„W tym świecie Śmierć nie lubi mieć dużo pracy. Ale jeszcze bardziej nie znosi, gdy ktoś łamie jej prawa, przywołując do życia… demony. Praw bogini strzeże on – Wysłannik Śmierci. Niestrudzenie tropi i likwiduje tych, którzy odważą się powołać do życia zło. W tej niebezpiecznej misji pomagają mu doświadczony rycerz Varden i Orri, dziewczyna o ponadprzeciętnych umiejętnościach. Każde z nich ma za sobą trudne doświadczenia, które uczyniły ich silniejszymi od innych. Czy jednak ich moce – niedostępne dla zwykłych śmiertelników – wystarczą, gdy przyjdzie im się zmierzyć z potężną armią nieumarłych? Jeśli przegrają, nie zostanie nikt, kto mógłby ochronić ludzi przed zagładą”
Ten niesamowicie wciągający opis daje nadzieję na ogromne emocje i bardzo interesującą fabułę. Gdy przeczytałam ten fragment pierwszy raz, już wiedziałam, że to książka, którą muszę przeczytać. Pomijając to, że uwielbiam świat fantasy, to tutaj przekonało mnie do siebie oryginalne podejście do przedstawienia Śmierci. I nie myliłam się, bo chyba najbardziej przekonała mnie jej kreacja. Adam Krawczyk stworzył coś oryginalnego i na pewno niebanalnego. Oczywiście książka ma swoje małe minusy, jednak nie przyćmiły one ciekawej fabuły i ponadprzeciętnie stworzonej historii.
Historia przede wszystkim musi przekonać do siebie czytelnika. Ja na początku byłam pewna, że będzie to płynna opowieść o Wysłanniku. Jednak okazało się, że nie do końca tak jest. Duża część książki to niezbyt powiązane ze sobą opowiadania. Pokazują walkę Wysłannika Śmierci z magami, demonami i podobnymi stworzeniami z innego świata. Na początku myślałam, że jest to wstęp, który po prostu pokazuje rodzaj pracy i zadań, z jakimi musi się mierzyć. Pewnego rodzaju wprowadzenie do fabuły. Jednak nic bardziej mylnego. Konkretna fabuła zaczyna się w drugiej części książki. A warto wspomnieć, że nie jest to cienka pozycja. To niezłych rozmiarów lektura. Ma prawie 550 stron. Można więc się domyślić, że w pewnym momencie staje się nieco monotonna. Gdy czytamy każdy rozdział – schemat jest bardzo podobny. Wysłannik szuka konkretnej osoby, znajduje ją. Walczy (zazwyczaj w jakiejś jaskini) i wygrywa, niszcząc stworzenia z zaświatów. Niektóre rozdziały wprowadzają nowych bohaterów, z którymi w dalszej części książki zawiązuje się jakaś konkretna historia. Jednak jeśli ktoś lubi i ceni sobie wartkość akcji, to może się zawieść, jeśli nie dotrwa do dalszej części książki.
Na duży plus zasługują moim zdaniem naturalistyczne opisy. Tych, którzy mają delikatne żołądki odesłałabym raczej do innych książek. Tutaj można dorobić się niezłych mdłości. Ale wszystko jest tak ciekawie opisane, że nie sposób tego nie docenić. Realność i dosłowność w przekazywaniu informacji wyszła autorowi niesłychanie dobrze.
„Wysłannik skierował się w stronę ostatniego pomieszczenia, z którego wyczuwał największe stężenie magii. W środku zobaczył grubego szlachcica o twarzy pokrytej pryszczami. Miał krótkie, kręcone włosy rudego koloru. Jego strój wykonany był że zdobionego czerwonego materiału wskazującego na bogactwo. W rękach trzymał sztućce, a po brodzie ściekała mu krew wymieszana że śliną […]
– Następny kawałek będzie za chwilę gotowy, mój panie. Czy życzy pan sobie do niego kolejny kieliszek? – spytał brodacz.
– Tak, ale tym razem białego…
– Wedle życzenia… – Brodacz podszedł do garbatego i wskazał palcem na nogę leżącej przy nim kobiety. Rozległ się trzask, skóra została rozdarta od wewnątrz przez pękniętą kość, z której trysnął szpik, przelatując w powietrzu kilka metrów i wpadając prosto do kieliszka. Garbus dokończył wycinać mięso z drugiej nogi i zajął się przyprawianiem go”.
To tylko jeden z wielu opisów tak drastycznych, że lepiej nic nie jeść w trakcie lektury. Ale moim zdaniem dodało to dużego urozmaicenia. Te opisy powodują, że początek książki nie jest nudny. Mimo odrębnych rozdziałów, mi czytało się ją bardzo dobrze. Dzięki tak dosadnym opisom towarzyszyło mi podczas czytania, na przemian obrzydzenie z zaintrygowaniem. Muszę przyznać, że to dosyć osobliwe zestawienie. I zetknęłam się z nim pierwszy raz.
Adam Krawczyk to bardzo młody pisarz. Urodzony w 2000 roku pasjonat matematyki. Sam czyta głównie fantastykę. Nic więc dziwnego, że spod jego pióra wyszło takie cudo. To debiut, ale z pewnością udany. Wpływ czytanych książek widać gołym okiem. Myślę, że zaskoczy nas jeszcze niejedną dobrą książką. Ja na pewno będę śledzić poczytania tego młodego pisarza. Dodatkowy walor, o którym warto wspomnieć to okładka. Przepiękny projekt, który od razu przykuwa uwagę. Czerwony kolor, a na nim białe czaszki. Wśród nich znalazła się również jedna czarna, która poza kolorem wyróżnia się także fakturą. Jest wypukła i śliska. Projekt prosty, ale udany. Dawno nie spotkałam się z tak oryginalną okładką. Jednak w prostocie jest urok.
Zatrzymam się na chwilę również przy kreacji bohaterów. Mam wrażenie, że w dużej mierze dzięki nim jestem tak zachwycona książką. Prawie każdy bohater miał swoją odrębną historię. Każdy miał swoje indywidualne moce. Nie ma bohatera, którego bym nie polubiła. Zdarzyło się, że podczas wprowadzania postaci miałam mieszane uczucia, ale z czasem zaczynałam ich po prostu lubić. Przykładem tutaj może być Varden. Polubiłam jednak przede wszystkim Śmierć. Może to niecodzienne, bo jest to postać raczej przedstawiona w irytujący sposób, ale mnie urzekła. Jej władczość i nonszalancja biła z każdej możliwej strony.
Jak możecie się domyślić, książkę polecam każdemu, kto lubi ciekawe powieści fantasy. I tym, którzy cenią sobie dużą dawkę brutalności. Tego tutaj nie brakuje. Ciekawe opisy, ciekawi bohaterowie i oryginalna fabuła, czego chcieć więcej? Polecam z czystym sumieniem.