Zdarza się, że niekiedy trafimy na książkę, o której świat zdążył już zapomnieć. Słowo pisane pozostaje jednak trwałe, często stając się symbolicznym świadkiem minionych czasów. Tak jest w przypadku wydanej w 1965 roku książeczki zatytułowanej „Czternastu spod Werhraty” autorstwa Zbigniewa Neugebauera. Tomik wydany w serii kultowego w niektórych kręgach „Żółtego Tygrysa” opowiada o historii lokalnej rozgrywającej się na terenie współczesnego powiatu lubaczowskiego. Jest epizodem działań prowadzonych przez specjalną formację komunistyczną, tj. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w zakresie której kompetencji leżało m.in. oczyszczenie kraju z ukraińskich band grasujących przede wszystkim w jego południowo-wschodnich częściach. Zbigniew Neugebauer mówi o działalności grup operacyjnych KBW „Lubaczów” i „Sanok” wprowadzając w swej narracji elementy łączące akcenty historyczne z fragmentami nieomalże scenariusza do filmu sensacyjnego.
Na kartach tomiku poznajemy dowódcę grupy szturmowej porucznika Stefana Rysonia, którego celem staje się rozbicie sotni Szum, ponoszącej główną odpowiedzialność za spalenie i zniszczenie Werhraty (współczesnej: Werchraty). Na polecenie przełożonych porucznik Rysoń, dwunastka ochotników i pojmany przez oddział były UP-owiec ruszają niepewnym szlakiem lubaczowskich lasów, aby rozbić siejących strach banderowców. Tak oto niewątpliwie wyraźnym atutem „Czternastu spod Werhraty” staje się dobry rys warunków prowadzenia działań bojowych w lesie. Zbigniew Neugebauer, zasłużony przecież pilot Dywizjonu 301, umiejętnie szkicuje warunki, w jakich oddział KBW funkcjonuje w lesie i we wsi, a także barwnie opisuje starcia prowadzone wobec ukraińskich band. Siłą rzeczy z punktu widzenia mieszkańca Ziemi Lubaczowskiej interesujące wydają się także opisy lokalnych stosunków tuż po II wojnie światowej, jak np. w Oleszycach:
„Tego sierpniowego dnia Oleszyce wyglądały jak biwak wojskowy. W obejściach gospodarskich było więcej mundurów niż ubrań cywilnych. Na płotach suszyły się czapraki kawaleryjskie oddziału konnego KBW, który tu stacjonował. Tu i ówdzie na podwórzach przy zastawionych stołach siedzieli żołnierze. Tak kończą się trzecie po wojnie dożynki w Oleszycach. Trzecie po wojnie, a jednak nie pokojowe. Bo żniwa w tej okolicy odbywały się przy akompaniamencie grzechotu karabinów maszynowych i wybuchu granatów. Wychodzący w pole gospodarz nigdy nie był pewien, czy wróci do domu, czy go nie dosięgnie kula ukrytego w zaroślach upowskiego strzelca. Ale nawyk gospodarski i poczucie obowiązku były silniejsze od strachu. Cieszyli się więc ludzie w Oleszycach, że im się żniwa udały, i serdecznie gościli żołnierzy KBW, którzy umożliwili im zebranie chleba z zagonów. Na stołach pojawiły się butelki monopolówki. Ten i ów zabił na tę uroczystość świniaka, było więc czym zakąsić. Żołnierze z lubością chłonęli zapach gorącej kiełbasy, przysmaku, o który tak trudno w ostatnich miesiącach spędzonych w bieszczadzkich lasach”
Podobnych opisów lokalnych społeczności na kartach „Czternastu spod Werhraty” znalazło się więcej. Łatwo też zauważyć, że książka wydana w 1965 roku nakładem Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej musi zawierać silny ładunek propagandowy. To przecież czasy rządów Władysława Gomułki, który władzę w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przejmował w okresie, gdy naród nie wyzwolił się jeszcze z lęku przed ukraińskimi bandami. Warto bowiem przypomnieć, że II wojna światowa nie skończyła się dla wszystkich w 1945 roku. Na terytorium Polski jeszcze przez kilka lat po wojnie terror prowadziły oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii. Nawet pomimo jej znaczącego osłabienia w wyniku akcji „Wisła” wśród Polaków wciąż obecna była trauma ukraińskiego zagrożenia.
Jako czytelnicy stajemy się więc świadkami opisanego na wyrost heroizmu Armii Ludowej, a przede wszystkim Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który walczy z pozostałościami po hitlerowskim agresorze i oczyszcza kraj z terrorystycznej działalności ukraińskich band. Z kart książki wyłania się także obraz mocno zniszczonego kraju, niepewnego jeszcze swojego jutra, ale silnie połączonego więzami z ZSRR. Dodajmy, że w roku wydania „Czternastu spod Werhraty” Polska umocniła dodatkowym sojuszem „przyjaźń” z państwem radzieckim. W sumie więc z punktu widzenia historycznego to ciekawy tomik. Przesiąknięty zrozumiałą w tym czasie propagandą, ale wartościowy dla czujnego historyka. To także jedna z pamiątek po serii „Żółty Tygrys”, którego spadkobiercą jest dziś znane w kraju wydawnictwo Bellona.
Informacje o książce:
Tytuł: Czternastu spod Werhraty
Tytuł oryginału: Czternastu spod Werhraty
Autor: Zbigniew Neugebauer
ISBN: brak
Wydawca: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Rok: 1965
Kontakt z recenzentem: konrad.morawski@wp.pl