Książka M.L. Longworth zabiera czytelnika do małej, zabytkowej miejscowości we Francji, gdzie doszło do wydarzenia, które nie schodzi z ust lokalnej społeczności – śmierci szlachcica. Étienne de Bremont, bo o nim mowa, choć oficjalnie wypadł z okna własnego zamku, w oczach prowadzących śledztwo mógł zostać brutalnie wypchnięty. Bohaterowie, chcąc poznać prawdę, coraz głębiej sięgają i w przeszłość szlachcica, i w relacje z członkami rodziny oraz podejrzanymi znajomymi, co sprawia, że sprawa, która na pozór wydawała się oczywista, przybiera na tajemniczości. Z czasem na jaw wychodzą nowe fakty oraz nowe postaci, mocno zanurzone w mafijnych i brudnych interesach.
Z pewnością o „Śmierci w Château Bremont” można mówić jako o dobrej powieści. Zastanawiam się jednak, czy dalsze wartościowanie ma jakiś sens. Ta książka została poprawnie i dość ciekawie napisana, jej kompozycja i konstrukcja wydają się bez zarzutu, ale raczej nie sposób powiedzieć, że po kilku tygodniach (a może nawet kilkunastu dniach) przedstawiona przez autorkę historia będzie pobrzmiewać w pamięci czytelnika lub czytelniczki. Dzieje się tak głównie za sprawą pewnej miałkości tej fabuły i rozwiązań, które doraźnie niby zaskakują, intrygują, jednak po czasie okazują się bez wyrazu. Akcja powieści toczy się w stałym tempie, tożsamym zresztą z przestrzenią, miejscem, w którym się rozgrywa, a ewentualne zwroty w jej rozwoju lub istotne wydarzenia wprowadzane są na tyle dobrze, by zainteresowanie odbiorcy cały czas było podsycane. Obserwujemy na pół oficjalne, na pół nieoficjalne śledztwo, związane z ni to morderstwem, ni nieszczęśliwym wypadkiem – w każdym razie, z tajemniczą śmiercią jednego z bohaterów. Całym dochodzeniem zajmuje się sędzia Antoni Verlaque wraz z profesor prawą, Marine Bonnet. Ich wzmożona praca, związana głównie z analizowaniem relacji w rodzinie i w środowisku nieżyjącego szlachcica, po czasie przynosi pierwsze wnioski oraz przypuszczenia, dotyczące niejasnych interesów, podejrzanych biznesów oraz mafijnej działalności. Brzmi znajomo, prawda? I na tym polega główny mankament tej książki. Cała opowieść wydaje się w jakiś sposób mocno przewidywalna, nie tyle ze względu na samą treść, bo ta okazuje się interesująca, ile na formę – sposób prowadzenia akcji. Wprowadzanie kolejnych postaci, finalizowanie wątków, mylenie odbiorcy ślepymi tropami okazują się w wielu wypadkach naprawdę oczywiste, co wpisuje się nie w schemat czy cechy tego gatunku powieści, a w mało oryginalną wizję fabuły. Należy jednak zaznaczyć, że o ile sama akcja mogła zostać pomyślana lepiej, mniej typowo, o tyle jej konstrukcji nie sposób niczego zarzucić. Autorka bardzo płynnie prowadzi narrację, swobodnie wysuwając na pierwszy plan lub chowając w cieniu poszczególnych bohaterów i ich przygody, dzięki czemu cała książka wydaje się – jakkolwiek to zabrzmi – żywa. Opowieść zyskuje przez to nie tylko znamiona realności, ale również pożądane tempo, z jednej strony umożliwiające czytelnikowi przyjrzenie się konkretnym postaciom, a z drugiej zmuszające go do „popłynięcia” z rozwojem akcji.
Oczywistość w prowadzeniu powieści, o której pisałem powyżej, zdaje się wynagradzać klimat, możliwy nie tylko do wyraźnego odczucia, ale i szerokiego poznania za sprawą rozległych, obrazowych oraz barwnych opisów. Narracja bogata jest w ustępy związane z obserwacją przyrody, stylu życia, warunków i architektury francuskiej prowincji, w tym wypadku uroczej, zabytkowej miejscowości Aix-en Provence. Cała opowieść okazuje się z czasem skąpana w klimacie tego miejsca, a bohaterowie, głównie ze względu na własną naturę i zachowania, wydają się nie tyle obsadzeni, usytuowani w tej przestrzeni, ile całkowicie wrośnięci – tożsami z nią. Sporo w tej książce winnic i typowych krajobrazów, a sama architektura – często historyczna – nie raz, nie dwa zostaje szczegółowo opisana. Ale „Śmierć w Château Bremont” ubogacają nie tylko liczne uwagi na temat przyrody czy miejsc, ale również ciekawie prowadzone relacje między bohaterami. Postaci Longworth motywowane są różnego rodzaju emocjami i pragnieniami, z czego największą siłą wykazuje się namiętność – rozumiana naprawdę dowolnie. W wielu przypadkach postawę konkretnych bohaterów determinują albo skrywane, tłumione pragnienia miłosne, albo czysto materialne, związane z ludzką zachłannością. Wiele w tej powieści nie tak oczywistych emocji, przez co książka pobrzmiewa romansami i intrygami, jednak należy pamiętać, że recenzowane wydawnictwo to przede wszystkim kryminał – jak się okazuje, bardzo klasycznie prowadzony.
Myślę, że w wypadku tej powieści ważniejszy okazuje się klimat, aura, która otacza właściwą historię, niż sama akcja. Autorka z dużymi detalami ukazuje życie na francuskiej prowincji, przez co wolne tempo i rozpasane opisy wydają się zasadne. Dużo – jak na francuską literaturę przystało – w „Śmierci w Château Bremont” wina, winnic, wspaniałych zabytków, kwiatów, zamków, pól i miłości, nieco mniej frapującej oraz trzymającej w napięciu – jak z kolei na kryminał przystało – akcji. To pozycja, którą warto przeczytać, chcąc poznać historię czarującą stylem, klimatem i obrazami. Z pewnością łatwo odnaleźć się w przedstawianej rzeczywistości, choć – prawdę mówiąc – początkowo trzeba dać sobie trochę czasu, nim powieść wciągnie.
Informacje o książce:
Tytuł: Śmierć w Château Bremont
Tytuł oryginału: Death at the Chateau Bremont
Autor: M.L. Longworth
ISBN: 9788365731401
Wydawca: Smak Słowa
Rok: 2018