Często piszę recenzje osób, które dopiero co rozpoczynają swoją przygodę z pisaniem. Jestem dla nich pełna podziwu, ale też czasem krytykuję ich pracę, jednak kimże ja jestem? Tylko recenzentem. Pisarze, lub osoby które piszą (tak, to jest różnica), bez względu na wynik swojej pracy – czy mojej oceny – są godni pochwały. Piszą, chcą, pragną, starają się, tak jak potrafią najlepiej. Pisarze są dla mnie zawsze nieodkrytą tajemnicą, poznaję ich poprzez słowo i treść. Jednak ci, którzy mają już swoją reputację, są zawsze pewnym wyzwaniem…
O ile o początkujących pisarzach ciężko jest znaleźć jakieś informacje, tak w przypadku Katarzyny Bondy Internet jest bardzo pomocny. W tamtym roku w wakacje, czytałam wywiad z pisarką, która opowiadała jak wiele czasu poświęca na przygotowanie materiałów do książki, jakie prace poszukiwawcze musi podjąć by zebrać odpowiednie dane. Dziś przygotowując się do tej recenzji, ponownie wpisuję hasło „Katarzyna Bonda” i trafiam na wywiad, w którym autorka tworzy swój własny alfabet. Zatrzymuję się na literze „S” i czytam:
„S – scena:
Książka składa się z małych elementów, czyli ze scen. W swojej pracy dbam, by każda scena była perfekcyjna. Nie myślę o całości i też nie piszę po kolei, tak jak potem czyta czytelnik. Nawet słonia da się zjeść w małych kawałkach.” (źródło: wywiad z Katarzyną Bondą opublikowany 20.05.2015)
To wywiad odwołujący się bardziej do przedostatniej książki „Okularnik”, ale po przeczytaniu „Lampionów” myślę sobie, ta kobieta wie, co mówi i najważniejsze: działa dokładnie tak jak to opisuje w tym wywiadzie.
Wydaje mi się, że napisanie zbyt dużo o fabule, będzie swoistym ciosem dla fanów autorki. Ograniczę się więc do tego co już podaje nam wydawca. „Lampiony” to kolejna część opowiadająca o przygodach Saszy Załuskiej. Saszę czytelnik spotyka gdy udaje jej się uniknąć odpowiedzialności za poprzednią sprawę… I już otrzymuje kolejną. Tuż przed Bożym Narodzeniem ma pojawić się w Łodzi gdzie… no właśnie, sprawy są tak zawiłe że „brakuje tylko papugi, żeby dostać kota” (s.243). Są podpalenia to po pierwsze, wymuszenia, morderstwa i sprawa terroryzmu. A wszystko tak ze sobą poplątane, że trudno jest nadążyć.
Tu biję się w pierś i z pełną odpowiedzialnością za swoje czytelnicze czyny przyznaję, nie czytałam ani jednej powieści Bondy, aż do czasów „Lampionów”. Były one swego rodzaju „okazją” dla mnie. Kryminały czytam wtedy gdy dosłownie wpadną mi w ręce, ale zawsze staram się wybierać takie, które mnie nie zawiodą. Ostatnim wyborem był „Jedwabnik”. Tam akcja trzymała się cały czas przy Cormoranie Strike’u, a tu? Bonda mnie zaskoczyła! Czytając książkę czułam się trochę jakbym oglądała dobry serial. Pisarka niejednokrotnie zdradza sprawców jakiejś zbrodni (oczywiście zdradza ich czytelnikowi) i lawiruje z kocią zdolnością pomiędzy wydarzeniami. Ale po kolei.
Pierwsza rzecz jaka może nam się nasunąć, jest umiejscowienie akcji. Nigdy nie byłam w Łodzi, ale nie trzeba ani znać tego miasta, ani mieć przed sobą mapy, by swobodnie podążać za autorką. Poznajemy blaski i cienie ulic, mieszkań i najważniejsze ludzi. Jesteśmy w centrum wydarzeń, podążając za serwowaną nam akcją. Autorka nie rozwodzi się zbyt długo nad opisami miejsc. Ja miałam wrażenie, że otrzymuję wystarczające informacje by wyobrazić sobie wygląd ulic i kamienic, nie czując się przy tym przytłoczona opisami.
Kolejną rzeczą jest wielowątkowość. Przyznam szczerze, przez pierwsze strony po prostu się gubiłam! Raz, że nie przeczytałam poprzednich części o przygodach Załuskiej, dwa, że nie jestem przyzwyczajona do tego typu książek. Ilość osób, ich zamiarów, miejsc akcji, zbrodni, niezałatwionych spraw z przeszłości… Po kilku stronach dostosowałam się do tempa jakie serwuje czytelnikowi Katarzyna Bonda i nabrałam większego podziwu dla niej samej.
I wreszcie postać samej Saszy, bohaterki nieidealnej, kobiety z nałogiem, matki, kobiety która potrzebuje kochającego mężczyzny u boku, ale przede wszystkim profilerki z niesamowitym instynktem i hartem ducha. Jak czasami mam wrażenie, że bohaterowie wykreowani przez autorów, zdają się być bardzo realni, tak w przypadku Załuskiej ja wiem, iż ona jest prawdziwa, żyje i teraz pracuje nad kolejną sprawą. Kobieta, z którą każda z nas może się utożsamić, błyskotliwa, inteligentna i czuła. Wspaniała postać.
Całościowo nie mam książce nic do zarzucenia. W paru miejscach bardzo przydały by się przypisy, przy których tłumaczone byłyby specjalistyczne słowa, ale to może też być moja nieznajomość tego gatunku literackiego. Czy Bonda jest „Królową polskiego kryminału”? Nie wiem, wydaje mi się że ten tytuł przylgnął do niej trochę nad wyrost i jest raczej reklamową kampanią, niż prawdą. Prawda jest natomiast taka, że ta autorka umie pisać, wie co pisze i wie jak się to robi. Po zakończeniu powieści, czytelnik ma poczucie, że autor wykonał solidną pracę, przedstawił w sposób wyczerpujący temat i zrobił to z dużą dozą realności i pasji, ale właśnie tego spodziewałabym się do znanego autora kryminałów. Dla mnie królową nie jest, ponieważ w moim świecie kryminału jest dopiero epoka kamienia łupanego, a tam nie ma królów. Po książkach Bondy widać, że pisanie jest jej życiem i tak właśnie powinno to wyglądać dla każdego pisarza.
Informacje o książce:
Tytuł: Lampiony
Tytuł oryginału: Lampiony
Autor: Katarzyna Bonda
ISBN: 9788328703834
Wydawca: Muza
Rok: 2016