Czytając „Kaznodzieję”, po raz drugi wybierzemy się na wycieczkę do Fjällbacki – malowniczej miejscowości turystycznej położonej w południowo-zachodniej Szwecji. Spokój tego miejsca ponownie zakłóca zbrodnia. Tym razem w Wąwozie Królewskim zostają znalezione zwłoki nagiej kobiety.
„Później nie przyznawał się, że się przestraszył, ale prawda była taka, że bał się jak nigdy w całym swoim sześcioletnim życiu. Za głazem czaiła się jakaś pani. Wytrzeszczała na niego oczy. Leżała na wznak. W pierwszym odruchu chciał uciec, żeby go nie złapała. Mogła się domyślić, że nie wolno mu bawić się w wąwozie. Zacznie wypytywać, gdzie mieszka, i zaprowadzi do domu, a mama i tata będą się gniewać i wypominać: ile razy mówili, że nie wolno chodzić do Wąwozu Królewskiego bez opieki dorosłych?
Dziwne, ale pani się nie poruszyła. W dodatku była bez ubrań”.
Kim jest martwa kobieta? Problem z jej identyfikacją to dopiero początek góry lodowej. Policjantów z komisariatu w Tanumshede znów czeka ciężki orzech do zgryzienia, bo pod zwłokami znajdują się jeszcze szczątki dwóch dziewczyn, prawdopodobnie zaginionych przed laty. Dochodzenie prowadzi do skłóconej rodziny Hultów, której głową był kiedyś uzdrowiciel i kaznodzieja – Ephraim. Czy Patrikowi – policjantowi wyznaczonemu do prowadzenia śledztwa – uda się przebrnąć przez gąszcz tajemnic i odkryć, co naprawdę się wydarzyło? Łatwo nie będzie!
W powieści czekają na nas kolejne romanse, ludzkie złośliwości, zawiłe relacje i zagadki do rozwikłania. Najbardziej utkwił mi w pamięci cytat:
„Nie śmierć jest najgorsza, lecz niepewność. Nie można przeżyć żałoby, dopóki się nie wie, kogo lub co się opłakuje.”
Przez niemal 25 lat rodziny zaginionych dziewczyn nie miały pojęcia, co się z nimi stało. Rodzice snuli jedynie domysły. Żyli w zawieszeniu, czekając na jakiekolwiek wieści. Początkowo podejrzewano, że zostały skrzywdzone przez Johannesa Hulta (doniesienie złożył jego rodzony brat – Gabriel), jednak śledztwo stanęło w miejscu, kiedy popełnił samobójstwo. Przez wiele lat sprawa pozostawała nierozwiązana. Wzajemna nienawiść członków rodziny Hultów utrudniała dochodzenie, a teraz też nie jest łatwiej. Wdowa po Johannesie obwinia szwagra o całe zło, które jej się przytrafiło, o to, że ona i jej synowie żyją w nędznych warunkach, ponieważ Ephraim cały swój majątek zostawił drugiemu synowi – Gabrielowi. Wierzy, że jej mąż był niewinny, a niesłuszne oskarżenia spowodowały, że targnął się na własne życie.
Romans Eriki i Patrika kwitnie, co można od razu zauważyć, ponieważ spodziewają się dziecka. Tworzą bardzo udany związek i świetnie się dopełniają. Nie zawsze się ze sobą zgadzają, czasem się kłócą, ale ich wzajemna miłość jest w stanie przetrwać każdą burzę i ostatecznie dochodzą do porozumienia. Już na wstępie jesteśmy świadkami drobnej sprzeczki między nimi, ponieważ Patrik przerywa zaplanowany wcześniej urlop, kiedy zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Na dodatek jego nadopiekuńczość drażni Erikę, która będąc w zaawansowanej ciąży, zostaje wręcz zmuszana do odpoczynku. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ przez jej dom przewija się mnóstwo nieproszonych gości. W pewnym momencie sama zaczyna żałować, że narzekała na nudę. Goście i upały bardzo dają się we znaki. Z kolei Annie udało się odejść od męża tyrana. Zamieszkała z dziećmi w wynajętym mieszkaniu, poznała z pozoru fantastycznego mężczyznę. Erika jednak nie potrafi przestać martwić się o siostrę. Ciągle się o nią niepokoi. Być może dostrzega więcej, niż Anna jest w stanie zauważyć, będąc zaślepioną nową miłością.
Podobnie jak w pierwszej części, w „Kaznodziei” również przeplata się mnóstwo wątków, które początkowo nie wydają się spójne, jednak warto przez nie przebrnąć. Jeśli jest to twoja pierwsza podróż do Fjällbacki, ostrzegam cię, drogi czytelniku, możesz się nieco pogubić. I wcale nie mam na myśli samego miasteczka. Poznasz wielu jego mieszkańców i być może nie od razu zorientujesz się w ich losach. Niektórych zapewne polubisz, innych nie, ale nie zrażaj się do nich, ponieważ w książce jak w życiu – ludzie się zmieniają.