Anty-recenzja

Morderstwo na kempingu – Renata Furman

Morderstwo na kempinguRenata Furman

Morderstwo na kemping
Renata Furman

Muszę przyznać, że nie jestem w stanie znaleźć choć jednego pozytywnego elementu w książce Renaty Furman „Morderstwo na kempingu”. Jak ogromne było moje rozczarowanie, gdy zobaczyłam jakich rozmiarów jest to powieść. Nawet nie otrzymaliśmy od autorki dwustu stron, chociaż powiem szczerze (już po przeczytaniu), że gdyby ta mordęga miała trwać, chociaż stronę dłużej to chyba wyrzuciłbym ją przez okno. Ale zacznijmy od momentu, kiedy dawałam jej jeszcze jakiekolwiek szanse.

Skrót historii zawarty na okładce zapowiada bardzo interesującą lekturę. I mimo jej niewielkich rozmiarów miałam nadzieję na porywającą i trzymającą w napięciu opowieść.

„W przyczepie turystycznej na helskim kempingu zostaje zamordowana młoda wczasowiczka. A potem jeszcze jedna… Podejrzenia pada na Grzegorza Sumińskiego, z którym jedna z ofiar spędzała urlop. Szybko jednak okazuje się, że mężczyzna ma mocne alibi. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy na jednym z warszawskich osiedli zostaje znalezione ciało kolejnej kobiety. Zebrane dowody wskazują, że trzech zbrodni musiał dokonać jeden człowiek. W dodatku ostatnią ofiarą jest przyjaciółka Zuzanny Grabowskiej – właścicielki przyczepy, w której doszło do pierwszego morderstwa […]”.

Już sam opis powoduje, że moja ciekawość i zainteresowanie wzrosło maksymalnie. Szkoda tylko, że z każdą przeczytaną kartką mój optymizm spadał. Mam wrażenie, że na tych 160 stronach jest pogmatwanie z poplątaniem. Nic się nie trzyma głównej fabuły. Pojawiają się bohaterowie, których równie dobrze mogłoby nie być. Są albo płytcy i nic nie wnoszą, albo są zbyt zarysowani. Ze skrajności w skrajność. W dodatku bardzo szybkie zawiązanie znajomości komisarza z główną bohaterką, która uwikłana jest w śledztwo, nie pomaga w rozwoju fabuły. Nie dość, że książka jest krótka, to autorka uraczyła nas jeszcze w tym wszystkim romansem między bohaterami. Aż się odechciewało czytać. Szczególnie, że wszystko dzieje się w zawrotnym tempie. Ciekawe czy to że względu na ograniczoną liczbę stron czy brak umiejętności w budowaniu relacji na papierze.

Rozdziały zazwyczaj opowiadają różne wydarzenia z życia bohaterów. Chociaż część tych także uważam za zbędne. Przykładem może być historia Boguckiego i Krysi. Moim zdaniem nie wniosło to zbyt wiele do fabuły. Jednak z drugiej strony była to miła odskocznia od nudnego głównego wątku. Lubię, gdy książka jest podzielona na rozdziały. To ułatwia czytanie i pozwala na zrobienie niezobowiązującej przerwy, chociażby na zaparzenie nowej kawy. Jednak tutaj autorka nieco przeciągnęła strunę. Rozdział, który ma 16 zdań (tak, policzyłam na potrzeby tej recenzji) to lekka przesada. Po co i jaki w tym cel? Przeciętny rozdział w tej książce to około 2-3 strony. Na szczęście pozwoliło mi to na bardzo szybkie i sprawne skończenie książki. Jaka była moja radość jak już mogłam ją odłożyć.

W trakcie pisania zdałam sobie sprawę, że jest jedna rzecz, która moim zdaniem zasługuje na pochwałę. A mianowicie okładka. Prosta, czytelna nawiązuje bezpośrednio do głównego wątku. Czcionka tytułu przykuwa uwagę, oryginalnie wykonana. Białe napisy pozwalają na łatwe przeczytanie i przyciągają uwagę. Jednocześnie nie odrywając wzroku od budy kempingowej, która stoi po środku lasu. Dodatkowo atmosfera towarzyszącą zmierzchowi powoduje uczucie niepokoju. Gratulacje dla osoby odpowiedzialnej za grafikę. Wykonanie zasługuje na uznanie.
Jeden rozdział wyróżniał się bardziej niż pozostałe i muszę przyznać, że nieco rozpalił we mnie zaciekawienie.

„Musi to zrobić. Jeszcze ten raz. Potem przyjdzie wyzwolenie. Będzie taki jak dawniej […]. Gardził słabeuszami, życiowymi nieudacznikami uczepionymi obcych klamek. Musi wreszcie przestać taki być. Król życia, oto, kim kiedyś będzie! Jeszcze tylko ten raz. Przedostatni. Później przyjdzie spokój”.

Szkoda że moje zaciekawienie skończyło się z rozpoczęciem kolejnego rozdziału. Jednak myślę, że Renata Furman potrafi budować napięcie, pokazała to. Tylko jeszcze nie do końca potrafi to wykorzystać. Trzymam kciuki, żeby jej się to udało. Biorąc pod uwagę jak oryginalne tworzy zarysy fabularne, to mogą w przyszłości wyjść z tego niesamowicie dobre książki. Niestety nie znalazłam żadnych wiarygodnych źródeł na temat autorki, więc nie jestem w stanie stwierdzić czy ma już jakieś doświadczenie w pisaniu. Miejmy nadzieję, że dopiero zaczyna tę szaloną przygodę i będzie szło jej coraz lepiej.

Czy polecam? Myślę że już pierwsze zdanie jest dowodem na to, że stanowczo odradzam sięgniecie po „Morderstwo na kempingu„. Świetna okładka i zachęcający opis to jeszcze nie wszystko. A to niestety jedyne walory tej książki. Jeśli nie chcecie wyrywać sobie włosów z głowy w trakcie czytania, to naprawdę polecam poszukać czegoś innego.

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać