„Kiedy wydaje ci się, ze złapałeś szczęście za nogi, ono okaże się złudzeniem”
Jestem ogromnym zwolennikiem książek, które potrafią trzymać czytelnika w napięciu. Zazwyczaj można się tego spodziewać po powieściach kryminalnych czy thrillerach. I z tego też powodu chciałam przeczytać „Zanim zgaśnie światło” Miłosława Czarneckiego. I choć z wielkim zapałem sięgnęłam po tę pozycję, to z wielkim rozczarowaniem odłożyłam ją na półkę. Sam pomysł na fabułę jest bardzo barwny i porywający, niestety wartkość akcji nie przełożyła się na treść. I choć opis i okładka są bardzo kuszące, z powiewem zachodniego klimatu, to wewnątrz niestety tego nie doświadczymy.
Miłosław Czarnecki jest osobą, o której niewiele można znaleźć informacji. Autor jest bardzo tajemniczy. Nawet jeśli pisarz nie udziela się publicznie, to zazwyczaj chociaż kilka słów na jego temat doświadczymy na okładce. Tym razem nie mamy takiej dogodności. Aby znaleźć cokolwiek trzeba było się nieźle naszukać. Informacje, które udało mi się wydobyć, by choć trochę przybliżyć sobie postać tego autora są znikome. Miłosław Czarnecki to autor także książki pt. „Wydział”. Zadebiutował nią w 2016 roku. Poza tą informacją, nie ma żadnych wiadomości na temat pisarza. Jest co dosyć dziwne, biorąc pod uwagę, że nie jest to jego pierwsza wydana książka. Autor zdecydowanie otrzymał ode mnie miano enigmatycznego.
„Zanim zgaśnie światło” to thriller z całą pewnością. Choć pierwszą połowę nazwałabym obyczajem. Niewiele się dzieje. Dowiadujemy się za to jakie bohater ma zwyczaje, co zjadł na obiad i jaką pije kawę. Są to mało istotne szczegóły. Tak naprawdę w ogóle. Można odnieść wrażenie, że autor napisał tak długi, mało znaczący „wstęp” by książka nie była za krótka. Skutkuje to tym, że niestety przez połowę historii czytelnik się nudzi, a później akcja nabiera dziwnie szybkiego tempa. Nie jest wyważona, emocje nie są dawkowane by czytelnik chciał więcej.
„[…] potem ja jechałem na kilka godzin do pracy do firmy, a ona biegała po okolicznych butikach, wypatrując czegoś niebanalnego i przy okazji robiąc codzienne zakupy przy straganach. W końcu spotykaliśmy się w bistro na lekkim lunchu i wracaliśmy do domu na krótką siestę, którą obydwoje uwielbialiśmy. Popołudniami wychodziliśmy na plażę, aby zażyć odświeżającej kąpieli, a czasami też popływać wzdłuż wybrzeża wynajętym niewielkim jachtem albo motorówką”.
„Na śniadanie zrobiłem sobie jaja sadzone na plastrach szynki. Marzył mi się do tego chleb pumpernikiel, ale tu w okolicy był praktycznie nie do dostania. Jedząc, przygryzałem to wczorajszą bagietką, bo nie chciało mi się od rana zasuwać dwie przecznice dalej do piekarni”.
Te przykładowe cytaty pokazują charakter i klimat książki. Nawet jeśli zostały wyrwane z kontekstu, nie wniosły nic konkretnego do powieści. Przez co wydają się być bezsensownym elementem tej układanki. Rozumiem chęć obrazowania danych czynności czy próbę nadania bohaterowi naturalnych cech ludzkich – je jak my, chodzi na zakupy jak my, itd. Jednak moim zdaniem nie przeszło to próby. W miarę rozwoju książki takich fragmentów jest coraz więcej, przez co ma się ochotę odłożyć tę pozycję i wybrać coś z większym dreszczykiem emocji.
Główny bohater to Marc Martin – czterdziestoletni, dobrze usytuowany mężczyzna. Prowadzi na pozór cudowne życie, a u boku ma piękną partnerkę. Mieszkają na francuskiej riwierze. Jego ulubioną rozrywką jest gra w pokera. Dzięki temu zdobywa pieniądze i kontakty. Jak sam mówi, wygrane i przegrane są tylko elementem dodatkowym. Najważniejsze są znajomości wśród bardzo ważnych osobistości. Grę traktuje jak zabawę, przynajmniej na początku. W późniejszej części książki dowiadujemy się, że bohater otrzymał misję, by zgromadzić jak najwięcej informacji dotyczących budowy rurociągu gazowego. To zaczyna powodować pewne komplikacje. Po raz pierwszy sytuacja może przerosnąć zawsze spokojnego Marca. Pomysł na fabułę jest bardzo świeży. Nawet jeśli ktoś nie gra w pokera, z pewnością odnajdzie się w tej fabule. Mimo wielu negatywnych elementów, które zdecydowanie mnie nie przekonały do książki, posiada ona też swoje plusy. Przede wszystkim napisana jest bardzo prostym ale inteligentnym językiem. Niektóre rozdziały powodują nutkę zaintrygowania i samo zakończenie jest bardzo niebanalne. Jednak mimo to uważam, że książka okazałaby się dużo lepszą lekturą, jeśli autor nie skupiałby się tak na obrazowaniu każdej czynności i wcześniej postanowiłby wprowadzić intrygujące wątki. Książkę z pewnością czytałoby się lepiej. Powieść zostawia po sobie lekkie rozczarowanie, ponieważ akcja się wlecze i książka po prostu zaczyna powodować senność. Ale mimo to książkę czyta się naprawdę szybko. Choć nie budzi wielkiego zapału do czytania, jest lekka w odbiorze.
Książki niestety nie poleciłabym osobom, które lubią dreszczyk emocji, a kryminały czy thrillery to ich żywioł. Polecam ją przede wszystkim osobom, które swoją przygodę z tymi gatunkami chciałby zacząć. To dobry start, ponieważ książka nie tryska dynamicznością i można wejść w ten klimat bardzo powoli i delikatnie.
Informacje o książce:
Tytuł: Zanim zgaśnie światło
Tytuł oryginału: Zanim zgaśnie światło
Autor: Miłosław Czarnecki
ISBN: 9788382190960
Wydawca: Novae Res
Rok: 2021