Po tym, jak zaczęłam sięgać po literaturę dla najmłodszych śmiało mogę powiedzieć, że liznęłam już każdy gatunek literacki. Odkąd sama byłam dzieckiem i czytano mi na dobranoc nie zdarzyło mi się chyba świadomie sięgnąć po bajkę dla dzieci. Po prostu uważałam, że nie jestem w targecie. Jednak odkąd zostałam ciocią pojawiło się kilka propozycji zrecenzowania książek dla dzieci. Bardzo bym chciała, żeby najmłodszy człowiek w rodzinie z chęcią sięgał po książki. Wzięłam więc sobie za cel zadbanie o to, żeby żył w otoczeniu książek i żeby poznał najpiękniejsze baśnie.
Dziś mam dla was bardzo przyjemną opowieść o przygodach dwóch przyjaciół: Maksa i Olka oraz zwierzątek, które spotykają po drodze.
„Maks Motyl i Olek Ważka” co prawda do klasyki ani mainstreamu nie należy, ale zdecydowanie ta mała książeczka ma swój urok. O Włodzimierzu Malczewskim wcześniej w ogóle nie słyszałam, ale jak się okazało w swoim skromnym dorobku ma również powieści.
Książkę, o której mowa, autor napisał dla swoich wnuków. Według mnie to cudowny pomysł na prezent dla swoich pociech. Podziwiam bardzo całe przedsięwzięcie, bo uważam, że napisanie dobrej historii dla dzieci jest sztuką.
„Był piękny słoneczny poranek. Maks siedział na kolanach dziadka Włodka, a dziadek w fotelu na tarasie, i czytali książeczkę dla dzieci. Maks nie zna jeszcze literek, więc dziadek mu czytał, a on nie słuchał i oglądał w niej obrazki. Co na nich było?”
Świetnym zabiegiem zastosowanym przez autora jest umieszczenie w treści własnej osoby jako dziadka głównych bohaterów. Zakładam, że wnuki pana Włodzimierza będą mieli bądź mieli niezłą frajdę podczas powstawania tej historii.
W tej liczącej sobie jedynie siedemdziesiąt sześć stron książeczce poznajemy przygody nikogo innego jak tytułowego Maksa Motyla i Olka Ważki. Bardzo ciekawe świata maluchy postanawiają wybrać się w podróż i przeżyć przygodę. Maks chce odkryć skarb, a Olek odnaleźć migające w oddali tajemnicze światełka. Po drodze spotkają nowych przyjaciół, ale i osoby, które niekoniecznie mają wobec nich dobre zamiary… Czy wszystko skończy się dobrze? Nic więcej wam nie zdradzę. Zakończenie przygód naszych maluchów będziecie musieli poznać już sami.
Lektura „Maksa Motyla i Olka Ważki” zajęła mi z przerwami może z godzinkę. Na początku byłam lekko zdezorientowana bo nie czytałam opisu z tyłu. Jednak im dalej w las tym bardziej przejmowałam się kolejnymi perypetiami głównych bohaterów.
„- Czy pamiętacie Antosia i Hanię? Tego grzecznego Antosia Mrówka i rozrabiakę Hanię Biedronkę?
– Tak!
– Więc o nich nie zapomnieliście.
– Pamiętamy ich, lecz Antoś łobuzował, a Hania była grzeczna.
– Chyba tak było, lecz dzisiaj jest odwrotnie, ale nie wiecie jeszcze, że mają braciszka Maksa, takiego małego jak… Taki mały to on już nie jest. Był malutki, gdy przyszedł na świat pod liściem pokrzywy, takim tyciutki, a teraz jest już sporym chłopczykiem.”
Bardzo mi się podoba, że pan Włodzimierz przez treść stara się nawiązać interakcje z czytelnikami, czyli docelowo dziećmi. Myślę, że podczas czytania tej powieści z maluchem świetnie by to wyszło, gdyby samo odpowiadało na zadawane przez autora pytania.
Kolejnym z plusów o którym nie mogę nie wspomnieć jest wydanie. Bardzo kolorowe i w twardej oprawie, które powinno „przeżyć” nawet niezbyt delikatne obchodzenie się z nim przez dziecko. Dodatkowo historia jest ozdobiona bardzo przyjemnymi i kolorowymi obrazkami. Autor ma przyjemny i prosty styl, a litery w druku są duże. Myślę, że tekst przedstawiony w tej książce może się nadać również do nauki czytania.
Nie mam doświadczenia w recenzowaniu literatury dziecięcej, jednak jestem przekonana, że przy ocenianiu książek z różnych gatunków powinnam nieco zmieniać swoje kryteria. Polecam bardzo serdecznie, szczególnie do czytania z dziećmi.
Informacje o książce:
Tytuł: Maks Motyl i Olek Ważka
Tytuł oryginału: Maks Motyl i Olek Ważka
Autor: Włodzimierz Malczewski
ISBN: 9788381471213
Wydawca: Novae Res
Rok: 2018