Bartłomiej Świderski to autor pasjonującego kryminału zatytułowanego „Szklane Żądło”, którego recenzję mogliście niedawno przeczytać na łamach naszego serwisu. To powieść obok której fani gatunku nie powinni przejść obojętnie, ale i jej autor okazuje się niezwykle interesującą osobowością, którą zaprosiliśmy do rozmowy. Tak oto Bartłomiej Świderski w rozmowie z Konradem Morawskim zechciał podzielić się swoimi przemyśleniami na temat „Szklanego Żądła” i tematów z powieścią związanych. Bartłomiej Świderski zdradza też swoje literackie plany na przyszłość odkrywając przed czytelnikami MoznaPrzeczytac.pl roboczy tytuł swojej nadchodzącej powieści. Gorąco zachęcamy do lektury wywiadu!
Konrad Morawski: Przede wszystkim gratuluję znakomitego dzieła! Kryminał „Szklane Żądło” wciąga i intryguje. Skąd czerpał Pan inspiracje do napisania tej powieści?
Bartłomiej Świderski: Z wielu źródeł, np. opisując śledztwo posiłkowałem się wywiadem w środowisku policyjnym, podręcznikami dla policjantów, głównie „Oględziny zwłok i miejsca ich znalezienia” Moniki Całkiewicz oraz oczywiście, chcąc-niechcąc, popkulturą, bo sporo kryminałów obejrzałem i przeczytałem. Czułem jednocześnie, że muszę się czymś z tej masy wyróżnić, stąd w mojej książce wątek z pogranicza fantastyki, czyli efekty dźwiękowe, które katalizują zdarzenia na łódce i są jedną z ważnych sił napędowych całej historii. Pierwszy raz przeczytałem o nich dawno temu w opowiadaniu Henry’ego Kuttnera pochodzącego z jego świetnego zbioru pt. „Stos kłopotów”. Na potrzeby „Szklanego Żądła” zdokumentowałem ten temat i upewniłem się, że wymyślone przeze mnie zjawiska teoretycznie mogą mieć miejsce. To było dla mnie ważne, bo nie chciałem całkiem wejść w sferę fantastyki, wolałem pozostać w konwencji kryminału. Może nie jest to do końca „czysty” kryminał, ale też nie całkiem „zabrudzony” fantastyką. Jeśli już to psychologią czy romansem, co zarzucają książce niektórzy jej czytelnicy.
Konrad Morawski: Co konkretnie zarzucają?
Bartłomiej Świderski: …że za mało w „Szklanym Żądle” akcji, a za dużo mówi się o emocjach, o psychologii, o związkach. Cóż, pisząc nie narzucałem sobie żadnych ograniczeń gatunkowych, chciałem opisać ciekawą historię. Z kryminału wziąłem pytanie „kto zabił?”, a ze współczesnej literatury obyczajowej analizę związku pokazanego z paru punktów widzenia. Mam wrażenie, że jedno z drugim nieźle się przegryzło. Wyszedł mi chyba bardziej thriller psychologiczny niż kryminał, ale w sumie to nie wiem, nie jestem krytykiem, żeby to klasyfikować. Dla mnie to ballada o miłości utrzymana w temperaturze thrillera – tak lubię myśleć o „Żądle” na własny użytek. A w tej kluczowej dla książki sferze, dotyczącej układu bohaterów, ich motywacji i wzajemnych relacji, inspirowałem się życiem.
Konrad Morawski: Czy w toku pisania przydarzyły się Panu jakieś momenty zwątpienia, czy też nieprzewidziane okoliczności, będące formą nieznanego tła „Szklanego Żądła”?
