Gdy tylko dostałam propozycję zrecenzowania kolejnej książki Hanny Greń nie wahałam się ani chwili. Uznałam, że biorę. No w ciemno biorę! W końcu „Światełko w tunelu” czytało mi się świetnie i nadal jestem oczarowana tą historią.
W „Uśpionych królowych” bezsprzecznie mamy do czynienia z bardziej rozbudowaną historią. Nie chodzi mi tu tylko o gabaryty obu tych powieści (chociaż nie da się ukryć, że tym razem miałam do czynienia z jednym z grubasków), ale przede wszystkim o wydarzenia i bohaterów. Zacznijmy jednak od początku.
Pewnego dnia komisarz Marcin Cieślar zauważa pewną kobietę. Kobietę, która do złudzenia przypomina mu ofiarę popełnionej niegdyś bestialskiej zbrodni. Wiedziony przeczuciem ukradkiem robi jej zdjęcie, i to pociąga za sobą fale niespodziewanych wydarzeń.
„Sprzedałem jej sen. Cudowny, wieczny sen. Przedtem grzeszyła, teraz śpi szczęśliwa. Odkupienie poprzez cierpienie, sen przez śmierć.”
Nadkomisarz Konrad Procner wraz z wspomnianym już wcześniej Marcinem Cieślarem odkurzają trop prowadzący do Sprzedawcy Snów, na pierwszy rzut oka nieuchwytnego mordercy. Sprawca traktuje swoje ofiary z wyjątkową brutalnością. Zabija co roku, a kobiety, które wybiera, bardzo się od siebie różnią. Jedyny ślad, który pozwala stwierdzić, że organy ścigania mają do czynienia z jedną i tą samą osobą, to list pozostawiony przy każdym kolejnym okaleczonym ciele.
No i to właściwie tyle na temat samej fabuły. Czy Konrad i Marcin złapią seryjnego mordercę? Co wspólnego mają z nim dwie wyjątkowe kobiety – Zena i Petra?
Sięgając po „Uśpione królowe” wiedziałam mniej-więcej, czego się spodziewać. Miałam świadomość, że nie uświadczę wartkiej akcji, bardzo rozbudowanego śledztwa czy fascynującego pościgu za głównym antagonistą. Hanna Greń tworzy w głównej mierze historie, które określam obyczajowym kryminałem. Nie da się bowiem powiedzieć, że ten element kryminalny w nich nie występuje czy nie jest ważny. Jest tylko jakby zepchnięty na boczny tor, a najważniejsze wydają się interakcje między bohaterami.
Skoro już mowa o bohaterach i ich relacjach, to muszę powiedzieć, że Hanna Greń swoje postaci kreuje bardzo, bardzo dobrze. Każda z nich ma własną i dobrze opisaną przeszłość. Mam wrażenie, że autorka skupia się w równym stopniu na każdym z osobna. Chociaż gdzieś tam po drodze na pierwszy plan wysuwa się relacja Konrada i Petry. Można jednak mieć pewność, że każdy pojawiający się człowiek będzie mieć swoją, choćby niewielką, rolę do odegrania.
Zdecydowanie najbardziej polubiłam Procnera. Człowiek, który po pewnym incydencie schował się za lodową skorupą, a jednak w środku magazynujący potężny zapas wrzącej lawy… Wiem, ja kochliwa baba jestem. Podobało mi się to, że umiał zgrywać tak zwanego „złego glinę”, kiedy sytuacja tego wymagała. Dodatkowo był w stanie zrobić absolutnie wszystko, żeby chronić ludzi, na których naprawdę mu zależało.
Kolejnym plusem była zagadka kryminalna, bo nie wiedzieliśmy, kim był zabójca. Dopiero mozolne śledztwo stopniowo odkrywało kawałek po kawałku jego tożsamość. W sam proces dało się dość mocno zaangażować. Co sprawiało, że kartki naprawdę szybko umykały spod palców.
Jak zwykle, stylowi Hanny Greń nie mam nic do zarzucenia. Mimo wszystko stwierdzam, że chyba „Światełko w tunelu” podobało mi się bardziej od „Uśpionych królowych„. Może przez to, że tym razem nie ubawiłam się tak bardzo jak poprzednio. Mimo tego, że w treści jest pełno utarczek słownych pomiędzy Konradem i Petrą, to nie śmieszyły mnie one tak bardzo. Ja wiem, że to nie komedia kryminalna, ale rasowy i krwisty kryminał też nie.
Słowem podsumowania, podobało mi się i bawiłam się całkiem dobrze. Mogę jak najbardziej polecić i na pewno jeszcze sięgnę po coś od Hanny Greń. W końcu już czeka na półce „Jak kamień w wodę„. I czeka i czeka… „Uśpionym królowym” przyznałam mocne siedem, gdyż to bardzo dobra powieść.
Informacje o książce:
Tytuł: Uśpione królowe
Tytuł oryginału: Uśpione królowe
Autor: Hanna Greń
ISBN: 9788376746555
Wydawca: Replika
Rok: 2017