Odkąd tylko człowiek istniał, była też potrzeba transportu. Jakoś trzeba było przebyć drogę z punktu A do punktu B. W szkole uczą nas, że zaraz za ogniem, najważniejsze było wynalezienie koła, bo pozwoliło ludziom na zastosowanie go przy przemieszczaniu dóbr w sposób bardziej wydajny aniżeli za pomocą rąk, koni, osłów czy innego zwierzęcia. Na nieszczęście dla tych zwierząt, człowiek szybko zdał sobie sprawę, że po co ma pchać samemu wózek, skoro może zrobić to np. koń, albo muł. Wraz z wynalezieniem koła, wszystko co żywe, wokół człowieka zostało wykorzystywane do pracy. Stąd też wzięło się nowoczesne określenie mocy silnika – mechaniczny koń, bo było to zwierzę na tyle silne i szybkie, że szybko stało się liderem w tej dziedzinie. Koń od zawsze był jednym z najważniejszych zwierząt udomowionych przez ludzi, i to na tyle, że przeszedł do języka ogólnego jako wykładnia mocy w silnikach.
Najpierw były silniki parowe, potem te spalinowe, postęp zrobił swoje i tak samo jak w przypadku każdego znaczącego odkrycia, szybko stał się normą. Przesiadka z pary na paliwa kopalne nie była prosta, ale era przemysłowa szybko wskazała kto jest wygranym w wyścigu po dominację. Zaczęło się od powolnego upadku pary, która została stłamszona przez ropę. Pojawił się Henry Ford, który przedstawił światu pierwsze zaawansowane automobile. Z postępem technologicznym nie trzeba czekać, wystarczyło kilkanaście lat, żeby jego zamysł zawładnął umysłami tysięcy ludzi na świecie. W USA, gdzie narodził się pomysł konia mechanicznego, było to bardzo widoczne. Natomiast w Polsce, rynku wyjątkowo podatnym na nowinki technologiczne, kraju sąsiadującym z Niemcami, odpowiedzialnymi za takie marki jak: Mercedes, szybko można było zobaczyć na ulicach automobile wyjątkowe. Europa i USA, stworzyły, z biegiem czasu, marki samochodowe, które zdominowały świat. Trzeba było kilkudziesięciu lat, żeby pojawiła się konkurencja w postaci rynków azjatyckich.
Album „Samochody, motocykle…” ma w sobie wiele zdjęć, które nawet obeznanego znawcę samochodów mogą wprawić w osłupienie. Klasyczne modele aut, widziane już dzisiaj, jedynie jako reprodukcje na planach filmowych, mogą przyprawić o zawrót głowy nie jednego fana czterech kółek. Pokolenie naszych dziadków miało w sobie dryg do totalnej symetrii, która atakuje niemal na każdej stronie albumu. Czarno-biały kolor zdjęć dodaje arystokracji zdjęciom, które i tak same w sobie są magiczne. Może i wzbudziły by zachwyt na autostradzie czy pokazie, ale ich historia jest tym co czyni je wyjątkowe. Retro jest w modzie, więc nic dziwnego, że na rynku wydawniczym pojawiają się albumy traktujące o dawnych czasach.
Każda kolejna strona albumu „Samochody, motocykle…” coraz bardziej budziła we mnie dziwne uczucie zatracania duszy automobilów. Każde kolejne zdjęcie ukazywało postępującą gloryfikację tego co jest pod maską ponad to, co go otacza. Oczywistym jest, że o to w tym wszystkim chodzi, jednak niemal sto lat temu, wyznacznikiem piękna był wygląd auta, nie jego moc. W czasach nam obecnych wygląda to zupełnie odwrotnie, co trochę smuci, jednak łatwo to zrozumieć patrząc na rozwój techniki. Standardy piękna ulegają zmianom, ale uważam, że album „Samochody, motocykle…” ma w sobie kwintesencję tego jak prawdziwe auto powinno wyglądać. Szkoda, że od tego odeszliśmy, na rzecz obłych kształtów rodem z filmu sci-fi. Za nie dalej niż trzydzieści lat tak samo będziemy spoglądać na nasze obecne auta, zapominając coraz bardziej o co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło – o wyglądzie, nie mocy.
Jako rodowity poznaniak zachwyciłem się zdjęciami pierwszego ambulansu w moim mieście, jak i reklamą zakładu pogrzebowego, która z łatwością mogła by się stać w naszych czasach memem. Wydaje mi się, że zachwyt nad koniami mechanicznymi jest rzeczą naturalną, ale wiedza na temat tego jak to osiągnęliśmy, powinna być fundamentem kolejnych dekad w dziedzinie transportu.
Informacje o książce:
Tytuł: Samochody, motocykle…
Tytuł oryginału: Samochody, motocykle…
Autor: Sobiesław Zasada, Jan Łoziński, Andrzej Barecki
ISBN: 9788375762723
Wydawca: BOSZ
Rok: 2016