Fantastyka naukowa

Artemis – Andy Weir

Recenzja książki Artemis - Andy Weir

Artemis
Andy Weir

Książki science fiction mają to do siebie, że nie są w zbytniej komitywie z pomysłem pisania cyklów. Choćby autor nie wiem jak bardzo do tego dążył, bardzo rzadko się to udaje. Fantastyka naukowa to nie fantasy, gdzie można puścić wodze wyobraźni rozciągając swoją opowieść na niezliczone i opasłe tomy jak w przypadku Tolkiena, który swoją Trylogię od początku zamierzał napisać w kilku częściach. Największą bolączką sci-fi naszych czasów, to krótki zryw, który szybko okazuje się wypalać wszystko co autor miał do przekazania. Jeśli dołączymy do tego obecną świadomość popkulturową społeczeństwa, szybko przekonamy się, że to co wzbudza emocje za pierwszym razem, spotka się ze znudzeniem przy każdej kolejnej próbie powielenia. Andy Weir osiągnął sukces powieścią „Marsjanin”, która w 2011 roku okazała się sukcesem. Dzisiaj autor powraca ze swoją kolejną próbą, czyli książką „Artemis”.

Akcja główna skupia się na bazie księżycowej Artemis, chlubie postępu gatunku ludzkiego. Nauka pozwoliła ludziom na zbudowanie tego cudu techniki, który powoli zamienia się w atrakcje turystyczną, o której czytaliśmy jeszcze kilka lat temu w ulotkach firmy SpaceX. Każda wizja przyszłości musi mieć w sobie odrobinę dystopii, co jest także częścią historii opisanej przez Andy’ego Weira. Baza Artemis jest piękna i cudowna tylko na pierwszy rzut oka. Głęboko w jej wnętrzu życie nie jest kolorową reklamą, a ciężką pracą, wymagającą największych poświęceń od swoich rezydentów. Wśród nich jest młoda Jazz – dziewczynka bardziej niż zaradna. W pogoni za marzeniami o dostatnim życiu, wpada w bardzo poważne tarapaty, które mogą mieć istotne implikacje dla życia całej księżycowej stacji.

Pierwsze co mnie uderzyło w „Artemis” to fakt, że nie czytam chyba tego samego autora, który napisał „Marsjanina”. Styl, który został zastosowany w najnowszej powieści Pana Weira jest o wiele bardziej lżejszy, przez co ma się wrażenie, jakby „Artemis” było książką napisaną bez większego pomysłu. Strasznie dłużące się opisy, oraz po prostu niejakie rozmowy pomiędzy głównymi bohaterami wręcz zniechęcają od pierwszych stron książki. Czytelnik ma wrażenie jakby dostał do ręki książkę, która został pożarta przez osoby odpowiedzialne za jej wydanie, żerujących na znanym już nazwisku autora. Trudno inaczej spojrzeć na tę książkę, biorąc na uwagę, jak strasznie próbuje żywić się na sukcesie „Marsjanina”.

Andy Weir próbował napisać swoją książkę najlepiej jak umie, i w wielu miejscach nawet mu to wyszło. Nie wyrzekł się jednak pomyłek autora próbującego reklamować „Artemis” samym tylko swoim nazwiskiem. Strasznie dużo w jego nowej powieści nieudolnych prób nawiązywania do poprzedniego bestselleru. Niemalże siłą wciśnięty humor próbujący, parodiować wręcz, głównego bohatera „Marsjanina” to humor wciskany na siłę.

„Bohaterka, której nie da się nie polubić. Intryga, wobec której nie sposób pozostać obojętnym”.

Tutaj trzeba się zgodzić z rewersem książki. Postać młodej Jazz została całkiem zgrabnie stworzona i nie mniej zgrabnie wkomponowana w fabułę. Naprawdę da się kibicować tej młodej dziewczynie poprzez jej przygody na kartach książki, a co najważniejsze, w pewnym momencie nawet się z nią utożsamiać.

„Wizja nieodległej przyszłości, która zapiera dech w piersi”.

Jeśli mówimy o bazach na Księżycu, naukowym spojrzeniu na realizację tego przedsięwzięcia, oraz na po prostu zasady literatury sci-fi, to nie jest to wizja zabierająca oddech. Wszystko to już było, nie ma w tym nic nowego, przez co Weir odkrywa swoje miękkie podbrzusze, czyli wyjątkowo repetytywny styl. Cykl „Gateway” Frederika Pohla, cykl „Szpital kosmiczny” Jamesa White’a, czy nawet rodzima trylogia „Kosmiczni Bracia” Borunia i Trepki pokazują, że da się pisać książki na wysokim poziomie opierając się o styl sci-fi. Pan Weir dał się ponieść własnemu sukcesowi, przez co „Artemis” stał się nieudolnym klonem mającym nadzieję na powtórzenie sukcesu „Marsjanina”. Kopiowanie zawsze miało czerwone światło wśród fanów fantastyki, bo to styl, który żyje dzięki nowatorskiemu podejściu. W „Artemis” tego zabrakło.

„Poczucie humoru, którego na próżno szukać w innych książkach. Ta powieść jest skazana na to, żeby powtórzyć sukces Marsjanina”.

Rewers książki sam w sobie sugeruje jaki był zamysł napisania „Artemis”. Autor porzucił ideę tworzenia dobrej fantastyki, na rzecz powielania sukcesu swojej poprzedniej książki. Dawno już nie widziałem tak dobitnie szczerego przekazu, mówiącego, że chodzi tylko o pieniądze.

Artemis” ma swoje momenty, w których autor próbuje stworzyć coś głębszego, ale jest tego tak mało, że nie zapełni się tym książki. Pan Weir obnażył się przed czytelnikami, jako autor ubogi w zdolności prowadzenia dialogów, które bardziej przypominają książki dla nastolatków, aniżeli poważne wydania sci-fi. Pecunia non olet – pieniądze nie śmierdzą, i dla tego właśnie powstał „Artemis”.

Informacje o książce:
Tytuł: Artemis
Tytuł oryginału: Artemis
Autor: Andy Weir
ISBN: 9788328707283
Wydawca: Akurat
Rok: 2017

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać