Recenzje książek

Dziecko ognia – S. K. Tremayne

Dziecko ognia - S. K. Tremayne

Dziecko ognia
S. K. Tremayne

Przeczytawszy sama już nie wiem, ile czasu temu powieść „Bliźnięta z lodu”, która to od pierwszej do ostatniej strony nie chciała pozwolić mi odejść. Napięcie, jakie czułam, spowodowane realizmem akcji – zupełnie jakbym była częścią przedstawionego tam świata. Moje nerwy były napięte, jak postronki. To jedna z tych książek, które pragniecie skończyć z całych sił, a gdy przewrócicie ostatnią stronę, czujecie pustkę i smutek, że to koniec. Sami pewnie dobrze rozumiecie, że po takich wrażeniach musiałam przeczytać kolejne powieści, jakie wyszły spod utalentowanych rąk Toma Knoxa, Seana Thomasa, S. K. Tremayna. Swoją drogą zawsze ciekawiło mnie dlaczego ktoś pisze pod paroma nazwiskami. Nim jednak udało mi się zasiąść do „Dziecka ognia”, które obrałam sobie za następny cel – minęło trochę czasu. Mimo to, lepiej późno niż wcale.

Już od pierwszych stron książki, czytelnik wie, że autor ma zamiłowanie do religii czy archeologii. Aluzji religijnych znajdziemy wiele, gdzieniegdzie podsumowujące idealnie rozgrywające się wydarzenia, natomiast opisy przyrody są dobrze dopracowane.

W Zachodniej Kornwalii, skalistej dosyć krainie, gdzie rzeki przecinają lasy strzegące tajemnic licznych, wyznawane im przez mrożące krew w żyłach klify, w jednej z licznych dolin znajdujących się na wrzosowiskach, od tysięcy lat chyba rezyduje Carnhallow. Carnhallow, prastary dom, zbudowany na gruzach starego klasztoru i zamieszkiwany przez pokolenia rodu Kerthenów. Mówi się, że Kerthenowie posiadali jakiś dar czarci, gdyż natrafili na żyły cyny i miedzi, tam gdzie inni łamali zęby na twardych, zimnych kamieniach. Czy legendy są prawdziwe czy też to jedynie głupawa historyjka o ludziach, którzy zbili fortunę, zsyłając biednych chłopców do kopalń liczących lata niezliczone w stych tysiącach, ciągnących się głęboko pod morza dnem. Głęboko pod Carnhallow.

Nasza historia zaczyna się jednak w momencie, w którym lata świetności Carnhallow stały się równie legendarne, co kamienie, z jakich je zbudowano. Rozpadające się, gdzieniegdzie zaniedbane. Żeby je odbudować potrzeba nakładu pieniędzy, pracy oraz wiedzy i chęci. Kto chciałby podjąć się takiego trudu?

Rachel Daly. Świeżo poślubiona przez dziesięć lat starszego Davida Kerthena, Rachel Daly. Fotografka, której udało się wyrwać z mieszkania, które dzieliła ze współlokatorkami, a na które i tak stać jej nie było. Dzielnica Shoredith i tłuczenie się autobusami w deszczu to jest już jej przeszłość. Przyszłość to Carnhallow. Tysiącletnia rezydencja, znany od dwóch miesięcy David i przybrany syn Jamie. Jasno zdawała sobie sprawę, że jej zadaniem jest ratować sytuację: być najlepszą na świecie przybraną matką dla tego smutnego, uroczego chłopca, kontynuowanie prac restauratorskich i dbanie o miłość zapracowanego męża.

Moment, moment. Dlaczego Davidowi i Jamie’mu potrzebna jest pomoc? Przez śmierć. Śmierć, która przed półtora roku odebrała najważniejszą osobę w życiu tych dwóch mężczyzn – matkę i żonę. Nina Kerthen, paryska piękność zginęła bowiem tragicznie w kopalni Morvellan. David chciał rozpocząć nowy rozdział dla siebie i ukochanego dziecka. Odgrodzić tragedię twardą krechą, by wreszcie spojrzeć ku horyzontowi przyszłości.

