Fantastyka

Obiekt #1: Wirus Damokles – Julian Hajdukiewicz

Recenzja książki Obiekt #1: Wirus Damokles - Julian Hajdukiewicz

Obiekt #1: Wirus Damokles
Julian Hajdukiewicz

Z literaturą fantastyczną jest jak z aktorem – potrafi przystosować się do roli jaką mu narzucono.
Obecna fantastyka zmaga się z rolą prostej rozrywki, a nie jak kiedyś, filozoficznej podróży w głąb nas samych. Trendy usilnie propagowane, poprzez najsilniejsze odnogi tzw. mainstreamu, postawiły dość liczne grono czytelników w mało komfortowej sytuacji, zostawiając jedynie dwa wyjścia z tej patowej sytuacji. Jednym z nich jest porzucenie klasyków takich jak Pohl, Asimov, Dick czy naszego rodzimego Lema, na rzecz (co od razu przedstawia drugie wyjście), nieznanych autorów, gładko osiadających w strukturze kulturowo przyjętej, jako wiodących. Różnica pomiędzy tymi dwiema grupami jest diametralna w swojej podstawie, czyli konstrukcji fabularnej, jak i oczekiwań czytelników.

Przemiana ustrojowa naszego kraju, zmieniła nie tylko nasz system polityczno-społeczny, ale także kulturowy, czego żniwa zbieramy dzisiaj. Niemal każdy, pamiętający „przed” staje się mimowolnym niewolnikiem dawnych idei. Telewizja serwuje nam co dzień wystarczającą dawkę nienawiści, związanej z tą tematyką. Na tym temacie opieramy swoje boje poglądowe w domu, a politycy na scenach. Nagle pojawia się Pan Julian Hajdukiewicz ze swoją powieścią „Obiekt #1: Wirus Damokles”, który cofa zegar historii do czasów około drugiej wojny światowej, ale z alternatywnym zakończeniem, gdzie Polska staje się potęgą.

Kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny, zwycięskiej dla Polski, świat żyje w dobrobycie niemal utopijnym. Większość chorób jest odejmowanych niczym za dotknięciem Jezusowej dłoni. Technologia pozwala na podróże gwiezdne z prędkością niemal równą prędkości światła, rak to wspomnienie, a wymiana poszczególnych organów trwa krócej niż wizyta u dentysty. Jak wiadomo z lekcji historii, każda, nawet doskonała cywilizacja, spotka kiedyś swój zmierzch. Prorokami zwiastującymi koniec pewnej ery, zostaje grupa ludzi obdarzona „super-mocami”. Nie jest to jednak tak proste jak w komiksach zza oceanu, gdzie dobro zawsze wygrywa, a główny bohater jest nieśmiertelny. Tak jak Superbohater nie powstaje z niczego, tak samo Pan Hajdukiewicz nie tworzy magicznych opowieści o swoich postaciach. Wszyscy zostali poddani działaniu tytułowego wirusa Damokles, dzięki czemu uzyskali moce znacznie wykraczające poza możliwości przeciętnego człowieka. Parafrazując chyba najbardziej oklepane zdanie w świecie superbohaterów: „Z wielką siłą idzie wielka odpowiedzialność”, muszę powiedzieć, że w książce tego bardzo brakuje.

Głównymi bohaterami jest grupa młodych ludzi, która przeżyła wstrzyknięcie wirusa Damokles. Jest to sporym sukcesem bo dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi umiera po spotkaniu się z tymże wirusem. Każda z tych cudownie obdarzonych mocami osób, uzyskała je właśnie przez podanie Damoklesa. Nieformalnym przywódcą grupy jest młody chłopak imieniem Lazarus. Jest On szczególnie pilnowany, ze względu na swoje dość radykalne poglądy. Głównym jego celem jest podanie Damoklesa wszystkim ludziom, dzięki czemu na świecie pozostaną jedynie tacy jak On sam. Dzięki swojej przebiegłości, jemu oraz kilkoro jego zwolennikom, udaje się uciec z tajnej wojskowej bazy. Od tego momentu zaczyna się gra z czasem, aby powstrzymać jego niecne plany. Do walki z Lazarusem zostaje wysłana grupa żołnierzy, którzy wcześniej pełnili obowiązki opiekunów w bazie, z której zbiegli młodzi bohaterowie. Niejednokrotnie przyjdzie im zrozumieć, że wojskowe wyszkolenie to za mało, w konfrontacji z umysłami wspomaganymi przez super moce Lazarusa i jemu podobnych.

Przykro mi to stwierdzić, ale pomimo dobrego pomysłu, Pan Hajdukiewicz oddał się w niewolę najgorszą dla pisarza, czym jest pisanie pod ludzi. Każda strona książki przywodziła mi na myśl, setki innych, nie tylko lepiej napisanych, ale po prostu lepiej zorganizowanych fabularnie. Wszystko niby trzyma się kupy, ale wystarczy zagłębić się w drugą połowę książki, żeby pogubić wszystko na czym sci-fi stoi. Czytając książkę Pana Juliana, miałem wrażenie, że mógłbym dostać to samo na trzydziestu stronach komiksu o X-Men. Zakładam, że ten właśnie komiks był prowodyrem do napisania tej powieści.

Całość książki wywarła na mnie nieodparte wrażenie, jakbym czytał marzenia nastolatka o byciu mocarnym superbohaterem. Każda postać w książce ma przemyślenia na etapie niedojrzałego jeszcze człowieka. Wyrokuje na podstawie emocji, którą jest zemsta i osiągnięcie własnej satysfakcji. Już sam główny bohater – Lazarus. Nastolatek, który jest tak bardzo owładnięty chęcią zemsty, że nie widzi tego jak ciemna strona bierze nad nim władzę. Każda postać dba tylko o siebie, nie patrzy na innych, o ile ich życia nie dotyczą ich w jakiś sposób, daje jasny przekaz całości: dbaj najpierw o siebie, potem o innych. Przeraziła mnie świadomość, że Pan Hajdukiewicz, czy tego chciał, czy nie, zasiał takie pojęcie życia wśród młodych czytelników. Dużym zaskoczeniem jest też złamanie pewnej zasady, którą sam autor ustanawia w swojej książce. Tylko jeden procent ludzi przeżywa wstrzyknięcie Damoklesa, jednak wstrzyknięć tych obserwujemy wiele podczas całej historii, i bilans ten zostaje mocno podważony.

Jestem zadeklarowanym zwolennikiem powieści sci-fi starej daty, które niosły za sobą coś więcej aniżeli tylko wyszukane imiona głównych bohaterów i płytkie przesłania. Po skończeniu książki Pana Hajdukiewicza, odłożyłem ją na półkę, pomyślałem: Jak to możliwe, że w ojczyźnie Lema, powstają takie twory literackie? A Lem przewrócił się w trumnie z jednego boku na drugi, dając mi ciche przyzwolenie, na takie słowa.

Informacje o książce:
Tytuł: Obiekt #1: Wirus Damokles
Tytuł oryginału: Obiekt #1: Wirus Damokles
Autor: Julian Hajdukiewicz
ISBN: 9788379424825
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać