Nazywam się Konrad Morawski. Rocznik 1987. O rzezi wołyńskiej dowiedziałem się dopiero na studiach. Ani w gimnazjum, ani w szkole średniej o Wołyniu mnie nie uczono. Temat przewijał się po lekcjach, czy wśród dyskusji dociekliwych kolegów, ale prawda zaczęła nabierać kształtu dopiero na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku. Dziś o Wołyniu wiemy dużo, a kwestia rzezi wołyńskiej weszła do programu nauczania już w szkołach podstawowych. Zbrodnia dokonana przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach stała się także punktem odniesienia twórców literatury i sztuki. Jeden z takich punktów odniesienia znalazł Piotr Tymiński, autor książki „Wołyń. Bez Litości”.
Obszerne dzieło wydane nakładem Novae Res opiera się na autentycznych wydarzeniach, a jego centralną postacią jest Stanisław Morowski, który na pierwszych kartach powieści traci niemal całą rodzinę w wyniku bestialskiej akcji ukraińskich nacjonalistów. Losy Morowskiego, nazywanego wkrótce „Len” i „Czart”, okażą się odbiciem skomplikowanej sytuacji polityczno-etnicznej w Wołyniu w okresie II wojny światowej. Główny bohater powieści nękany wyrzutami sumienia, iż nie próbował ocalić swoich bliskich (w rzeczywistości: nie mógł), stanie do walki partyzanckiej pod biało-czerwoną flagą. Odważny w boju Morowski będzie awansował, stanowiąc przykład dobrego polskiego patrioty, choć on sam ulegnie też okrucieństwom wojny, które jego życiorys splamią kilkoma kroplami niewinnej krwi. Morowski nie okaże się więc archetypowym przykładem polskiego patrioty, a przemiana jego charakteru pod względem psychologicznym stanowi jeden z najmocniejszych atutów książki „Wołyń. Bez Litości”.
Autor dzieła, Piotr Tymiński znakomicie naszkicował też klimat życia w leśnej partyzantce, uwzględniając przy tym wszelkie niedogodności i etos bojowników, nie zapominając równocześnie o namiętnościach, które na nich czyhały. Chodzi mi tu przede wszystkim o namiętności polityczne. Trzeba wszak pamiętać, że Wołyń w 1943 roku, czyli kulminacyjnym okresie uderzeń ukraińskich nacjonalistów na Polaków, był obiektem krzyżowania się ze sobą przynajmniej pięciu narodów lub grup narodowych i religijnych. Oprócz Polaków żyli tu Ukraińcy, a także Żydzi, a w zamęcie wojskowym na te ziemie przybyli Niemcy i Rosjanie. W tej mozaice narodowościowo-religijnej każdy mógł być sojusznikiem i każdy śmiertelnym wrogiem, a Piotr Tymiński w książce „Wołyń. Bez Litości” dobrze ten stan morderczej niepewności oddaje. Autor, bez wątpienia sprawny historyk, zwrócił też uwagę na przepływy z armii niemieckiej do polskiej partyzantki, a także wspomniał o polskich zdrajcach, kolaborantach i ludziach o podwójnej identyfikacji narodowej – Polakach lub Ukraińcach, wtedy, gdy „trzeba było nimi być”. To rozliczenie z historią, nawet na kartach powieści inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami, jest szalenie potrzebne etosowi Polaka i jego pamięci narodowej.
Niestety z tego też powodu, tj. próby wieloaspektowego i rozległego naszkicowania sytuacji na ziemiach wołyńskich od 1943 roku, zbrodnie Ukraińców na Polakach w tekście nie zostały zawsze odpowiednio zaznaczone. Autor książki, opierając się na przeżyciach Stanisława Morowskiego i jego towarzyszy broni, często wspomina o napadach UPA i innych ukraińskich organizacji nacjonalistycznych na polskie osady, ale czyni to jakby „ze słyszenia” w stylu: coś się wydarzyło, gdzieś bestialsko zostali zamordowani Polacy, ale gdzie i dlaczego? Na te pytania nie zawsze znajdujemy w tej książce odpowiedź. Brakuje brutalnych szczegółów, które przecież nie służą zaspokajaniu wyobraźni, ale uwydatniają bezmiar okrucieństwa ukraińskich nacjonalistów wobec Polaków. Sądzę, że trzeba głośno i wyraźnie mówić o metodach stosowanych przez UPA wobec Narodu Polskiego, które nie wpisywały się w konwencję działań wojennych, ale były ludobójstwem nieujętym w żadną konwencję – Ukraińcy najpierw znęcali się nad Polakami, a dopiero później ich mordowali.
W imię czego?
Morderstwa nie uzasadnia żadna ideologia, ani też beznadzieja wojny. Przywiązanie do narodu powinno być wartością pozytywną, skłonną budować kompromisy, a tego Ukraińcy wówczas nie rozumieli. Ich sposób postrzegania wolności swojego narodu polegał na eksterminacji Polaków, tak jak Niemcy eksterminowali Żydów. Bez powodu. Dlatego też Piotrowi Tymińskiemu można zarzucić, że na kartach swojej książki próbuje nieco zrzucać odpowiedzialności z oddziałów Taras Borowecia, tzw. „bulbowców”, którzy próbują tu uchodzić za ukraińskich nacjonalistów skłonnych do rozmów z Polakami. W rzeczywistości „bulbowcy” niewiele różnili się od frakcji Ukraińskiej Powstańczej Armii, a ta nazwa nawet dziś na kresach wzbudza strach i obrzydzenie. Tego typu relatywizowanie zbrodni popełnionych na Polakach w książce „Wołyń. Bez Litości” nie powinno mieć miejsca, tak jak próba przedstawienia dobrych Niemców, którzy okazali się mniej okrutni od ukraińskich nacjonalistów. Żadne relatywizmy nie usprawiedliwiają zbrodni. Nie istnieje zbrodnia o natężeniu mniejszego zła. Zbrodnia to zbrodnia.
Pomimo tych niektórych wątpliwości, które dostarczyła mi książka „Wołyń. Bez Litości” uważam, że dzieje Stanisława Morowskiego zasługują na uwagę każdego czytelnika zainteresowanego tematem rzezi wołyńskiej. Piotr Tymiński precyzyjnie wpisał się w skomplikowany i trudny klimat rozmaitych wpływów narodowościowo-religijnych na Wołyniu, dając czytelnikowi możliwość zrozumienia specyfiki tych terenów. To nie jest naukowa rozprawa na temat rzezi wołyńskiej, ani zbiór dokumentów w tym zakresie. To możliwość wcielenia się w losy człowieka, któremu Ukraińcy zabrali wszystko, co miał najcenniejsze. Ten człowiek doświadczył też wiele okrucieństw ze strony Rosjan i Niemców, a świat, który go otacza wydawał się światem jak z najbardziej ohydnego koszmaru. Czy Stanisław Morowski obudził się z tego koszmaru? Dziś każdy czytelnik może się w niego wcielić i o tym się przekonać. Również ja. Konrad Morawski. Rocznik 1987.
Informacje o książce:
Tytuł: Wołyń. Bez Litości
Tytuł oryginału: Wołyń. Bez Litości
Autor: Piotr Tymiński
ISBN: 9788380834804
Wydawca: Novae Res
Rok: 2017
Kontakt z recenzentem: konrad.morawski@wp.pl