Siedząc w domowym zaciszu, wieczorem włączamy telewizor. A tam na większości kanałów, możemy obejrzeć informacje. Kłótnie polityków nam się przejadły, nowe zmiany w prawie traktujemy jak dopust Boży, kolejną przegraną w piłkę nożną – „nic się nie stało…”. Jednak czasami w wiadomościach pojawia się informacja, która trudno przechodzi przez naszą wyobraźnię i diametralnie reorganizuje pojęcie słowa „człowiek”, „miłosierdzie”, „szacunek”. Matka wyrzuca swoje dziecko, rodzicie zastępczy katują przybranego syna, pedofil gwałci niewinną dziewczynkę… Informacje takie, często przekraczają wyobraźnię, nawet największego fantasty czy miłośnika bujania w obłokach i do tego przerażają, bardziej niż horrory Kinga. Dlaczego? Bo dzieją się naprawdę. Gdzieś tam, blisko nas jest prawdziwa tragedia, gdzieś tam, może w domu obok? Kłótnie w rządzie przestają mieć znaczenie, tak samo jak zmiany w prawie i piłka nożna. Książki Kinga nie chowają na swoich stronach potworów, gdyż tak naprawdę są one ukryte w naszych duszach.
Tadeusz nie chce mieć dzieci. Ma żonę, dom, pracę, pozycję. Jednak zasadzenie drzewa i spłodzenie potomka nie wchodzą w grę. Anna jego żona, ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Dla niej dopełnieniem rodziny, byłoby właśnie dziecko. Para coraz częściej kłóci się o potomka, aż w końcu Tadeusz przyznaje się do swojej mrocznej tajemnicy i gehenny, którą przeszedł jako dziecko. Anna jednak zachodzi w ciążę, ale podczas porodu następują komplikacje. Kobieta umiera wydając na świat potomka.
Mija dwanaście lat. Tadeusz i jego syn Michał wiodą spokojne życie. Mąż wciąż tęskni za zmarłą żoną, jednak pocieszenie znajduje w podobnym do niej synu. Dla Michała ojciec jest niczym Bóg. Dobry, łagodny, sprawiedliwy. Zawsze potrafi odpowiedzieć na trudne pytania, wytłumaczyć dlaczego na świecie dzieje się tak a nie inaczej, zawsze można z nim porozmawiać. Jednak z czasem, dobrego ojca zaczyna zastępować ktoś inny. Tadeusz zmienia się. Nadużywa alkoholu, jest agresywny wobec dziecka… Zaczyna się gehenna Michała i „misja” Tadeusza. Jak bardzo można nienawidzić?
Ojciec gwałci swojego syna i „wynajmuje” go innym pedofilom za pieniądze. Dziecko jest więzione i zaniedbane. Rośnie strach, zniewaga, hańba i nienawiść.
Jak sami możecie zauważyć, „Przepraszam za krzywdę…„, nie jest książką na ciepłe letnie dni. Nie jestem też pewna czy, jest to książka dla każdego czytelnika… I ja sama mam wobec niej mieszane uczucia.
Na początku spory skok emocjonalny serwuje nam autor pokazując wycinki tekstu z różnych informacyjnych stron internetowych. W skrócie opisują one doniesienia o gwałtach na dzieciach z różnych zakątków świata. Tym samym chce nam powiedzieć „Czytelniku, zobacz to się dzieje naprawdę!”. Później jednak zaczynają się schody… Pisarskie schody. Sama w sobie historia jest przerażająca, ale nie czuję aby wszystko w niej zostało dopracowane. Miałam wrażenie, że autor skupił się mocno na tragedii dziecka i tak naprawdę to do niej cały czas dąży, zaś wcześniejsze wydarzenia to tło, które ciężko mi się czytało. Przesłodzone i mało autentyczne dialogi, lub mężczyzna, który nie zauważa, że jego żona jest w ciąży, bo zawsze była trochę przy kości? Hm?
Pamiętam inną książkę, „Dziewczyna z sąsiedztwa” w której Jack Ketchum również zainspirował się prawdziwymi wydarzeniami i na tej podstawie opisał historię katowanej przez rodzinę Meg. To było równie wstrząsające co „Przepraszam za krzywdę…” i podobnie jak w owej książce, narratorem jest młody chłopiec. W powieści Ketchuma jest on biernym obserwatorem, u Legawca jest on ofiarą ojca pedofila. Różne spojrzenia, ale podczas czytania „Przepraszam za krzywdę…„, nie odniosłam wrażenia, że Michał ma 12 lat. Fakt, chłopiec został przedstawiony jako dziecko nad wiek rozwinięte, jednak to nie była narracja 12 latka i myślę, że na tym polu książka trochę niedomaga.
Książka, z taką tematyką jak ta, ma za zadanie wstrząsnąć Czytelnikiem. To udało się znakomicie. Na koniec byłam przerażona, zniesmaczona i zmęczona psychicznie historią Michała i jego ojca, a to przecież tylko jakieś 126 stron. Jednak wciąż myślę, że przyjęłam tę opowieść jak informacje w telewizji. Był dla mnie jak okrutny reportaż ze smutnym głosem reporterki, który sprawił, że zastanowiłam się nad tematem. Nie odbił się on we mnie głośniejszym echem, tak jak w przypadku książki Ketchuma.
Zakończenie tej recenzji ujmę tak: trudno jest recenzować taką pozycję, ciężko jest powiedzieć, że historia, która mogła rozegrać się kilkanaście razy na świecie i ma w swojej zawartości krzywdę dziecka, jest słaba. Nie jest, bo nie może być. Autor opisał temat, pokazał Czytelnikowi raz jeszcze, „to się dzieje, tak, to ma miejsce”, i właściwie to jest ważne. Nie każdy ma odwagę zająć się takim tematem, lubimy przecież opowieści lekkie i przyjemne, które nie stanowią zagrożenia dla naszych utartych definicji otaczających nas ludzi. Nie każdy ma ochotę podjąć temat uczuć gwałconego dziecka, to nie nadaje się na rozmowę w towarzystwie. Bo gdy wreszcie staniemy z prawdą twarzą w twarz, będziemy musieli przyznać, że nawet gdy temat nie rozbija się o nasza psychikę z mocą bomby atomowej, a jedynie dotyka jej, to jest to dotyk tak jak w przypadku Michała, niepożądany, niechciany a jednak namacalny, bo to, dzieje się naprawdę.
Informacje o książce:
Tytuł: Przepraszam za krzywdę. Trzy wspomnienia z dzieciństwa
Tytuł oryginału: Przepraszam za krzywdę. Trzy wspomnienia z dzieciństwa
Autor: Marcin Legawiec
ISBN: 9788394209605
Wydawca: Self-Publishing
Rok: 2015