Bartłomiej Świderski: Zwątpienie podczas pisania przeżywałem permanentnie, tak już mam. Dwa momenty zasadniczo wpłynęły na treść książki. Pierwszy, kiedy pod koniec pierwszego rozdziału zagadka kryminalna wydała mi się zbyt banalna, zbyt łatwa do rozwiązania. Właśnie wtedy wprowadziłem system ECHO. Natomiast drugi raz zwątpiłem w tę historię, kiedy w jej połowie całkowicie siadła akcja. Te rozmowy na komendzie, biadolenie Olafa, jego wspomnienia… to już robiło się nużące dla mnie, a co dopiero dla czytelnika. Zacząłem się zastanawiać, co niezwykłego może się jeszcze wydarzyć na łódce, zacumowanej do pomostu na brzegu Zalewu Zegrzyńskiego. Odpowiedź była oczywista: musi wypłynąć na szersze wody. Uznałem też, iż to jest dobry moment na drugie morderstwo, które podbije stawkę i podniesie napięcie. Mistrz gatunku Raymond Chandler udzielił kiedyś pisarzom uniwersalnej rady: „Siada ci akcja – wprowadź faceta z pistoletem”. To brzmi jak dowcip, ale niekoniecznie trzeba to brać dosłownie. W każdym razie w „Szklanym Żądle” zastosowałem się do tej rady i to potraktowanej niemal dosłownie. Tylko zamieniłem pistolet na rozbitą butelkę i chyba nieźle się to sprawdziło.
Konrad Morawski: Moim zdaniem kryminał mówi dużo o manipulowaniu uczuciami – świadomym, bądź nie – które to manipulacje niekiedy prowadzą do drastycznych skutków. Na ile zjawisko manipulacji, Pana zdaniem, występuje we współczesnych społeczeństwach?
Bartłomiej Świderski: Wolałbym pozostać przy książce. I wydaje mi się, że pokazywałem w niej raczej sytuacje, w których uczucia i działania ludzi wymykają się spod ich kontroli, że nie są w stanie manipulować sobą, a co dopiero innymi. To oczywiście nic nowego, od czasów Dostojewskiego spory procent powieści mówi właśnie o tym dlaczego ludzie zachowują się irracjonalnie i swoimi decyzjami zaskakują samych siebie. U mnie kobieta szuka funkcjonalnego związku, a pakuje się w erotyczną jazdę z lekomanem i sadystą. On też angażuje się w to bardziej niż planował, jego życiowe plany idą w rozsypkę. Gdzie tu manipulacja? Od czasów Freuda możemy do tego dopisać „naukowe” wyjaśnienie, i badać wpływ ojca alkoholika, i wszystkie mechanizmy znane jako syndrom DDA na decyzje Agnieszki. Ale gdyby ona znalazła poukładanego faceta to też moglibyśmy to uzasadnić za pomocą psychoanalizy i na tym, jak wiadomo, polega jej słabość, że znając wszystkie mechanizmy wpływania nieświadomości na świadomość nadal nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak zachowają się ludzie. Stwarza ona jednak ciekawą perspektywę wyjaśniającą podejmowane decyzje, pokazującą niewidzialne sprężyny naszego działania, która nie wydaje mi się całkowicie wzięta z sufitu i dlatego – w ślad za wieloma pisarzami – chętnie się do niej odwołuję.
Konrad Morawski: Świat, który wykreował Pan w „Szklanym Żądle” wydaje się być formą konfrontacji pomiędzy nostalgią a współczesnością. Tak jakby jej bohaterowie, przynajmniej niektórzy, nie byli zdecydowani czy wolą karmić się wspomnieniami, czy zarzucać lejce nowoczesności… jak to jest naprawdę?
Bartłomiej Świderski: Już w konspekcie „Żądła” przeplatałem sceny śledztwa z retrospekcjami pokazującymi Agnieszkę za życia, bo chciałem, żeby tej bohaterki było w książce jak najwięcej. Chciałem, żeby czytelnicy polubili ją lub chociaż, żeby ich zaintrygowała na tyle, aby zainteresowali się jej historią. W sumie to opis związku Agnieszki z Olafem możemy potraktować jako główny temat książki, a jej zabójstwo jako futurospekcję pokazującą, jak skończy się ten związek, dokąd zaprowadzi ich gra, którą podjęli. Zgadzam się, że w tych opisach sporo jest nostalgii, momentami zmieniają się one w żałobny lament Olafa. Już w trakcie pisania uznałem, że to tworzy ciekawe zestawienie – ten emocjonalny skowyt i zimny opis śledztwa – i poszedłem tym tropem, uwypukliłem to. Z kolei prokurator ma sentyment do PRL. Olaf uważa, że postęp techniczny mógłby się zatrzymać w latach osiemdziesiątych… i ja też czasem myślę, że bez tych wszystkich gadżetów, które rozpanoszyły się wokół nas, było nam lżej. Ciszej. Spokojniej. I mieliśmy więcej czasu na książki, to na pewno.
Konrad Morawski: Czy „Szklane Żądło” jako powieść może być symbolem skomplikowania współczesnych relacji międzyludzkich?
Bartłomiej Świderski: To jest bardzo trudne pytanie, chyba za trudne dla mnie. Relacje międzyludzkie zawsze były skomplikowane, nie stały się takie nagle. Tyle mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością za słowo, reszta będzie spekulacją. Ostatnio wpadły mi w ręce „Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa, książka uchodząca za wiarygodne świadectwo obyczajów wyższych sfer XVIII wieku i muszę powiedzieć, że to, co nazywa Pan wykreowanym światem „Szklanego Żądła” to jest socjotechniczne przedszkole w porównaniu z Wersalem i okolicami. Poziomu komplikacji tamtych intryg raczej nie przebijemy, a ja nawet nie próbuję, bo jako scenarzysta z zawodu i z pisarskich predyspozycji szukam raczej złotego środka między komplikacją a prostotą rozwiązań fabularnych. Nie chcę obarczać czytelnika nadmiarem przesadnie zaplątanych wątków. Bohaterowie mają być prawdziwi, a że w przypadku „Żądła” są ludźmi pochodzącymi z określonej grupy społecznej – spece od marketingu pewnie nazwaliby ich aktywnymi zawodowo trzydziestolatkami z dużego miasta – zatem muszą być do pewnego skomplikowani i to musi wystarczyć. Jeśli chodzi o „tajemnice alkowy wczoraj i dziś” to zachowało się tu mniej dokumentów historycznych, niż tych dotyczących kwestii ogólno-obyczajowych, ale znawca tematu Michel Houellebecq w swojej „Uległości” zapewnia, że na tym polu też znacznie uprościliśmy repertuar. Nie wiem czy „Żądło” cokolwiek symbolizuje, ale jeśli coś pokazuje to chyba właśnie prostotę i powrót do atawizmów w sferze erotycznej, które mogą być odświeżające. Może to być pociągającą alternatywą dla czułostek czy wyuczonych sztuczek rodem z podręczników seksu. Dla moich bohaterów okazało się niszczące, bo nie byli na to gotowi i przesadzali z substancjami odurzającymi, ale przecież nie jest to jedyny scenariusz rozwoju takiego związku.
Konrad Morawski: Muszę przyznać, że nie poczułem sympatii do żadnego z bohaterów Pana kryminału. Nawet do komisarza Wyszyńskiego, który okazuje się dobrym gliną, ale niekiedy brakuje mu czujności, czasem ogłady. Nie jest uosobieniem np. Williama Wistinga z powieści Jorna Liera Horsta. Pomimo tych antypatii „Szklane Żądło” będzie z pewnością jedną z moich ulubionych książek roku. Z czego to wynika? Skąd tyle mroku w tym świecie i dlaczego ten mrok jest pociągający?
Bartłomiej Świderski: Nie znam postaci, o której Pan pisze, a autora tylko ze słyszenia. Cóż, to co napisałem wcześniej o Agnieszce odnosi się też do pozostałych bohaterów – nie muszą wzbudzać sympatii, wystarczy jeśli będą intrygowali i najwyraźniej w Pańskim przypadku zadziałał właśnie ten mój plan minimum. Wymyślałem i pisałem tę powieść w nastroju raczej ponurym, co ustawiło mi perspektywę i wpłynęło na tonację całości. Muzyk, któremu w duszy gra requiem nie powinien się silić na wesołe piosenki czy raźne marsze, tak uważam. Jeśli ta moja mollowa melodia porusza ukryte struny w czytelnikach to już każdy z nich musi sobie odpowiedzieć indywidualnie jakie i dlaczego.
Konrad Morawski: Czy możemy spodziewać się kontynuacji przygód komisarza Wyszyńskiego?
Bartłomiej Świderski: Tak, właśnie piszę powieść pod roboczym tytułem „Udar Księżycowy” z jego udziałem. Nad Zalewem Zegrzyńskim dochodzi do kolejnego zabójstwa i do budowy bardzo kontrowersyjnego obiektu, w obie sprawy komisarz jest mocno zaangażowany, podobnie jak jego przyjaciel prokurator. Choć i tym razem nie są bohaterami pierwszoplanowymi, to poświęcam im znacznie więcej miejsca niż w „Szklanym Żądle”. Zwłaszcza prokuratorowi. To dla mnie inspirująca postać, która wzbudza moją sympatię i nie tracę nadziei, że uda mi się tą sympatią zarazić czytelników. Piszę bez pośpiechu, we własnym tempie, wydawnictwo Muza SA zapewnia mi ten komfort nie wyznaczając póki co żadnego deadline’u. Nie wiem zatem, kiedy powieść się ukaże, ale mogę obiecać, że dopracuję ją najlepiej jak potrafię.
Konrad Morawski: A jak porównałby Pan „Szklane Żądło” do poprzednich swoich książek. Na ile ciężar gatunkowy tegorocznego kryminału odpowiada ciężarowi poprzednich dzieł?
Bartłomiej Świderski: Gatunkowo to dla mnie powrót do korzeni, bo zaczynałem od opowiadań science fiction, publikowanych na łamach „Nowej Fantastyki” i „Fenixa”, a moją pierwszą powieść pt. „Bracia Kramer” opatrzono na okładce hasłem „kryminał romantyczny”. Później napisałem powieść obyczajową z wątkiem fantastycznym pt. „Przejrzeć facetów”, a następnie dwie już czysto obyczajowe, współczesne historie. Siadając do kolejnej uznałem, że muszę ją wzbogacić elementami gatunkowymi i opowieść o miłosnym trójkącie osnułem wokół klasycznej zagadki „kto zabił?”. Zrobiłem to, żeby podnieść stawkę, o którą toczy się gra i dostarczyć czytelnikowi dodatkowego impulsu do przewracania kolejnych stron. Chyba po prostu nie byłem pewny czy wystarczą do tego tzw. walory literackie tej opowieści i jej warstwa psychologiczna. Ale one były i są dla mnie ważne, bardzo zależało mi na tym, żeby to była dobra książka, pokazująca postaci z krwi i kości, i napisana po polsku. Tak więc „ciężarem gatunkowym” nie ustępuje ona swoim poprzedniczkom, tak sądzę.
Konrad Morawski: Jako scenarzysta pewnie wyobraża Pan sobie „Szklane Żądło” na dużym ekranie, czy się mylę?
Bartłomiej Świderski: Czemu nie? Mój thriller psychologiczny w rękach sprawnego reżysera z wizją mógłby się stać thrillerem erotycznym i stanąć na półce obok takich filmów jak „Nagi instynkt” czy „Closer”. Pytanie, jak zainteresować „Szklanym Żądłem” Paula Verhoevena czy Mike’a Nicholsa? I czy spełniliby moje marzenie, żeby prokuratora zagrał Marian Dziędziel?
Konrad Morawski: Marian Dziędziel jako prokurator ze „Szklanego Żądła”… czad!
Bartłomiej Świderski: A mówiąc poważnie to nie zawracam sobie głowy podobnymi spekulacjami zgodnie z moją życiową dewizą: „nie zajmuj się sprawami, na które nie masz wpływu”. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że mógłbym ukończyć kurs reżyserii, by potem samodzielnie zekranizować swoją książkę i tak uzyskać wpływ na bieg wydarzeń. Tak zrobiło ze świetnym skutkiem paru znanych scenarzystów, np. Woody Allen, Quentin Tarantino czy Jerzy Stefan Stawiński. Ale ja jestem na to zbyt leniwy i chyba już za stary.
Konrad Morawski: A jakie, oprócz wspominanego „Udaru Księżycowego”, są Pana najbliższe plany w sferze literackiej?
Bartłomiej Świderski: Wraz z rysownikiem pracuję nad książką dla młodzieży pt. „Hubert chce ciastko”, która ma się ukazać nakładem Agencji Edytorskiej Ezop. Rozmawiam też z młodą reżyserką Oliwią Siem o ekranizacji jednego z moich wczesnych opowiadań, ale na razie mamy tylko podpisaną umowę i decyzję, że przetłumaczymy scenariusz na angielski, więc jeszcze zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Konrad Morawski: Dziękuję, że znalazł Pan czas na udzielenie odpowiedzi. Pozdrawiam z nadzieją i oczekiwaniem na kolejne tak znakomite książki jak „Szklane Żądło”.
Bartłomiej Świderski: Dziękuję za rozmowę!
Zachęcamy do śledzenia kanału facebook Bartłomieja Świderskiego, jak również strony internetowej wydawnictwa Muza SA.
Kontakt z autorem wywiadu: konrad.morawski@wp.pl