Wszystko z perspektywy dziewczyny wydaje się być idealne. Dokładnie takie, jakie by wyśniła. Fantastyczny mąż, dach nad głową i piękny pasierb, który przeważył szalę przy decyzji zamążpójścia. Z jakiego więc powodu w powietrzu fotografka mogłaby zawiesić siekierę? Człowiek przyciąga to, czym wypełnia umysł, zaś miłość jest jednym z uczuć, których nie można kontrolować.

A co może zajmować myśli kobiety, która jest nikim innym, jak następczynią blondynki, o której można mówić same plusy? Rachel podczas wypełniania swych najnowszych obowiązków, natyka się na coś, co rozbudza jej ciekawość. Jak umarła poprzedniczka? Krajobrazy piękne, bywają równie przerażające. Takowe właśnie otaczają ją, której dusza artystki dysponuje niemałą wyobraźnią. Ta zaś podsuwa niemiłe myśli, nieprzyjemne emocje i wiele niewłaściwych pytań. Oliwy do ognia dodaje barwna postać biednego, na wpół osieroconego dziecka.

„…dzieci są takie ważne, są takie wyjątkowe, i takie dziwne. Myślę, że to dlatego, że są bliżej Boga, miejsca, z którego wszyscy przyszliśmy, są oknami w zaświaty. Drżą w oddechu Wieczności”.

Dzieci, jak artyści mają przeważnie wybujałą wyobraźnię, zaś „myślenie magiczne” nie jest szczególnie rzadko spotykane u osieroconych dzieci. Przez głowę Rachel przerzuca się oczywiście co jakiś czas myśl o Ninie, lecz dopiero Jamie rzuca ziarno na urodzajną glebę.

Będziesz miała krew na rękach. W Starej Sali będą światła” – mówi pasierb, a niedługi czas później macocha potrąca zająca i brudzi się szkarłatną posoką zwierzęcia. Czy dziecko posiada legendarny dar „ludzi ognia”? Czy w swych snach widzi wszystko, jak mówi babcia?

„Nie martw się tym, co widzisz, wszyscy widzimy tu różne rzeczy. Wszyscy zbyt wiele widzieliśmy, za dużo wiemy, a zwłaszcza Jamie, on widzi wszystko”.

Co więc zrobić, gdy syn twierdzi, iż widuje się z matką? Z matką, której jak się okazuje mogiła stoi pusta, gdyż ciała denatki nigdy nie odnaleziono. Pochłonęła je woda lodowata i prawdopodobnie nigdy nikt już go nie ujrzy. Zniknęło w którymś z rozlicznych tuneli, wydzierane sobie przez nieprzejednane pływy i prądy. Na zawsze uwięzione pod Carnhallow i Morvellan, która byłaby trafnym miejscem na pozbycie się ofiary morderstwa. Po co w końcu ktoś w pełni władz umysłowych zbliżałby się po ciemku do szybu kopalni? Po co podejmowałby tak bzdurne ryzyko w świąteczny wieczór?

Co się stanie, jeśli Rachel będzie nadal myszkować i rzucać niewygodnymi pytaniami? Do czego własne śledztwo ją doprowadzi i jaki wpływ będzie miało na jej świeże małżeństwo, czy stan emocjonalny Jamie’ego?

Dziwne wydarzenia, łączące się z zagadkową śmiercią sprawiają jednak, że nie wolno porzucić owego zadania. Nawet jeśli nie dla samej zmarłej, by spoczęła w spokoju, to dla jej dziecka. Dla dziecka, które prawdopodobnie było świadkiem największej tragedii w całym swoim życiu. Jakie miało w tym udział i co widziało? Czy właśnie to jest powodem, dla którego upiera się, że posiada kontakt z mamą?

„Czasem wiem, że znów jest blisko, tuż obok mnie, mówi do mnie, kiedy śpię albo w dzień, w domu. Czasem mnie to przeraża. Ale ona tu jest, wraca.”

