Poradniki

Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa – Neal D. Barnard, Jennifer K. Reilly

Recenzja książki Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa

Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa
Neal D. Barnard, Jennifer K. Reilly

To, że sposób odżywiania ma wpływ na nasze samopoczucie i stan zdrowia, na szczęście coraz rzadziej podlega dyskusji. I to wspaniale – bo chociaż etiologia raka i innych chorób cywilizacyjnych jest złożona i wciąż nie do końca poznana, nie jesteśmy bezradni. A jedną z dostępnych nam na co dzień broni stanowi właśnie zdrowe jedzenie. W związku z rosnącym zapotrzebowaniem na wiedzę z tego zakresu, jak grzyby po deszczu wyrastają publikacje na temat zdrowego odżywiania. Martwi mnie natomiast fakt, iż w tej istnej dżungli – badań naukowych, sprzecznych wyników oraz przeciwstawnych teorii – tak mało jest pewnych i rzetelnych informacji. A o ile ludzie (względnie) zdrowi, mogą przejście na dietę odkładać na tzw. „jutro” albo eksperymentować na własną rękę, o tyle osoby chore na raka potrzebują konkretnych i sprawdzonych rozwiązań. I to od zaraz. Czy takie rozwiązanie mają Neal D. Barnard i Jennifer K. Reilly, autorzy publikacji pt. „Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa”? Uchylając rąbka tajemnicy zdradzę, że ich odpowiedzią na raka, jest przede wszystkim kuchnia wegańska. Podsumowując proponowany przez nich system odżywiania (i jednocześnie recenzowaną pozycję) – można postawić znak równości pomiędzy „kuchnią roślinną” a „kuchnią antyrakową”.

Poradnik „Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa” jest częścią szerzej zakrojonej inicjatywy Studium Walki z Rakiem pod nazwą „Odżywcze potrawy i cykl kursów gotowania skierowanych na przeciwdziałanie i walkę z rakiem”. Jednakże, jak zapewniają autorzy, publikacja ta – „nawet w oderwaniu od reszty projektu – pozwala na rzetelne zapoznanie się z rolą odżywiania w zapobieganiu i walce z rakiem” (s. 7).

Pozycję tę podzielić można na dwie części. Pierwsza z nich, obejmująca 11 rozdziałów, zawiera zasady zdrowego odżywiania propagowane przez autorów, a poparte wynikami badań naukowych (plusem pozycji jest bogata bibliografia). Na 100 stronach przedstawiają oni pokrótce związek odżywiania ze zdrowiem, kładąc szczególny nacisk na procesy pro- i antynowotworowe. Krótkie rozdziały tej części poświęcone zostały takim grupom pokarmowym, jak mięso, nabiał i tłuszcz. Szczegółowo omówiono także rolę błonnika pokarmowego oraz związków antyrakowych i zwiększających odporność organizmu (antyoksydanty, związki fitochemiczne). Co ważne, te rozdziały zawierają mnóstwo czytelnych tabel z najważniejszymi danymi (np. zawartość poszczególnych przeciwutleniaczy w poszczególnych grupach pokarmów; przeliczona także na praktyczne jednostki objętości, np. na szklankę). W części I napomknięto także o roli utrzymywania prawidłowej masy ciała w leczeniu i profilaktyce raka. Na zakończenie (a przed przejściem do części poświęconej przepisom), autorzy krok po kroku objaśniają, jak wejść na ścieżkę kuchni roślinnej – od planowania posiłków, poprzez zakupy, na ich przygotowywaniu skończywszy; wyliczają nawet, ile można zaoszczędzić, przechodząc na weganizm (tak, to argument ekonomiczny). Opornym mięsożercom proponują 3-tygodniowy okres próbny (brzmi rozsądnie). Nie zabrakło także odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania dotyczące kontrowersyjnych kwestii w kontekście raka (np. o alkohol, kofeinę, sól, soję, niedobory białka i witaminy B12, etc.), chociaż jakość odpowiedzi mnie akurat nie usatysfakcjonowała. Co ważne, część teoretyczna napisana została przystępnym językiem, wolnym od naukowego żargonu i zrozumiałym dla każdego przeciętnego czytelnika. Zapoznawszy się z całą tą teorią (albo i ją pominąwszy), Czytelnik może wreszcie przejść do praktyki. Czyli – przepisów. Ale najpierw jeszcze pewne wyjaśnienie.

