Mam to szczęście, że zaliczam się mam spełnionych w macierzyństwie. Nie chodzę raczej sfrustrowana, nie zastanawiam się, co straciłam, ani jak moje życie wyglądałoby, gdybym mamą nie została. Od lat czułam, że to coś w stu procentach dla mnie i że odnajdę się w takiej roli, czasem niełatwej – przyznaję.
Poprzedni akapit w wersji pierwotnej był dłuższy – sporo dłuższy. Postanowiłam jednak ukrócić te peany na cześć macierzyństwa w chwili, gdy moje dziecię, przerywając mi pisanie niniejszej recenzji, dało mi dość mocno popalić. Ząbkowanie to słowo klucz, w dodatku takie, przez które jednak to moje macierzyństwo bywa trudne. Faktem jest, że jestem szczęśliwą mamą, więc wydawałoby się, że nie stanowię grupy docelowej tej książki. Ale gdy czyta się na okładce, że potrzeby mamy też się liczą i jeśli nie ma ona na ich zaspokajanie ani czasu, ani energii, to ta publikacja jest właśnie dla niej, to myślę, że każda mama, nawet ta najszczęśliwsza i najbardziej spełniona, mogłaby się z tym utożsamić co najmniej kilka razy w tygodniu.
Postanowiłam zatem sięgnąć po poradnik Arlene Pellicane, wiedziona ciekawością, co też zaproponuje autorka w kwestii pamiętania o sobie, gdy w każdej minucie życia na pierwszy plan wysuwa się mały, rozkoszny człowiek i jego potrzeby. Sięgnęłam, przeczytałam i muszę przyznać, że mam mieszane uczucia.
Zacznę od tego, że książka jest dość życiowa, a to na pewno plus. Przykłady, jakimi posłużyła się Arlene Pellicane, niejednokrotnie spotyka się na swojej drodze, jak choćby rozrabiające w sklepie dzieci i mama, która zdaje się nie panować nad tym chaosem. Ale trudno, żeby było inaczej, skoro książkę napisała mama dla innych mam. Dlatego też podczas lektury ma się wrażenie, że te tematy są nam bliskie i znane z życia codziennego. Trochę jak pogaduszki przy kawie – o dzieciach, mężu, codziennych radościach i momentach zwątpienia, bo nie ukrywajmy – takie też się zdarzają.
Ja na przykład nie złoszczę się na córkę, jeszcze mi się to nie zdarzyło w trakcie mojej dziewięciomiesięcznej roli mamy. Ale na siebie – jak najbardziej i zdecydowanie za często. Wyrzucam sobie, że coś mogłam zrobić lepiej, szybciej, inaczej. Może nie porównuję się zbyt często do innych mam, ale to nie oznacza, że nie chciałabym robić wszystkiego jak najlepiej dla swojej pociechy. Pułapka nieosiągalnego perfekcjonizmu to kolejny ważny temat podejmowany przez autorkę. W ogóle tych istotnych tematów jest całkiem sporo jak na jedną publikację.
Skąd zatem moje mieszane uczucia, zapytacie? Otóż w książce na każdym kroku autorka podkreśla rolę wiary w macierzyństwie, tłumaczy, jak ona jest ważna w życiu każdego człowieka. Nie, żebym się z tym nie zgadzała – oczywiście, że jest i warto o tym wspomnieć, ale co za dużo, to niezdrowo. Bo o ile dla mnie ciągłe poruszanie takiej tematyki jest do przyjęcia, o tyle są przecież mamy, które nie do końca będą zaciekawione takim nagromadzeniem nawiązań do wiary i bonusem w postaci modlitwy po każdym rozdziale. Skoro jednak mnie to nie przeszkadzało, to dlaczego o tym piszę? Bo nigdzie nie jest zaznaczone, że narracja będzie takiego właśnie rodzaju. Nie sugeruje tego okładka, nie ma żadnego podtytułu, a w opisie z tyłu raz tylko pojawia się zapytanie, czy zmęczenie wpływa pozytywnie na relacje z Bogiem. Niby trochę sugestywne, ale jednak to tylko jedno z wielu pytań i zagadnień zapisanych na okładce.
Mój egzemplarz powędrował dalej w świat. Przeczytałam, sporo rzeczy wzięłam z tej książki dla siebie, ale myślę, że są osoby, które z lektury wyniosą jeszcze więcej, dlatego nie pozwoliłam tej publikacji kurzyć się na półce, bo nie jest jednak z rodzaju tych, do których bym wracała. Wartościowa, bo życiowa. Autentyczna, bo napisana przez mamę dla innych mam. I nieco myląca, gdy chodzi o to, co spodziewamy się zastać w środku.
Informacje o książce:
Tytuł: Jak stać się szczęśliwą mamą w 31 dni
Tytuł oryginału: Jak stać się szczęśliwą mamą w 31 dni
Autor: Arlene Pellicane
ISBN: 9788378292456
Wydawca: VOCATIO
Rok: 2018