Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy dowiedziałam się o istnieniu tej książki, była niezwykle klimatyczna okładka. Zardzewiała tablica z napisem „Witamy w Ballyfrann” na tle księżyca w pełni i lasu spowitego mgłą na pewno nie jest czymś, po czym mój wzrok zaledwie mógłby się prześlizgnąć. Wystarczyło dodać do tego napis: „Tutaj każdy ma coś do ukrycia…„, żeby moja ciekawość się rozbudziła. Po przeczytaniu opisu od razu natomiast pomyślałam o innych historiach, które toczą się w zamkniętych społecznościach, gdzie każdy skrzętnie pilnuje swoich tajemnic.
Bliźniaczki Catlin i Madeline przeprowadzają się do drugiego męża ich matki, Briana. Rozpoczynają nowe życie w małym irlandzkim miasteczku Ballyfrann. Catlin jest bardzo towarzyska i otwarta – wręcz nie może się doczekać, kiedy w szkole zacznie zawierać nowe znajomości. Madeline jest bardziej wycofana i martwi się, że nie zdoła się wpasować. Na szczęście zawsze obok ma najlepszą przyjaciółkę, swoją siostrę.
Szybko okazuje się, że to małe miasteczko skrywa swoje tajemnice. Na około wciąż mówi się o zaginionych na przestrzeni kilkudziesięciu lat dziewczętach. Bliźniaczki regularnie natykają się na martwe zwierzęta, a w powietrzu można wyczuć złowrogą atmosferę. Aurę tajemniczości dopełnia fakt, iż nowym domem Catlin i Madeline staje się wybudowany na obrzeżach Ballyfrann przez ojca Briana zamek. Nastolatki zwiedzając zakamarki budowli puszczają wodze fantazji i wyobrażają sobie różne sytuacje z życia. Co skrywają mieszkańcy Ballyfrann? Co stało się z zaginionymi nastolatkami? Czy Madeline i Catlin są całkowicie bezpieczne?
Rozdział pierwszy zaczyna się wzmianką o Draculi. Autorka tym już na wstępie zdobyła u mnie punkty. Mam świra na punkcie wampirycznego wątku (szczególnie w literaturze ale nie tylko). Ciągnie mnie również do mrocznych historii, a cała książka Deirdre Sullivan jest tym mrokiem nasiąknięta. To z pozoru lekka młodzieżówka, ale od razu się czuje, że w tej historii chodzi o coś więcej niż tylko o opisanie szkolnych perypetii bliźniaczek mieszkających w zamku. Idealnym przykładem są martwe małe zwierzątka. Na każdej stronie spodziewałam się makabry, krwi. Cały czas byłam czujna.
Narratorką „Witamy w Ballyfrann” jest Madeline. Od razu poczułam do niej sympatię. Podoba mi się sposób, w jaki widzi i opisuje rzeczywistość. Każdy rozdział nosi nazwę rośliny, a pod spodem znajduje się krótki opis jej zastosowania. Madeline interesuje się ogrodnictwem. Kiedy czuje się źle, ukojenie przynosi jej zanurzenie dłoni w ziemi. Dziewczyna jest introwertyczką i boi się, że nie da sobie rady w nowym miejscu. Owszem, ma Catlin, ale dobrze wie, że otwarta siostra od razu będzie mieć obok siebie pełno nowych ludzi a ona będzie do niej zaledwie dodatkiem. Cieszę się, że Madeline ma wsparcie w swojej bliźniaczce. Bardzo łatwo byłoby zdemonizować Catlin i cieszę się, że autorka tego nie zrobiła. W tej książce naprawdę widać, że siostry się kochają i naprawdę wspierają mimo, wydawałoby się, wielkich różnic między nimi.
„Spróbowałam kopnąć siostrę w goleń, ale zwinnie się uchyliła.
– Bliźniaczki – powiedziała to tak, jakby to było nasze imię.
Wstrętna wiedźma. Stara i zupełnie zbędna. Waginy mają zdolność samoistnego czyszczenia się. Wiedziałam o tym, ponieważ kiedyś na jakiejś domówce Catlin wykrzyczała to do mnie przez cały pokój. Bez żadnego konkretnego powodu. To wspomnienie nie należało do moich ulubionych.”
„Miałam dość pożądania tego, czego nigdy nie mogłam dostać. Niemal wszystko we mnie samej budziło moją niechęć. Wolałabym być duchem, a nie dziewczyną. Wówczas mogłabym do woli się przyglądać, nie musiałabym już działać. Od tak dawna powstrzymywałam swoje ramiona, które same wyciągały się do tego, czego pożądałam i o czym wiedziałam, ze nigdy nie będzie moje.”
Być może to przez fakt, że Madeline i Catlin mieszkają w zamku, ale bardzo łatwo zapomnieć, że akcja dzieje się współcześnie. Nie spodziewałam się również, że autorka wplecie w fabułę homoseksualną relację jednego z bohaterów. Jednak absolutnie mi to nie przeszkadzało a nawet dopełniło całą historię.
Niestety moim zdaniem opis z tyłu książki zdradza za dużo. Przez to łatwo można odgadnąć w jakim kierunku pójdzie fabuła i może to odebrać trochę zabawy z czytania. Osobiście nie spodziewałam się takiego zakończenia ani tego, do czego doszło pod koniec książki. Chciałabym dowiedzieć się więcej o pewnej postaci, natomiast autorka mogła specjalnie zostawić to w sferze domysłu dla czytelników.
Jeśli lubicie mroczne, nie za ciężkie klimatyczne opowieści, to „Witamy w Ballyfrann” na pewno się wam spodoba.
Informacje o książce:
Tytuł: Witamy w Ballyfrann
Tytuł oryginału: Perfectly Preventable Deaths
Autor: Deirdre Sullivan
ISBN: 9788379660636
Wydawca: IUVI
Rok: 2020