Gdyby ktoś rozważał sięgnięcie po pozycję „Wygraj z rakiem…” i wypróbowanie zawartych w niej przepisów, powinien być świadomy, jakiego rodzaju sposób odżywiania ona promuje. Dieta, którą zalecają autorzy, jest przede wszystkim ściśle wegetariańska (wegańska), czyli wykluczająca wszelkie pokarmy odzwierzęce – niedozwolone jest więc nie tylko mięso, ale także mleko i jego przetwory oraz jajka. Należy zaznaczyć, iż nie propagują oni samej ideologii weganizmu, lecz powołują się na badania naukowe. W sposób wolny od argumentów ideologicznych przytaczają te, których wyniki przemawiają za wykluczeniem mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego z diety osób chorych na nowotwór oraz w celach profilaktyki chorób cywilizacyjnych (te naukowe fragmenty okażą się z pewnością ciekawe dla pasjonatów dietetyki, natomiast „praktycy” mogą od razu przejść do części poświęconej zakupom oraz przepisom). Na cenzurowanym znalazł się także tłuszcz, i to nie tylko zwierzęcy, ale wszelki – także ten roślinny, w innych publikacjach uznawany za prozdrowotny. W związku z tym zredukowane do absolutnego minimum zostały wszystkie oleje roślinne (w tym oliwa z oliwek, olej lniany), a także bogate w substancje odżywcze orzechy, nasiona i pestki oraz awokado. W tej kwestii autorzy również powołują się na badania naukowe, których wyniki dowodzą zależności pomiędzy poziomem całkowitego tłuszczu w organizmie i poziomem estrogenu a ryzykiem rozwoju nowotworów tzw. hormonozależnych. Jednakże tak restrykcyjne podejście i zalecenie wręcz wyeliminowania całej grupy pokarmów budzi moje poważne obawy; tym bardziej, że inni autorzy zdają się mieć zgoła odmienne poglądy w tej materii.

Co więc, według autorów, powinny spożywać osoby walczące z rakiem oraz te, które pragną się przed nim ustrzec? Otóż, w miejsce wykluczonych grup pokarmów odzwierzęcych autorzy zalecają zwiększenie spożycia pełnych ziaren zbóż, różnorodnych warzyw i owoców oraz roślin strączkowych. Dieta oparta na tych czterech grupach pokarmów staje się nie tylko niskotłuszczowa, ale także – co bardzo ważne – wysokobłonnikowa (a faktem jest, iż zwiększenie ilości błonnika w diecie do 30-40 g na dobę każdemu wyjdzie na zdrowie).

Żałuję, że autorzy nie poświęcili wystarczającej uwagi leczniczym przyprawom (chociażby kurkumie) i ziołom, kiełkom (por. np. anty-nowotworowe działanie kiełków brokuła), czy produktom naturalnie fermentowanym (tzw. kiszonki). Pominęli także kontrowersyjne kwestie, takie jak na przykład wspomaganie terapii nowotworów modnymi suplementami diety czy pestkami moreli. Uważam ponadto, iż autorzy nie dość mocno uwzględnili rolę spożycia cukru w procesie powstawania i rozprzestrzeniania się nowotworów, chociaż wysoki poziom insuliny to naukowo udowodniony czynnik w tym procesie; co więcej, ich przepisy zawierają sporo węglowodanów i mogą się przyczyniać do podnoszenia poziomu insuliny. I na koniec – w tego typu publikacji należało również zdecydowanie więcej uwagi poświęcić kwestiom takim, jak chociażby eliminowanie toksyn z żywności i otoczenia (np. usuwanie resztek pestycydów ze sklepowych warzyw i owoców). Chociaż autorzy o wyżej wymienionych zagadnieniach napomknęli, to jakby mimochodem i bez przekonania – według mnie, niepotrzebnie zafiksowali się na eliminacji mięsa i tłuszczu, nie doceniając wagi tak wielu innych czynników.

Niestety, część teoretyczna recenzowanej pozycji nie spełniła moich oczekiwań. Może to dlatego, iż na ten temat przeczytałam wiele publikacji, na wyższym poziomie merytorycznym i bardziej do mnie przemawiających (chociażby, godna polecenia pozycja pt. „Antyrak. Nowy styl życia”). Chociaż „Wygraj z rakiem…” określiłabym mianem „poprawna”, autorzy nie porwali mnie charyzmą. Wiele kwestii zostało potraktowanych bardzo pobieżnie, wiele pominięto; a podczas lektury towarzyszyło mi odczucie pewnego chaosu. Ot, powszechnie znana (zainteresowanym tematem) wiedza, podana w konwencjonalny i lekko nużący sposób. A gdybym należała do grupy docelowej czytelników (czyli walczących z rakiem), to też raczej nie poczułabym się zmotywowana do walki (mimo motywującego tytułu). Szkoda.

„Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa” to jednak przede wszystkim książka kucharska – i tym się broni. Bo to właśnie przepisy kulinarne stanowią najbardziej rozbudowaną część (ok. 140 stron z 250) i jednocześnie zdecydowanie najmocniejszą stronę tej pozycji. Proponowane przepisy (ponad 130) podzielone zostały na następujące kategorie: śniadanie, koktajle, przystawki, zupy, sałatki i dressingi, sosy, potrawy ze zbóż, warzywa, dania główne, kanapki (no i nie zabrakło też słodkich deserów). Już pobieżne przewertowanie nastawiło mnie do nich pozytywnie, z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, wydają się dość proste i szybkie do wykonania (cześć z nich oznaczono nawet znaczkiem „czas wykonania – do 30 min). Po drugie, praktycznie nie zawierają egzotycznych, trudno dostępnych i drogich składników. Opierają się natomiast na znanych nam, rodzimych produktach, łatwo dostępnych i niedrogich (a któż nie zna tej frustracji, gdy po przewertowaniu jakiejś książki kucharskiej okazuje się, że przepisy są jednak zbyt „ekstrawaganckie”, by je wypróbować?) W sam raz dla przeciętnie sytuowanego Polaka, szczególnie o tej porze roku (a to wcale nie takie oczywiste). No i po trzecie – są oczywiście prozdrowotne – pełne błonnika, substancji odżywczych i antyoksydantów. Ponadto, każdy przepis zawiera informacje dodatkowe, takie jak: ilość porcji, czas przygotowania oraz szczegółowy wykaz wartości odżywczych, a na końcu książki czytelnik znajdzie indeks potraw. Czegóż chcieć więcej? Ja już wiem, że sama na pewno wypróbuję sporą część proponowanych przepisów, lekko je modyfikując. Według mnie, zmian będą musiały dokonać osoby na diecie bezglutenowej i osoby ze schorzeniami autoimmunologicznymi (gluten) oraz diabetycy (przepisy zawierają niestety sporo węglowodanów i większość z nich ma raczej wysoki indeks glikemiczny).

A gdybyście byli ciekawi, co zdrowego można upichcić z tych przepisów, to podaję przykłady: pasta z białej fasoli; hummus; domowe frytki; muffinki bananowo-daktylowe; naleśniki owsiano-bananowe; zupa-krem z brokułów; gulasz; chili; zupa miso; sałatka z ogórkiem, mango i szpinakiem; sos marinara; polenta; pilaw; jarmuż opiekany; pieczone tofu; curry warzywno-kokosowe; brokuły sauté z tempehem; łatwy stir-fry; leniwa lasagna; burgery z cieciorki; wrap z sałaty rzymskiej; miękkie tacos; pudding z tapioki. Brzmi zachęcająco, prawda? Mój wniosek jest taki, że tego typu kuchnia to codzienność dla wegan, wychodzących poza soję w 100 smakach. I z tego powodu to właśnie im polecam tę pozycję przede wszystkim, chociaż oczywiście nie tylko im. Usuńcie z okładki słowo „rak”, a zacznijcie inspirować się tymi zdrowymi przepisami. Bo każda zdrowa kuchnia jest jednocześnie antyrakowa. A zamiast walczyć z rakiem, lepiej skupić się na budowaniu zdrowia. Włączenie do diety dużej ilości warzyw, owoców i błonnika to zawsze dobry początek.

Podsumowując, mimo rozczarowania częścią teoretyczną i niepokoju o nadmierny rygoryzm proponowanej diety (ta obsesja na punkcie tłuszczów…), recenzowaną pozycję polecam. Ze względu na bogactwo przepisów kulinarnych (które można przecież modyfikować, np. dodając do nich źródła zdrowych tłuszczów czy eliminując gluten). Polecam szczególnie entuzjastom kuchni roślinnej, którzy z tej książki zaczerpną z pewnością wiele inspiracji. I polecam też… estetom, ponieważ ta publikacja została naprawdę pięknie wydana (kredowy papier, biało-kawowe strony z przepisami oraz zdobienie ornamentyką roślinną), za co ode mnie dodatkowy plus!

Informacje o książce:
Tytuł: Wygraj z rakiem. Kuchnia antyrakowa
Tytuł oryginału: The Cancer Survivor’s Guide
Autor: Neal Barnard, Jennifer K. Reilly
ISBN: 9788362103256
Wydawca: Źródła Życia
Rok: 2012

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać