Recenzje książek

Bardzo długie popołudnie – Inga Vesper

Bardzo długie popołudnie - Inga Vesper

Bardzo długie popołudnie
Inga Vesper

„Zawsze chodzi o mężczyzn, to oni rządzą życiem tych kobiet, a one niczego się nie uczą, nic do nich nie dociera. Podnoszą się po każdej porażce, poprawiają szminkę i szykują się na kolejnego mężczyznę. Aż w końcu jeden z nich je zniszczy”

Wszystko się zmienia, świat jest coraz bardziej tolerancyjny. Przynajmniej być powinien i takie wrażenie sprawia. Prawdą jednakowoż niestety jest, że nasza rasa musi mieć „coś”, co uważać może za gorsze od siebie. Dziś swoje ego pewna grupa ludzi podbudowuje na LGBTQ+, natomiast jeszcze lat nie tak wiele wstecz, to „zadanie” spełniali czarnoskórzy. Jesteśmy na to wyczuleni teraz, czyż nie? Gdy tylko w wiadomościach w gazetach, w telewizji, radiu czy jakimkolwiek innym komunikatorze padnie hasło „czarnoskóry”, czy „czarnoskóra”, uwaga zostaje skupiona na owych informacjach, jak na dźwięk przeszywający ciszę nocną. Parę dni temu będąc w towarzystwie, usłyszałam, że amerykański policjant Derek Chauvin został skazany na dwadzieścia dwa i pół roku więzienia, za zabójstwo George’a Floyda. Zaraz po tej informacji padł szyderczy komentarz zapytujący: „Co by było, gdyby ten czy jakikolwiek inny policjant wszedł w osiedle czarnoskórych?„. Nie po raz pierwszy ktoś się głośno zastanawia nad takim tematem lub wypowiada bardziej dosadnie swoje opinie. Nie jestem osobą, która ogląda telewizje, czyta gazety. Informacje o świecie wyszukuję konkretne, przez co nie wiem, ile prawdy może być w takich osądach. Niejeden jednak film nakręcono i książkę napisano o losach tych ludzi. Dwa lata temu „Green book” dostał Oscara za najlepszy film, zaś w tym roku wydana została książka, nad którą się tutaj pochylam – „Bardzo długie popołudnie„. Jeżeli pytanie retoryczne mojego znajomego było uzasadnione, to po przeczytaniu choćby tylko kryminału Vesper, w pewnym stopniu uważam zachowanie osób czarnoskórych, za dające się wytłumaczyć.

„Tak długo traktowali go, jak dziką bestię, że w końcu się nią stał” – Opowieści z Narnii: Książe Kaspian

Koniec lat pięćdziesiątych, Ameryka, Kalifornia, Sunnylakes piękny dom. Bogata młoda rodzina. Kochające się małżeństwo i dwie urocze córeczki. Któż nie chciałby być jak państwo Joyce i Frank Haney? Klasyczna rodzina w tamtejszej okolicy, w tamtejszych czasach, w których „czarni” to „podludzie”, których miejsce jest w odosobnieniu, pracujących za złamany grosz, zaś kobiet miejsce było w kuchni przy dzieciach, niczym psa przy budzie, podczas gdy mąż zarabiał i głos ostateczny miał we wszystkim.

Pewnego dnia, pewnego upalnego lata, pewna pomoc domowa o czarnej skórze, Ruby Wright niemiło dzień pracy zaczęła. Sprząta w dwóch sąsiadujących ze sobą domach, młodej wdowy Ingram i państwa Haney. Przywracanie porządku pod dachem pozbawionej ludzkich odruchów zbyt mocno umalowanej kobiety ciągnie się w nieskończoność, aż swoją robotę kończy kwadrans po czasie. Szczęście, że pani Haney jest jej inna. W pewnym stopniu uważa tę biedną kobietę za swoją przyjaciółkę. Jako jedyna okazała jej prawdziwe współczucie i zainteresowanie, gdy mamę Ruby… gdy tamten człowiek stwierdził, że życie mamy Ruby jest mniej ważne niż jego powrót do domu. Zbliżyło je to do siebie. Joyce rozumiała, jak to jest stracić mamę, bo ktoś uważa, że ma prawo odebrać cudze życie. Biała kobieta aż za dobrze pamiętała owy dzień ze swej przeszłości.

Ruby szybko przychodzi zapomnieć o irytacji, jaką wyzwala w niej za każdym razem Ingram, bowiem przed domem drugiej pracodawczyni natyka się na starszą z córeczek Joyce. Dziewczynka jest jak w transie, mimo to kobiecie udaje się dowiedzieć, że po dziecko miała się zjawić zaprzyjaźniona sąsiadka, zaś mama kazała jej być grzeczną. Wraz z zapłakaną Barbarą wchodzi do domu, lecz zdaje się nie być tam nikogo poza płaczącą już najwyraźniej dłuższy czas Lily. Wszystko dzieje się niby w przyspieszeniu. Malutka Lily nie uspokaja się pomimo starań sprzątaczki, nikt się nie zjawia, natomiast Barbara przybiega z kuchni. „Narobili strasznego bałaganu”. Cząstki bałaganu mała ma na rękach i przyprawia on o jeszcze szybsze bicie serca zagubioną dziewczynę. Miarka przelewa się, gdy tylko wchodzi do kuchni. Dopiero na widok ogromnej kałuży krwi, zaczyna wrzeszczeć.

Frank Haney w delegacji, Ruby Wright w areszcie, Mike Blanke na miejscu domniemanej zbrodni, zaś Joyce Haney w niebycie. Nikt nie ma wątpliwości, że to do gospodynii należy krew, lecz w jakich okolicznościach doszło do rozlewu krwi – pomysłów brak. Wygląda to na główne zadanie nowego w tutejszej okolicy Mike’a, odnaleźć Joyce Haney, żywą lub martwą.

Wszystko po kolei. Wiadomo, że zwykle w takich sprawach winnego trzeba szukać w rodzinie. Trop jest więc jeden jego – mąż, a także drugi pochodzący od przełożonych i społeczeństwa – sprzątaczka. Jako iż pierwszy podejrzany jest nieosiągalny i będzie czas jakiś, na tapetę idzie panna Wright, którą pierwsi policjanci z góry wzięli za przestępczynie, mając W ICH MNIEMANIU niepodważalne dowody. Pierwszy: krew na jej ubraniu. Drugi: była jedyną na miejscu zdarzenia. Trzeci: jej skóra jest czarna. Mike Blanke posiadał świadomość, że praca w tej części Kalifornii będzie trudniejszą pod względem zasobów ludzkich z nim współpracujących niżeli w Nowym Jorku, ale i tak ma ochotę sięgnąć po tasser, gdy tylko widzi kogokolwiek z tych rasistów i wygodnickich typów, dla których wyżej od sprawiedliwości jest zamknięcie sprawy tak, by opinia publiczna była zadowolona.

Niewiele ma niestety do powiedzenia przez wzgląd na jego przeszłość, o której wszyscy tutaj wiedzą.

Sprawa żółwim tempem się toczy. Mąż ma alibi, wszyscy chcą krwi czarnoskórej, a innych poszlak brak. Blanke stara się, jak może, w swych działaniach z lekka niekonwencjonalnych zachodzi nawet na spotkanie gospodyń domowych z Sunnylakes, na jakie uczęszczała zaginiona. Poza intrygującą postacią prowadzącej spotkanie, pani Crane. Podobno najlepszym sposobem na pozbycie się pokusy jest ulegnięcie jej. Czy detektyw zegnie kark, by móc następnie skupić się w pełni na śledztwie?

Spotkanie z eleganckimi damami nie okazuje się całkiem próżne, gdyż pewnym stało się jedno. Wraz z pięknem i bogactwem idą pozory, jakie zachować należy, by cała fasada życia tych rodzin nietkniętą pozostała. Ręka rękę myje, każdy głowę odwraca, pary z ust nie puści. Morze kłamstw uwięzione jest pod grubą taflą lodu, a w tej spienionej wodzie kryje się prawda. Żeby przekuć się przez te bariery potrzeba czasu, jakim funkcjonariusz nie dysponuje. Szczęśliwie jest ktoś, kto był już w środku tego chaosu. Tylko jak zdobyć zaufanie kogoś, kto całe życie uczył się trzymania zdaleka od białych i wszystkiego, co się z nimi łączy nie licząc pieniędzy? W tym świecie nie da się, chociażby Ruby i wszystka jej rodzina, jej bliscy tak pragnęli. W JEJ świecie, wśród jej bliźnich też panują złe zasady. Jak wydostać się z tego ślepego zaułka? Ambicjami i prawdziwie szczerymi pobudkami. Tych nie brakuje inteligentnej półsierocie.

Losy ludzi są ze sobą posplatane, co niebezpiecznym jest, ponieważ każdy ma własną przeszłość, która kolorowa rzadko kiedy bywa. Chcemy być szczęśliwi, chyba mamy do tego prawo? Pytanie, na które trudniej jest odpowiedzieć brzmi: jak daleko posuniemy się, by ten stan osiągnąć?

“Najłatwiej jest stać z boku i nie reagować, kiedy innych spotyka niesprawiedliwość”

Inga Vesper napisała kryminał, który przyciąga jako powieść o ludzkich pragnieniach i potrzebach. Gdzie kończą się nasze prawa, a zaczynają przestępcze zachowania? O ile jako kryminał, książka najlepszych lotów nie jest, to elementy psychologiczne dodają jej niemałą wartość. Złości, zakłamania i agresji nauczyć się łatwiej niż dobroci i empatii. Pieniądze dają władzę, a władza wywołuje najniższe pobudki i działania. Świat nie jest sprawiedliwy, nigdy nie był i z pewnością nie będzie. Karma nie istnieje, jak i „limit zła” dopisany do każdego z osobna żywota, podobnie jak równowaga między dobrem a złem, albowiem dobrym jest być trudniej niż złym. Vesper odkrywa najgorsze w ludziach, lecz równoważy to. Nie wszyscy są zawistni, chociażby nie wiem, jak łamać takie jednostki. Do dobra potrzeba jeszcze jedynie odwagi, by móc tę cnotę przekazywać i ukazywać. Na ile ma jej w sobie Ruby i jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za czyste serce? A przede wszystkim, gdzie się podziała Joyce Haney, czy jej dzieci zostały półsierotami? I jaką rolę odegrają w tym skąpanym słońcem dochodzeniu spinki od mankietów, pusta butelka po piwie wraz ze śpioszkami niemowlęcymi?

Życie jest, jak donica z pięknymi kwiatami, pod którymi coś jest schowane. Co znajdzie się w tej, na którą tak często spoglądała Joyce?

“Musi pan zrozumieć, że mieszkańcy Sunnylakes dostrzegają tylko to, co im odpowiada. Na całą tę mroczną i niepokojącą resztę przymykają oczy. Nikt nie widział, co się działo z Joyce, bo nikt nie chciał widzieć. Nawet ona sama. Ukryła dziecko, tak jak pan schował przed innymi swoją tajemnice. Wie pan, co z oczu, to z serca. Dopóki…, dopóki wszystko i tak nie wyjdzie na jaw”.

Informacje o książce:
Tytuł: Bardzo długie popołudnie
Tytuł oryginału: The long, long afternoon
Autor: Inga Vesper
ISBN: 9788380539259
Wydawca: Burda Media
Rok: 2021

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać