Anty-recenzja

Życie to iluzja – Tomasz Karandysz

Życie to iluzja - Tomasz Karandysz

Życie to iluzja
Tomasz Karandysz

Życie to iluzja, jest zaskakującą książką. Szkoda tylko, że niezbyt pozytywnie. Otworzyłam ją nastawiona na filozoficzną opowieść, w której być może będę mogła się odnaleźć, czy trafić na jakąś złotą myśl. Tymczasem prawdę mówiąc nadal nie wiem, o co w tej historii chodzi.

Główny bohater i zarazem narrator jest osobą zagubioną, poszukującą sensu życia. Poznajemy go w momencie, gdy z bandą wyjętych spod prawa mężczyzn szykują kolejny napad na karawanę kupiecką. Bohater (przez całą książkę anonimowy) uświadamia sobie nagle, że nie chce tak żyć, okradając i zabijając, że oczekuje od życia czegoś więcej. Postanawia po tym wyskoku odłączyć się od grupy. Jego plany krzyżuje fakt, że karawana, na którą napadają okazuje się należeć do maga. Złego maga. Strzelającego kulami ognia dla samej radości patrzenia jak ludzie płoną. Od tej pory wszystko się komplikuje. Chłopaki uciekają do miasta, próbując się tam ukryć i zastanowić, co dalej zrobić. Główny bohater wciąż chce się odłączyć od grupy, nie ma jednak odwagi, by powiedzieć o tym reszcie. W tawernie zauważa nagle piękną dziewczynę i uznaje, że ona jest jego przeznaczeniem. To komplikuje sprawę jeszcze bardziej. Bohater próbując się do niej dostać z drugiego końca kantyny wpada między bijących się, zostaje przypadkowo oskarżony o morderstwo, próbuje uciekać, ale go łapią, potem znowu ucieka, znowu go gonią, ukrywa się, w międzyczasie bierze jakieś narkotyki otrzymane od współwięźnia, dostaje się do podziemnej tajnej organizacji, próbującej wszcząć rebelię nie wiadomo właściwie z jakiego powodu, dopada go mag wspomniany wcześniej, on ucieka, mag go goni i potem właściwie już kompletnie nie można się domyślić co się z Bohaterem dzieje i dlaczego. Ostatecznym morałem książki jest chyba to, że sensem życia jest… śmierć.

                Filozofia, owszem, pojawia się, jednak jest dramatycznie płytka. Nie ma żadnej złotej myśli, na które tak liczyłam, brakuje nawet ogólnych przemyśleń, praktycznie wszystkie odnoszą się wyłącznie bezpośrednio do Bohatera. W dodatku, niestety, składają się głównie z użalania się nad sobą i nad tym jak to sobie Bohater zniszczył życie. Gdyby tylko próbował coś z tym życiem zrobić… tym czasem Czytelnik odnosi wrażenie, jakby Bohater poddawał się nurtowi wydarzeń, każdorazowo post factum dochodząc do wniosku, że jest beznadziejnie, i że przegrał własny żywot. Ponadto Bohater jest wyjątkowo odporny na sygnały z zewnątrz, czy ostrzeżenia. Niby uważnie ich słucha i poddaje analizie, ale w rzeczywistości dalej działa po swojemu. Z całej siły próbuje nie zauważać, że za każdym razem, gdy pojawia się jego piękna, tajemnicza ukochana, dzieje się coś złego. W narracji sam twierdzi, że nie ufa pewnym przewijającym się przez powieść postaciom, a jednak uparcie sypie całą prawdą o sobie, wykładając wszystkie karty na stół. Ciężko współczuć Bohaterowi, który zgoła sam pcha się w bagno.

                Kolejnym minusem jest to, że w zasadzie nie wiadomo, gdzie, ani w jakich czasach, czy też w jakiej krainie dzieje się opowieść. Elementy takie jak kupieckie karawany, tawerny w miasteczkach, zbóje ukrywający się wśród drzew i walczący kuszami i mieczami wskazują na coś na kształt lasów Sherwood. Pojawia się element magiczny w postaci maga. Z kolei kryjówka tajnej organizacji, do której trafia Bohater, na mnie wywarła dość futurystyczne wrażenie. Takie trochę pomieszanie z poplątaniem. Dodatkowym utrudnieniem są niezbyt dokładnie opisy miejsc czy postaci, nie pozwalające wejść w świat przedstawiony. Przez cały czas czytania książki nie byłam w stanie choćby jedną nogą stanąć w krainie, którą opisał autor. Jedynym wyjątkiem są fragmenty mówiącej o tajemniczej kobiecie. Tu opisy są rzeczywiście dokładne, pełne porównań i epitetów, ale z kolei aż przesadnie poetyckie, słodkie. I banalne. Jak cała narracja zresztą. Momentami Autor próbuje wprowadzić iście poetycki i filozoficzny klimat, jednak przestawiony szyk zdań raczej ujmuje narracji uroku, niż go dodaje. Zwłaszcza, że styl jest absolutnie niejednolity i raz pojawiają się wyżej wspomniane zabiegi nasuwające na myśl poezję, a tuż obok wyskakują nagle zza akapitu kolokwializmy, psujące całe starania autora z poprzednich zdań. I na koniec- liczne powtórzenia tych samych słów, czy nawet całych zwrotów powodują odczucie niewiarygodnie ubogiego słownictwa.

                Tyle narzekania. O dziwo, były momenty, kiedy wciągałam się na tyle, że nagle trzydzieści stron minęło nie wiadomo kiedy. Mimo to nie polecam, bo takich momentów było niewiele. Całość natomiast sprawia wrażenie, jakby Autor miał kilka różnych pomysłów- jeden o rewolucji, jeden o poszukiwaniu miłości, jeden o bandzie napadającej karawany, jeden o próbach ucieczki przed okrutnym wrogiem. Nie umiejąc jednak żadnego z nich uściślić, ani zarysować w całości jednego miejsca, czasu, czy postaci, posklejał wszystko i stworzył z tego jedną, skomplikowaną i banalną zarazem historię. A takie historie czyta się naprawdę kiepsko.

Informacje o książce:
Tytuł: Życie to iluzja
Tytuł Oryginału: Życie to iluzja
Autor: Tomasz Karandysz
ISBN: 9788377226179
Wydawca: Novae Res
Rok: 2013

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać