Fantastyka

Nadzór – Charlie Fletcher

Recenzja książki Nadzór - Charlie Fletcher

Nadzór
Charlie Fletcher

Londyn. To miasto zajmuje w literaturze niszę, z której żadna siła go nie wykorzeni. Tak jak Paryż był, jest i będzie stolicą sztuki i miłości, Nowy Jork – symbolem jasnych i ciemnych stron American Dream, tak Londyn zawsze budził będzie skojarzenia z epoką wiktoriańską, rewolucją przemysłową, erą olbrzymiego postępu – niezdominowaną jednak przez szkiełkowo-oczny racjonalizm, a przeplataną odrobiną okultyzmu, magii, nieraz trudną do uchwycenia ezoteryką. Odrobinką, przyprawą, która potrafi nadać pozornie typowemu daniu niespotykanego smaku. To w Londynie poczciwy doktor Jekyll stworzył substancję, która czyniła go brutalnym Panem Hydem. W tym właśnie mieście Sherlock Holmes pykał wieczorami fajkę w mieszkaniu na Baker Street. Także i tutaj Artur Conan Doyle ożywił mumię, która mordowała wrogów pewnego egiptologa, a Robert Howard umieścił na Soho 48 kult prastarego Kathulosa. Stolica Wielkiej Brytanii stanowi miejsce akcji licznych opowiadań z mniejszą lub większą szczyptą fantastyki.

Czy zastałem adresata?

Książka Charliego Fletchera pt. „Nadzór” jest adresowana do ściśle określonej grupy; do miłośników fantastyki zakochanych w XIX wiecznej Anglii, Londynie, dyliżansach, Tamizie, Big Benie, kolei żelaznej, monoklach oraz brukowanych i wiecznie zamglonych ulicach. Dla czytelników, którzy wciągnęli nosem wszystkie książki Dickensa, Artura Conana Doyle’a i innych klasyków i jeszcze im mało.
Innymi słowy – zdecydowanie nie dla mnie.

Długo się zastanawiałem nad tym, czy powinienem pisać tę recenzję. Książkę Fletchera dostałem w prezencie. Czytając ją, czułem się tym jakbym otrzymał list adresowany do obcej osoby, przypadkiem tylko wrzucony do mojej skrzynki na listy. List napisany naprawdę zgrabnie, czytelnie, okraszony pięknym stylem – ale miejscami po prostu niezrozumiały dla kogoś, kto adresatem tak naprawdę nie jest. Książka nafaszerowana jest motywami rodem z angielskich ludowych podań, klasycznej literatury, a także aluzji do historycznych postaci – o czym jednak zupełnie bym nie wiedział, gdyby nie posłowie zamieszczone przez samego autora. Doszedłem jednak do wniosku, że właśnie dlatego tę recenzję powinienem napisać – specjalnie dla ludzi takich jak ja; ludzi spoza kręgu miłośników londyńskiego klimatu, którzy zastanawiają się, czy „Nadzór” przeczytać warto – czy nie.

No dobra, o czym to my właściwie…?

Powieść zakłada istnienie dwóch nakładających się światów – znanej nam rzeczywistości oraz jej poszerzonej wersji, z której przychodzą istoty rodem ze staroangielskich podań. Akcja toczy się głównie w Londynie, gdzie pieczę nad równowagą pomiędzy „normalnym” i „nadnaturalnym” światem dzierży tytułowy Nadzór. Niewielka to (bo i mocno przetrzebiona w wyniku Katastrofy) organizacja: w jej skład wchodzi pięcioro bohaterów wywodzących się wprawdzie z „naszego” świata, obdarzonych jednak nadzwyczajnymi zdolnościami. Nie są to fajerwerkowe, boskie moce rodem z X-Menów czy komiksów DC – ot, nadzwyczajna szybkość, manipulacja umysłami zwykłych ludzi, telepatyczna więź ze zwierzętami czy zdolność wejrzenia w przeszłość określonych miejsc. Przydatne, owszem, ale nie czynią z członków Nadzoru półbogów – ich umiejętności zdają się wręcz ledwo wystarczać, by jakoś przeżyć wypełnianie ich nieprostego powołania.

Nadzór zmaga się nie tylko brakami kadrowymi i nadnaturalnymi istotami – wrogów ma również wśród niezwykle przebiegłych i wpływowych ludzi, którzy podstępnie próbują pozbyć się tej organizacji. Gdy pojawia się więc możliwość zwerbowania nowego członka, Nadzór upatruje w tym nową nadzieję – niepozbawioną jednak podejrzliwości i poczucia silnego zagrożenia.Mimo niewesołej sytuacji Nadzoru nie czujemy ciężaru spoczywającego na jego barkach – książka należy do stosunkowo lekkich pozycji. Na 540 stronach znajduje się ponad 70 krótkich rozdziałów, idealnie nadaje się więc do czytania z doskoku. Nie obfituje ona w bogate, rozbudowane opisy sytuacji, przyrody czy duchowych rozterek bohaterów. Wada, zaleta? Co kto lubi. Opisy przemawiają jednak do wyobraźni, dobrze oddają specyficzny wiktoriański klimat; „Nadzór” spokojnie mógłbym nazwać „książką akcji”: możemy bezproblemowo włączyć swój wewnętrzny odtwarzacz wideo i przyglądać się następującym po sobie scenom.

Niemniej, przez tę prostoliniowość postaciom brakuje jakiejkolwiek głębi. Większość z nich jest dość płaska, jednowymiarowa, bez tego „czegoś”, co sprawia, że moglibyśmy się identyfikować z którąkolwiek postacią, byśmy widzieli z nich osoby z krwi i kości. Każdą z nich moglibyśmy opisać dwoma, trzema słowami. „Uciekająca dziewczyna”, „Przebiegły prawnik”, „Dystyngowana dama”, „Szybki, szlachetny wojownik”, „Zaradny niemowa”, „Zawadiacka, opiekuńcza piratka”, „Chłopak ulicy”, „Cyniczny naukowiec”, „Pomocny cyrkowiec”, „Wypalony iluzjonista” – wierzcie mi, takie lakoniczne opis niemal wyczerpują cechy charakteru wymienionych postaci.

Niemniej, nie są to postacie nudne, niepozbawione są swojego stylu – ale po przeczytaniu całej książki trudno mi powiedzieć, aby obchodził mnie los któregokolwiek z bohaterów. Zginął, przeżył? Pff. Ani mnie to grzeje, ani ziębi. Nie przeszkadza to oczywiście w żywieniu do nich żadnych uczuć – ale nie są to uczucia szczególnie intensywne i trwałe. Może gdybym łapał aluzje rzucane przez autora zdołałbym zobaczyć w nich coś więcej – no, ale nie łapałem, byli więc dla mnie czystą kartką i atramentem.
Powieść ciężko byłoby nazwać przewidywalną, ale (poza jednym ciekawym punktem kulminacyjnym) nie mógłbym z czystym sumieniem nazwać jej zaskakującą. Fabuła posuwa się do przodu wielotorowo, z perspektywy głównych bohaterów oraz kilku stosunkowo ciekawych pobocznych postaci. Pogubić się jednak w tym nie sposób – choćbyśmy czytali książkę po pijaku. Klarowność to chyba jedna z najmocniejszych stron tej książki. Fabuła jest gładka i zrozumiała, nie ma też żadnych drażniących niedopowiedzeń. Chociaż (wedle zamiaru autora) powstaną jeszcze dwa tomy tej powieści oraz zostawiono parę otwartych wątków, obyło się bez nieprzyzwoitych cliff-hangerów – zakończenie lektury nie zostawia uczucia niedosytu – ale i parcia na to, by dowiedzieć się, co się dalej stanie z naszymi bohaterami.

Łapka w górę, łapka w dół?

Podsumowując – kochasz Londyn, kochasz XIX wiek, kochasz nieprzekombinowane i proste opowiadania fantastyczne? To bierz i czytaj, choćby i dla samego klimatu i odniesień. Jeśli nie – to posłuchaj, „Nadzór” można przeczytać – czy to z braku alternatywy, czy dla eksperymentu. Niemniej jednak, myślę, że bez problemu znajdziesz jakąś ciekawszą dla Ciebie lekturę.

PS. Nie uprawiamy seksu, nie przeklinamy, jesteśmy ładni i etyczni i choć czasami się zabijamy – lecz bez pornografii śmierci. Książkę spokojnie można dać do ręki młodszym czytelnikom.

Informacje o książce:
Tytuł: Nadzór
Tytuł oryginału: The Oversight
Autor: Charlie Fletcher
ISBN: 9788379642755
Wydawca: Fabryka Słów
Rok: 2017

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać