Anty-recenzja

Europejski raj – Alexa Lavenda

Europejski raj - Alexa Lavenda

Europejski raj
Alexa Lavenda

“Dziś będę się z tobą kochał. Wynagrodzimy sobie stracony czas, beznadziejne zachowanie i głupie decyzje”

Liczyć, liczyć i się przeliczyć. Długo kwestionowałam swoją opinię, zaś mimo uporczywych poszukiwań czegoś znaczniejszego, czegokolwiek, dzięki czemu mogłabym zachęcić do przeczytania tomu kończącego serię Alexy Lavendy pt. “Kontynenty przyjemności”, nie mogę podać żadnego argumentu. Romans ten wpadł mi w ręce jako pierwszy z trylogii. Zabrałam się czym prędzej do czytania, by nie zwlekać z lekturą wcześniejszych losów Patrycji i Maxa. Jak szybko rozpoczęłam tę przygodę, tak szybko zapragnęłam ją zakończyć. Nie zaliczam się do grona mających gatunek romansu za bezwartościowy, mający na celu wyłącznie zabijanie czasu czy też umilanie tego spędzonego samotnie późnym wieczorem w łóżku. Niestety, taki opis tyczy się “Europejskiego raju”. Jeżeli ktoś oczekuje od romansu, historii romantycznej, czegoś więcej niźli słodyczy na każdej stronie i “gorących” scen, mających uchodzić za namiętne, wyobraźnię stymulujące, tego w dłoń palić powinna owa książka.

“Miód jest słodki,
Lecz słodycz jego graniczy z ckliwością
I zabytkiem smaku zabija apetyt.” – William Szekspir

Należy jednakowoż oddać autorce, że mimo licznych przerw w lekturze, koniec końców wracałam doń, wiedziona ciekawością – co też jeszcze stać się może głównej bohaterce, będącej z tych, którym to w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie.

Napomknęłam już o mojej nieznajomości poprzednich książek, a więc dzieje tej dwójki zaczynam dopiero od pierwszej strony. Pisarka nie bawi się w przejścia bądź wprowadzenia. Już na starcie nurt tejże rzeki jest wartki. To miał być wielki dzień pożegnania Nowego Jorku i powrotu do Australii, aczkolwiek ochrona najwyższej klasy, bowiem niemało sobie licząca – zawiodła. Był to dzień, w którym porwano znaną i lubianą kucharkę, tuż sprzed nosa jej księcia. Jak i dlaczego, a przede wszystkim kto? Pytania obijają się chaotycznie po głowie młodego milionera…

Nie zamierzam tutaj budować napięcia, które wprowadzone na łamach powieści zostało niejednokrotnie, choć to akurat jedyny wyjątek, gdzie się ono udało. Szkopuł w tym, że z dużej chmury mały deszcz zastaliśmy. Odpowiedzi na powyższe kwestie nie są szczególnie wyszukane, książę szybko dwa do dwóch dodaje. Tutaj sprawa jednak ważna, iż to nie jest jedna z TYCH stereotypowych historii. Nie, tutaj Patrycja zdeterminowana wyznaniami pewnymi swego oprawcy, po raz pierwszy znajduje w sobie siłę do walki o swoje, o siebie.

“Mówiłem ci: chcę cię naprostować, naprawić. Chcę, żebyś była taka, jak wtedy, kiedy cię poznałem. Skromna, posłuszna, znająca swoje miejsce”

Zabiegi o wolność porwanej zbiegają się szczęśliwie w czasie z nadejściem pomocy, lecz bez walki się nie obeszło. Krew, strach i ciemność, gdy Max własnym ciałem kobietę zasłania. Biel sterylnych korytarzy nawykła do rozganiania podobnych mroków. Na ich miejsce wstępują niedawno poczynione rozważania. Oboje na poważniejsze krzywdy narzekać nie mogą, mimo to wydarzenie pozostawiło ślady. Strach zerwał klapki z oczu. Pragnie jej. Pragnie jej szczęścia, bezpieczeństwa i miłości po kres swych dni. Wreszcie jest tego świadom. Ona? Ona pozostawiona sama sobie w zapomnianym przybytku, nauczyła się swojej wartości, a co jeszcze cenniejsze wartości chwil ulotnych. Zło może czekać na każdym rogu i nic go nie powstrzyma. Co ma być, będzie, a jak już nadejdzie to sobie z tym poradzi. Do tego czasu chce być szczęśliwa, cieszyć się z lekką głową, niż czarnymi scenariuszami promienie słońca zakrywać.

“Zrozumiałam, że nie możemy brać za pewnik tego, że jutro tu jeszcze będziemy. Powinniśmy doceniać bardziej życie i to, co mamy, i mniej sobie wszystko komplikować. Od teraz chce się cieszyć życiem, pracować nad wypracowaniem sobie w myślach nowej płyty. Zamiast wątpliwości i czarnych myśli, zamiast obaw będę się starała powtarzać sobie pozytywne rzeczy. Chce bardziej kochać siebie, chce czerpać z życia bez analizowania wszystkiego, chce spontaniczności, radości i beztroski, i będę pracowała nad swoimi przyzwyczajeniami do przesadnej kontroli i zamartwianiem się na zapas”.

Piękne wnioski wysnuwa główna bohaterka po traumatycznym przeżyciu. Gdyby z “Europejskiego raju” opowiadanie stworzyć i w tym miejscu zakończyć, gdy piękna dwójka odnalazła siebie i swoje wartości, byłaby ta historia nie najgorsza. Mimo oklepanej fabuły, morał byłby dobry. Tyle tylko, że słowa powtarzane jak mantra, tracą na znaczeniu, a ciąg dalszy spisany, skróciwszy o nudne i nic niewnoszące opisy ciągłego jedzenia i podobnych doń wątków, z około dwustu, dwustu kilkudziesięciu stron, zrobiłoby się (zawyżając mocno) sto. Tu jest kolejny pies pogrzebany. Dalsze dzieje zakręcają co tuzin kartek i napotykamy się na kolejne “wielkie” wydarzenie, traumę lub szczęście niemałe, które jednak zdają się nie mieć wpływu znaczniejszego na emocje bohaterów. Usuwając przejściowe rozdziały, oddzielające jedną bombę od drugiej, mielibyśmy zlepek niezbyt ciekawie spisanych traum i przełomów życiowych, jakie tylko do głowy przyjść mogą.

Będąc w połowie tego tomu jedno pytanie mnie trawiło. Patrycja przeżyje koniec końców czy też nie?

Wyznam szczerze, iż ta smutna wersja byłaby odrobinę bardziej intrygująca, przy czym po przeczytaniu czwarty raz tych samych myśli polki na emigracji, głoszącej, że żyć należy chwilą teraźniejszą, nie obawiając się przyszłości, podczas gdy kilka linijek dalej, znów się niepokoi i zachodzi w głowę, co los szykuje, miałam naprawdę nadzieję, że drogi Max tak szybko, jak mężem został, tak szybko zostanie wdowcem.

Plastik, tworzywo sztuczne, zbyt błyszczące, by być prawdziwe. Literaturę obyczajową, romanse, zwykle czytamy w celu wczucia się w bohaterów. Czytanie nie bez powodu porównywane jest do telewizora we własnej głowie. To jest według mnie najlepsze w owym gatunku. Bycie gwiazdą porywającej historii romantycznej, przynajmniej na tym własnym niewielkim ekranie. To dzięki temu mimo niezliczonej ilości pochłoniętych książek, pamięta się ich wiele. Identyfikując się z postaciami, zaczynamy nimi żyć, lubić, kochać, nienawidzić.

Świat przedstawiony nam przez Alexe Lavendę jest jak dla mnie źle wykreowany. Sama historia może i byłaby do przełknięcia. Podobno nieważne jaka piosenka, ważne kto ją wykonuje. Tu może być sporo racji. Pióro autorki jest łatwo przyswajalne, nie mogę się nie zgodzić, ale wynika to z jego prostolinijności. Kiepski film z lektorem bez oryginalnych głosów jest dla mnie odpowiednim porównaniem.

“Tylko słowo nadaje rzeczom istnienie realne” – Oscar Wilde.

Informacje o książce:
Tytuł: Europejski raj
Tytuł oryginału: Europejski raj
Autor: Alexa Lavenda
ISBN: 9788328091009
Wydawca: Lipstick Books
Rok: 2021

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać