Dobrze jest czasem odejść od utartych schematów. Każdy z nas ma swego rodzaju zasady, których się trzyma. Ja należę do ludzi, których trudno przekonać do czegoś nowego. „Warszawianka” była właśnie po trochu w takiej kategorii. W większości przeczytane przeze mnie pozycje to kryminały bądź thrillery. Do tej też grupy oczywiście zalicza się „Warszawianka”. Szkopuł tkwił w tym, że z przyczyn mi niewiadomych stronie od książek, których fabuła toczy się w czasach przed moimi narodzinami. Do przeczytania omawianej powieści namówiła mnie chęć sięgnięcia po swego rodzaju świeżość, innowację. Będąc już po zakończeniu lektury, cieszę się z podjętych decyzji.
O Idzie Żmijewskiej niestety nie udało mi się zdobyć większych informacji. Wiadomym jednak jest mi, iż autorka napisała parę książek fantasy oraz science-fiction, które się dobrze przyjęły. Do CV można jej też dopisać parę czasopism. Pisanie nie jest jej profesją lecz hobby, któremu oddaje się w wolnych chwilach. Pasjonatka historii z zawodu jest doradczynią zawodową, zaś z wykształcenia pedagogiem.
Główna bohaterka, panna Leontyna Rapacka, mieszkająca wraz z rodzinną, na którą składa się nieco wyrodna matka, młodsza, pełna beztroski siostra Helena, ojciec mecenas, jak i studiujący na wyjeździe Ludwik, wydający się być odpowiedzialnym starszym bratem idącym w ślady głowy rodziny. Przynajmniej taki jego portret dostajemy od pierwej wymienionej.
Leontyna jest porządną damą, będącą w narzeczeństwie z człowiekiem pozwanym o zbrodnie polityczne – Ignacym Osińskim, którego co sobotę odwiedza w Cytadeli. Uporu z jakim dąży do zostania Panią Osińską, nie osłabia stojący nad głową wybranka kat w postaci groźby zesłania na Sybir, w najlepszym wypadku. Pokłada nadzieje, że jej ojcu uda się wyrwać narzeczonego ze szponów Rosjan, na co pani Rapacka patrzy nieprzychylnym okiem. Nie wyobraża sobie ona, by córka faktycznie wyszła za kogoś takiego, gdyż przyniosło by to plamę na honorze jej dobrze sytuowanej majątkowo, jak i towarzysko rodzinie.
Chociaż Ignacy siedzi w więzieniu, oczekując dnia sądu, dziewczyna jest w miarę dobrej myśli. W dniu, gdy ją poznajemy, największym zmartwieniem trapiącym tę śliczną główkę jest brak zgody przez urząd na ślub z socjalistą. Tak, socjalistą, bowiem akcja powieści toczy się w Polsce, którą w owym czasie zwano Krajem Nadwiślańskim, należącym do Rosji. Nim upłyną jednak w pełni dwadzieścia cztery godziny, na ów głowę świat się zawali, gdy się okaże, jak cienkie są jego fundamenty, oparte na jednym człowieku, który mimo powszechnej opinii, ma swoje za uszami.
Szanowana persona, ukochany ojciec i dobry mąż zostaje zamordowany w okolicznościach pogardy największej wartych. Sprawa zamordowania Wiktora Rapackiego dostaje się w ręce młodego policjanta, który tyle co walizki w Warszawie rozpakował. Leontyna jeszcze o tym nie wie, lecz ten Aleksander Woronin jej pogruchotany świat do góry nogami obróci, w poszukiwaniu zabójcy. Wyjdzie na jaw wiele brudów, które starannie usiłowano poupychać, niczym trupy w szafie.
Panna Rapacka niczym Atlas trzyma na barkach, to co zostało z życia dobrze usytuowanej rodziny zmarłego mecenasa. Jest w tym skazana na samotność, ponieważ brat jest zbyt pochłonięty własnymi sprawami, jakimi zdawałyby się alkohol i rozrywki wynikające z jego spożywania dzień w dzień. Sprawunki domowe, utarczki rodzinne, w jakie wchodzi domagająca się poświęcenia starszej córki matka, żałoba i narzeczony na wyrok oczekujący. Czy może być gorzej? Jak najbardziej. Na dokładkę przychodzi zakochanie w najmniej odpowiedniej partii, przy czym ów uczucie okazuje się być – o zgrozo – odwzajemnione. Płomienne uczucie przystojnego policjanta, nie lęka się zazdrosnego kuzyna pragnącego głównej bohaterki na własność, ani faktu, że w tym dziwnym dla niego kraju miłość między polką a Rosjaninem jest zbrodnią niewybaczalną.
Jak utrzymać na smyczy serce zziębnięte przez trudy życia przed ciepłem bijącym od tego, którego nienawidzić powinna?
„Nie potrafiła spuścić wzroku, choć wiedziała, że dla własnego dobra powinna natychmiast wstać i wyjść. Uczucie uniesienia, które zaczynało ją ogarniać, było jednak silniejsze od rozsądku”.
Jak zaufać temu, który jest przedstawicielem tych, którzy mordowali jej rodaków, gdy zaufania nadużyli nawet najbliżsi?
Morderca okazuje się być pod nosem. Pomimo wspaniałego aktorstwa zostaje odkryty przez prowadzącego śledztwo Rosjanina, chociaż wielu stawało naprzeciw jego obowiązkom. Prawda okazuje się być tak okrutna, jak czyste były dźwięki pianina, na którym ten, który swe ręce krwią zbrukał wygrywał melodię skoczną. Krwią tego, który dlań wszystko oddał.
„Dotarło do niego, że nie ma do czynienia ze zwykłym zbrodniarzem, ale z kimś, kto święcie wierzył, że działa w imię wyższej konieczności, tyle że w ostatecznym rozrachunku przecenił własne siły”.
Jaka jest różnica między dobrem a złem? Czy naprawdę istnieje między nimi jakaś granica? Czy faktycznie istnieją uczynki jedynie dobre bądź jeno złe? Nikt nie rodzi się zły lub dobry, bo tylko od nas samych zależy, jaką drogę obierzemy. Co jednak, jeśli czyni się złe rzeczy, mając je za zło konieczne, czynione w imię czegoś większego?
„Warszawianka” opowiada nie tylko o nieodpowiedniej miłości i morderstwie. To opowieść także o oddaniu rodzinie, jej dobrego imienia. Tego, że koniec końców jest ona dobrym bezcennym. „Co by nie robić, krew jest gęstsza niż woda”. Warto jednak życie oddać na zmarnowanie w nieszczęściu, byle bliskich od nędzy odratować?
Tutaj powracam to zadanego już pytania – czymże jest istota zła i dobra, i co je różni?
Powieść Żmijewskiej oceniam, jako wartą polecenia i wartościową, choć niewątpliwie czytałam lepsze. Autorka oddaje jednak dobrze sytuacje w kraju podczas rugów ruskich. Czytanie tej pozycji sprawiło mi przyjemność, przez dobre pióro ręki piszącej.
Informacje o książce:
Tytuł: Warszawianka
Tytuł oryginału: Warszawianka
Autor: Ida Żmijewska
ISBN: 9788366195196
Wydawca: Skarpa Warszawska
Rok: 2019