A może to tylko wymysły młodego umysłu tęsknotą owładniętego? Przecież wszyscy, niezależnie od wieku potrzebujemy matki.

Dlaczego mąż, były mąż ofiary skłamał i każe kłamać synowi? Zamiast odpowiedzi na swe trafne pytania, nowa pani Kerthen otrzymuje wizerunek prawdziwego oblicza człowieka, za którego pospiesznie wyszła. Zdecydowanie zbyt pospiesznie. Niedźwiedzia poznaje się w jego własnej jamie, a człowieka czyniąc coś wbrew jego woli. W pewnym sensie oboje są jednak siebie warci. Oboje są naznaczeni przeszłością, której nie chcą dotykać. To ich największy błąd, ponieważ konfrontacja z przeszłością to najlepszy sposób na wkroczenie w przyszłość. W tym przypadku to klucze do przeszłości, są rozwiązaniem zagadki. Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się człowiek zatrzyma dopadnie go jego życie. To, że coś minęło, nie oznacza że nie wróci, że nie upomni się. Przeszłość czyni teraźniejszość, a teraźniejszość czyni przyszłość. Zaś przeszłość tych dwojga jest oparta na kłamstwach, które zostawiają największe blizny, gdyż takie nieprawdy i sekrety gromadzi serce. Serce, które zapamiętuje lepiej niż rozum.

Jak więc uszło życie z Niny z domu Valéry i w jakich okolicznościach? Kto jest odpowiedzialny za jeden z najbardziej karygodnych występków, jakim jest odebranie dziecku matki?

Dziecko ognia” jest pozycją ruszającą serce. Opowiada o poświęceniu i bezgranicznej miłości rodziców do dziecka. Jedynego altruistycznego zjawiska na tymże łez padole.

„Niech morze pochłonie moje głupie wspomnienia, moją pseudokarierę, lata smutku i wstydu. Może gdybym żyła, tylko namieszałabym ci w głowie. Tak naprawdę to nigdy nie miałam znaczenia. A ty byś nie zrozumiał. Niech zabierze mnie morze. I umierając, płaczę w ciemniejącym zimnie. Smutek jest łagodny. Misterna uległość. Żałuję tylko, że nie mogę ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham. Jestem twoją matką. Matki to właśnie robią. Ogarnia mnie przerażenie, gdy zanurzam się w lodowatą wodę, fale są tak zimne, że mogą zatrzymać serce, ale nie moje, nie tę miłość…”

Miłość, piękne zjawisko. Szkoda tylko, że przeważnie mylone z zauroczeniem. Na to prawdziwe uczucie potrzeba lat, nie dni czy miesięcy. Lat i nakładu pracy. Nie znaczy to jednak, że nie wolno jej szukać! Należy po prostu pamiętać, by zachować równowagę między decyzjami serca i rozumu. Człowiek nienauczony miłości, choćby na uszach stawał, nie będzie umiał jej okazać do końca właściwie.

Powtórzę się więc – nie ma nic bardziej czystego niż miłość dziecka do rodziców i vice versa.

„David przypomniał sobie swoje dzikie szczęście, gdy pierwszy raz wziął Jamiego na ręce. Szczęście tak wielkie, że było w nim coś ze smutku. Przypomniał sobie uderzające słowa, jakich użyła jego matka o rodzicach, którym rodzi się pierwsze dziecko i o sprzecznych uczuciach: jakby twoje serce kaleczyły tysiące odłamków szczęścia. I tak pozostawało już na zawsze: ukłucie niepokoju, troski i od czasu do czasu przeszywająca radość, której nie mogą wyrazić żadne słowa. Szczęście tak intensywne, że wiesz, iż kiedy będziesz umierać, właśnie tak będziesz oceniać i tak zapamiętasz swoje życie”.

Informacje o książce:
Tytuł: Dziecko ognia
Tytuł oryginału: The Fire Child
Autor: S. K. Tremayne
ISBN: 9788380154711
Wydawca: Czarna Owca
Rok: 2016

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać