Lubię grudzień. Bardzo. Głównie dlatego, że czas zwalnia. Dosłownie. Mam na myśli czas w pracy, bo w domu wręcz przeciwnie. Turbo przyspieszenie. Trzeba zrobić masę rzeczy – nastawić zakwas na barszcz, ulepić pierogi, przygotować piernik staropolski, pokroić śledzie i wrzucić je do słoików z różnymi dodatkami – suszonymi pomidorami, cebulką i ogórkiem kiszonym, orzechami, śliwkami, sprawdzić lampki i ewentualnie skoczyć do marketu, żeby kupić nowe i tak dalej… Coś, co tygryski lubią najbardziej. Niekończąca się lista zatytułowana: do zrobienia przed świętami. Z każdego kąta puszcza do nas oko tradycja. To ona, niczym ciepła kołderka sprawia, że otula nas świąteczne ciepło. Błogo i radośnie odliczamy dwadzieścia cztery dni do wyczekiwanego przez cały rok Bożego Narodzenia. Ten przedświąteczny galimatias nie przeszkadza w spędzeniu kilku przyjemnych chwil z książką. Można je wcisnąć gdzieś pomiędzy kręcenie maku na zawijany makowiec i sera na serniczek. Mówię Wam – da się. Ja tym razem sięgnęłam po okładkę z choinkami – nie spodziewając się ani przez moment jak dobrze będę się bawić. „Zjazd rodzinny” autorstwa Meghan Quinn, bo o tej książce mowa – przedstawia małżeństwo w przeddzień obchodów ich złotego jubileuszu i trójki ich dzieci – Forda, Palmer i Coopera. Najstarszy syn – Ford, nastawiony głównie na robienie kariery, niemający ani czasu, ani ochoty na miłość. Palmer – podróżniczka i instagramerka, która na swoim profilu dzieli się swoimi podróżniczymi przygodami – singielka – która nad wszystko ceni sobie wolność i brak zobowiązań. Cooper – świeżo upieczony rozwodnik, który nie ma siły, aby skonfrontować się ze swoimi demonami, które sprawiły, że aktualnie jest sam. Autorka bardzo ciekawie zaplanowała narrację w tej opowieści – prowadzi ją z punktu widzenia trójki dzieci Peggy i Martina – Forda, Coopera i Palmer oraz przyjaciół głównych bohaterów: Larkin – asystentki Forda, doktora Beau – brata Larkin, który jest licealną miłością Palmer oraz Nory – przyjaciółki byłej żony Coopera. Muszę Wam przyznać, że naprawdę bardzo dawno temu ostatni raz płakałam ze śmiechu przy lekturze książki. Śmiałam się tak głośno, że moja nastoletnia córka przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku – i gdy przeczytałam jej fragment, który wprawił mnie w ten szampański nastrój, to po chwili zaśmiewała się razem ze mną. Po czym stwierdziła, że musi tę książkę sama przeczytać i porwała mój czytnik. Nie ma chyba lepszej rekomendacji. Nastolatki w dobie komputerów, tabletów, smartphonów, seriali na serwisach streamingowych – które decydują się na poświęcenie swojego wolnego czasu na lekturę są jak znalezienie rydza podczas grzybobrania – przynajmniej, jeśli chodzi o lasy w kujawsko-pomorskim. Taka mnie jesienna dygresja naszła. Pewnie trochę przesadzam z tym czytaniem wśród młodzieży – więc spieszę z przeprosinami w kierunku tej części młodzieży, która pielęgnuje czytelniczą pasję. Wracając do książki – bardzo dużo w niej komizmu sytuacyjnego bliskiego memu sercu – na który składa się zarówno sama sytuacja, w jakiej znajdują się bohaterowie jak i język, którego używają. Autorka posługuje się wyśmienicie aluzjami, sarkazmem, ironią – które z chirurgiczną precyzją wkłada w usta swoich bohaterów i sprawia, że czytelnik balansuje na granicy niewinnego uśmiechu, aż po niekontrolowane wybuchy śmiechu, który wesoło rozbrzmiewa w całym domu przykuwając uwagę pozostałych domowników. Sama tematyka książki – historia zbudowana wokół miłości – tej rodziców, którzy kroczą przez życie ramię w ramię od okrągłych pięćdziesięciu lat, ale też rodziców do swoich dzieci – które zagubione na życiowych zakrętach nie potrafią odnaleźć właściwej drogi prowadzącej do szczęścia. Zawsze fascynują mnie historie, które przedstawiają rodzeństwo jako głównych bohaterów. Zastanawiam się jak to możliwe, że osoby, które mają te same geny są tak różne. Forda, Palmer i Coopera dzieli wszystko – od podejścia do życia, po pasje, aż po gust cukierniczy (dowiecie się, o co mi chodziło, jak przeczytacie rozdział traktujący o wyborze tortu, a raczej kremu do tortu, na przyjęcie rocznicowe rodziców). Całe przygotowania do tej ważnej uroczystości, które rodzeństwo skwapliwie podzieliło między siebie doprowadzi do… Nie bójcie się nie zdradzę Wam zakończenia, ale mogę obiecać, że będziecie zaskoczeni. Stawiałam na inny rozwój wydarzeń – gdy czytałam końcowe rozdziały. Polecam Wam tę lekką historię, która sprawi, że rozruszacie trochę policzki i żuchwę. Miłej lektury!
Zjazd rodzinny – Meghan Quinn
- ·7 stycznia 2024
- ·Marta Lewińska