być może umiałby przestać pić. Na dobre. Martwił się. W więzieniu nie miał dostępu do alkoholu, ale co będzie na zewnątrz?”.
Informacje o książce:
Tytuł: Kłamstwa, wszędzie kłamstwa
Tytuł oryginału: Lies, Lies, Lies
Autor: Adele Parks
ISBN: 9788367069595
Wydawca: Wydawnictwo Kobiece
Rok: 2020