Książki autorstwa Hectora Dexeta zagościły w naszym domu już dość dawno, w zasadzie to były jedne z pierwszych niekontrastowych publikacji mojej córy. Poleciła nam je koleżanka i to było jedno z najlepszych książkowych poleceń, z jakimi się spotkałyśmy. Zaczęłyśmy z grubostronicową biedronką, później razem z Dexetem poznawałyśmy części ciała i różne pojazdy. Moja wówczas nieco ponad roczna córka uwielbiała te książeczki, a ja żałowałam, że ta seria liczy ich tylko kilka. Teraz na rynku pojawiły się kolejne dwie, a moje dziecię, mimo że jest już doświadczonym dwuletnim czytelnikiem z niespożytą energią, wciąż chętnie sięga po książki Hectora Dexeta – autora, którego śmiało mogę nazwać mistrzem książek z dziurami.
Już same okładki i tytuły nowych publikacji przyciągają wzrok swoją kolorystyką i tematyką. O ile w pierwszym odruchu córka sięgnęła na „Rycerza na zamku” i to nim się zachwycała, o tyle pod względem poznawczym „Domki” są lepsze, bo bardziej życiowe. To właśnie w tej książce poznajemy domy różnych zwierząt – dowiadujemy się między innymi, że świat zwierząt jest naprawdę różnorodny, bo ślimak nosi swój domek na plecach, kijanki mieszkają pod liściem nenufaru, a żaby na brzegu rzeki. Tekst to w zasadzie krótkie, jednozdaniowe komunikaty i gdyby nie oprawa graficzna, to w sumie nie mielibyśmy do czynienia z czymś specjalnym. U Dexeta magiczny jest właśnie obraz. W „Domkach” – i w ogóle we wszystkich znanych nam książkach tego autora – coś, co na jednej stronie jest konkretną rzeczą lub osobą, na kolejnej okazuje się już czymś zupełnie innym. Dzieje się tak właśnie za sprawą dziur znajdujących się na wszystkich stronicach. I to jest ta magia, która zjednuje Dexetowi najmłodszych czytelników, w tym moją córką, choć przyznaję, że nie byłam pewna, czy nie wyrosła już z takich publikacji. Zresztą, nie oszukujmy się – już sama obecność dziur to prawdziwa gratka dla młodego czytelnika, wszak dziury i ruchome elementy to jedne z najciekawszych i najbardziej przez dzieci lubianych dodatków w książkach. Jeślibym miała polecić tylko jedną serię dla najmłodszych – a znamy ich całkiem sporo – to bardzo prawdopodobne, że wybrałabym do rekomendacji właśnie książki Hectora Dexeta.
Ta konkretna część podoba mi się z jeszcze jednego powodu – akurat taką tematykę dość łatwo przełożyć na rzeczywistość, a to zawsze cenię w książkach przeznaczonych do tej najmłodszej grupy odbiorców. Tak naprawdę wystarczy wyjść z dzieckiem na spacer, by wiele z tego, o czym czytaliśmy, odnaleźć wokół siebie, uważnie się rozglądając. Może nie będzie tam domu pełnego duchów, ale już ślimaka bez problemu spotkamy na swojej drodze i będziemy mu się mogli przyjrzeć z bliska. To także dobry wstęp do rozmowy na temat nie tylko zwierząt i ich domów, ale i konieczności dbania o przyrodę i poszanowania tego, że one żyją we właściwym sobie środowisku, więc można je poobserwować z daleka, ale tak, by nie zakłócać ich spokoju. To niby oczywiste, ale dla młodego człowieka nie zawsze łatwe, by się powstrzymać.
Strony w książkach z tej serii są grubsze, ale nie jest ten rodzaj pancernej tektury, który występuje w niewielkogabarytowych kartonówkach dla najmłodszych. Format także jest przyjazny dzieciom młodszym, brzegi zaokrąglono – jest tak, jak powinno być w przypadku publikacji skierowanych do tej grupy docelowej. Uwielbiamy w naszym domu Dexeta i będziemy go polecać przy każdej okazji. Ja po cichu liczę na to, że ta seria rozrośnie się do naprawdę pokaźnych rozmiarów, bo nawet gdy córa z nich wyrośnie, to poczekają kiedyś na młodsze pociechy, kiedy te zawitają w naszym domu. Osobiście książki Hectora Dexeta lubię do tego stopnia, że gdy ktoś bliski poprosił o polecenie tylko jednej, ale za to wyjątkowej książki, którą chciał podarować maluszkowi, bez wahania wskazałam właśnie tego autora i jego „Kto zjadł biedronkę?„.
Informacje o książce:
Tytuł: Domki
Tytuł oryginału: Maisons
Autor: Hector Dexet
ISBN: 9788366329256
Wydawca: Mamania
Rok: 2019