„Czy nasza moralność jest zdeterminowana bardziej przez okoliczności, w jakich się znajdziemy niż przez sumienie? Czy każde z nas podstawione pod ścianą może się zmienić? Widziałam to tamtego dnia. Widziałam, że żadne z nich nie okazało się takim człowiekiem za jakiego się uważało”.
W ostatnim czasie, w ostatnim roku wielu, niestety zbyt wielu z nas sięgają ból i strata, wywołane potężnym wrogiem jakim jest koronawirus. Każdy, który dość rozsądku pod czupryną ma, boi się zachorować. Nie boimy się jednak samej choroby, a powikłań, które po sobie pozostawia. Spustoszeń w organizmie naszym czy też naszych bliskich. Dbamy więc o siebie, tym samym dbając o zdrowie innych – odpowiedzialność to się nazywa, ponieważ wczoraj, dziś i jutro na naszych barkach ona spoczywa. Nie wszyscy jednak się boją, więc nie wszyscy poważnie podchodzą do zadania, jakie na nas spadło.
Tragedie powinny łączyć, gdyż jak to brzydko mówią: w kupie siła. Tyle tylko, że istoty ludzkie posiadają coś, co tę niby oczywistą zasadę blokuje w sytuacjach zagrożenia, instynkt samozachowawczy. Pojawia się tutaj pytanie, gdzie kończy się ten instynkt, a gdzie zaczyna egoizm?
Do przeczytania historii Suzanne Redfearn skłoniły mnie dwa zdania w opisie zawarte:
„W jednej chwili kończy się życie szesnastoletniej Finn, gdy samochód jej rodziców wypada z ośnieżonej drogi i stacza się po zboczu góry. Zawieszona między światami dziewczyna patrzy bezsilnie, jak jej najbliżsi walczą o przetrwanie”.
Śmierć jest przerażająca zawsze, aczkolwiek nie ukrywajmy, że jeden zgon to tragedia, natomiast tysiąc trupów to już statystyka. Ten jeden nieboszczyk jest do tego tym bardziej smutny, im młodszy. Szesnastoletnia Finn, główna bohaterka tejże powieści ‘’miała tyle życia przed sobą’’, a jakby tego było mało swe życie straciła w tak paskudnych okolicznościach. Poruszające, czyż nie? Przeczytawszy książkę, mogę Was zapewnić, że choć los młodej sportsmenki jest wzruszający to Suzanne szykuje coś większego, coś co zmieni Wasz pogląd na ludzi, którymi się otaczacie. Nieważne, w jakim wieku jesteście, ta książka zmusi Was do pochłonięcia każdej strony z napiętymi nerwami, które po dobrnięciu do ostatniej zmuszą do refleksji. Dlaczego? Dlatego, że ta historia wydarzyć się może nam wszystkim, a ‘’tragedie chodzą po ludziach’’.
Rodzina Millerów i Goldów z dwoma dodatkowymi pasażerami w postaci przyjaciółki Finn, Mo i chłopakiem Chloe, Vance’m udają się na weekend w góry. Wszystko przebiega niemal klasycznie, dojazd z lekka opóźniony, zaklepywanie łóżek i szybka zmiana stroju przed wybyciem na kolację do okolicznej naleśnikarni. Zmiana stroju, od którego tyle miało zależeć…
Na zaśnieżonej mocno drodze nasza ferajna zabiera dodatkowego pasażera, Kyle’a, któremu auto niefortunnie się zepsuło, akurat przed nadchodzącą śnieżycą. Na oblodzonej ulicy znajdują jednak niestety coś jeszcze. Jeleń. Jeleń, którego życie Jack Miller ocalił, a które opłacono życiem Finn Miller. Finn, która nie doczekała nawet momentu, w którym samochód uderzył o ziemię, po licznych turbulencjach.
Dziewczyna odzyskuje świadomość na śniegu, nie czuje mimo to zimna. Nie czuje w ogóle niczego. Widzi i słyszy, lecz nie czuje, a gdy mówi, nie słychać jej. Umarła. Umarła, ale jej bliscy żyją. Finn zamiast płakać bądź w jakikolwiek inny sposób żałować utraconej przyszłości, skupia się na tych, którzy przeżyli, a przed którymi najgorsze dopiero się rozegra.
Obrażeń nie ma wiele. Złamana kostka u wujka Boba, rozcięta głowa u Chloe, połamane żebra u mamy i… złamanie otwarte w nodze taty. To tej kontuzji umarła poświęca swą uwagę, miast swemu ciału, którego głowa została niemal odrąbana.
„Konsekwencje naszych działań są zawsze tak złożone, tak różnorodne, czasem wręcz sprzeczne, że przewidywanie przyszłości jest naprawdę bardzo trudnym zajęciem…” – J. K. Rowling
Finn nie żyje, aczkolwiek ważniejszym jest zadbanie, by ten stan rzeczy dotyczył tylko jej. Trzeba zadbać, by mieć czas ją opłakiwać, a do tego trzeba przeżyć. Nastolatki lubią dobrze wyglądać, a to nie sprzyja ubraniom nadającym się na pogodę panującą w górach. Zarówno Mo, jak i Natalie grozi odmrożenie palców. Choć to ta pierwsza ma na trzęsących się nogach spodnie z dziurami, to przecież Natalie jest bardziej „w rodzinie”. Ku oburzeniu najlepszej, jak do tej pory przyjaciółki Joyce, ciepłe ubrania oraz śniegowce jej zmarłej córki zostają podarowane najlepszej przyjaciółce umarłej.
Kolejny problem, z jakim przychodzi się kobiecie, której mąż jest nieprzytomny, a najmłodsza córka leży martwa u jej stóp, jest pomysł chłopaka drugiej córki. Vance nie zamierza siedzieć bezczynnie całą noc, a Chloe z kolei nie zamierza puścić go w bezkresny śnieg samego. Wychodzą w białą zamieć. Pod opieką pani Miller pozostaje syn, jego pies oraz Maureen, której matce przyrzekła zajmować się, jak własnym dzieckiem. Syn, Oz, niestety, ale kolejny problem. Oz urodził się niepełnosprawny umysłowo. Chłopak rosły i silny, lecz z mentalnością ośmiolatka. Całe jego życie to ojciec się nim zajmował i teraz ten, on mu wyznacza zadanie w przebłysku świadomości – opieka nad psem.
Cała dziewiątka przeżyła noc, a rankiem pojawia się następne z pytań, następna z decyzji, co dalej?
Joyce wraz z Kylem wyruszają po pomoc, zostawiając Mo, Oza oraz Binga z nieprzytomnym Jackiem oraz Goldami, którzy na tyle samochodu tulą się do siebie od początku. Maureen też nie próżnuje, choć mentalność nastolatki uległa zmianom nie do odwrócenia. Mimo żałoby, strachu i zimna nie straciła jasności umysłu. Dzięki etui Finn, książce Chloe i zapalniczce udaje jej się stopić śnieg, przy pomocy którego zaspokajają po kolei pragnienie. Najpierw Jack, później Oz, Natalie, a następnie cenne krople wody idą do pani Gold… gdy Oz wytrąca tymczasowe naczynie z jej rąk, odpychając ją. Bingo dostaje swoją wodę, którą chłopiec żądał dać mu przed ciocią.
„Bo widzisz Harry, to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności” – J. K. Rowling
Wujek Bob ma jeden cel – chronić rodzinę, a jej zagrożeniem nieświadomie stał się niezbyt rozumny, lecz dobry chłopak, który chciał wypełnić powierzone mu zadanie. Mężczyzna nie zastanawiając się długo, w tajemnicy przed resztą wysyła chłopca, by odszukał swoją mamę…
Joyce i Kyle udaje się dotrzeć do drogi, i wezwać pomoc. Goldowie, Maureen i Jack, są uratowani. Nie sprawia to jednak, że przyglądająca się temu wszystkiemu Finn może odetchnąć. Chloe skulona w dziupli drzewa modli się o śmierć, bo nawet tak silna nastoletnia miłość, jaką darzył ją Vance nie wystarczyła, by na podjął złą decyzję, a to że zaraz zmienił zdanie, nie zdało się na wiele.
Rodziny wracają z gór, a choć to Millerów ubyło, to Goldom także zmian psychicznych przybyło. A przynajmniej przybyło ich Natalie i Karen. Bob choć stał się mordercą to noce przesypiał spokojnie. Do czasu. Gdy życie znów musi do normy wrócić, Maureen nie zamierza zostawić za sobą białego koszmaru, a raczej nie może. Docieka prawdy i udaje jej się to, gdy dowiaduje się o mrożącej krew w żyłach wymianie, jaka zaszła między dorosłym a dzieckiem, jak nikt nie widział. Rękawiczki za krakersy. Co się odwlecze to nie uciecze, a nie ma winy bez kary.
Finn przygląda się zza woalki śmierci, jak jej rodzina usiłuje ułożyć sobie życie. Nie jest to łatwe, ale każda rana, nawet ta najgłębsza i najpaskudniejsza, kiedyś zagoić się musi. Potrzeba jednak opatrunku, a ten wszelaką rzeczą być może. Jack, Joyce, Chloe, Vance, Maureen. Cel, prawda, zwierzęta, zimny prysznic i miłość. Millerowie tym bardziej muszą wziąć się w garść, bo choć najmłodsza umarła, to najstarsza z córek niedługo za mąż wychodzi. Ślub Aubrey okaże się przełomem, którego potrzeba im wszystkim, zwieńczeniem, które pozwoli odejść biednej Finn…
Finn bowiem odczuła wreszcie boleść śmierci. Śmierć ma coś w sobie z zerwania z bliską osobą. Nie boli to, że się straciło samą osobę. Bolą te wszystkie rzeczy, których już nigdy wspólnie się nie zrobi. Bolą te wszystkie rzeczy, które się ze wspólną radością kojarzyły. Boli to wszystko, co się kochało, a do czego już dostępu nie ma. A Finn boli najbardziej, że pamięć o niej tylko ból wywołuje. Naprawdę umiera się tylko, gdy już nikt nie będzie osoby, która by pamiętała.
„Wspominajcie mnie! Cieszcie się tym. Nie pakujcie mnie do pudełka, nie wyrzucajcie. Przestańcie unikać każdego wspomnienia o tym, kim byłam. Żyłam i nie chcę, żeby pamiętano jedynie moją przedwczesną śmierć. Przecież to był tylko koniec. Przedtem było szesnaście lat życia – dobrego, złego, zabawnego. Szesnaście lat Finn”.
„W jednej chwili” to piękna, poruszająca książka, zawierająca ziarnko historii na faktach, o której Suzanne wspomina w „Od autorki”. Polecam Wam tę opowieść, bo wiele o życiu mówi, a wartości moralnych, tak jak i dobrych książek nigdy za wiele.
Informacje o książce:
Tytuł: W jednej chwili
Tytuł oryginału: In an Instant
Autor: Suzanne Redfearn
ISBN: 9788381882156
Wydawca: REBIS
Rok: 2020