Anty-recenzja

Ostatnie dni w komunie. Emigracja – Włodzimierz Przybylski

Recenzja książki Ostatnie dni w komunie. Emigracja - Włodzimierz Przybylski

Ostatnie dni w komunie. Emigracja
Włodzimierz Przybylski

„Za komuny to były czasy”, „Było kijowo, ale jednakowo”, „Luksusów nie było, ale przynajmniej każdy miał pracę. Jakoś łatwiej było niż teraz”, „Po bułki, żeby były w ogóle, wychodziło się wcześnie rano. Do miasta szło się na piechotę. Czasami stojąc godzinami w kolejce tylko po to, by okazało się, że ktoś przed Tobą kupił ostatni chleb. A pomarańcza! To był rarytas!”. Napakowana takimi wspomnieniami i ocenami „komuny” pomyślałam – koniecznie muszę przeczytać tę książkę żeby sprawdzić, porównać coś, czego tak naprawdę nigdy nie będę w stanie poznać i poczuć. Zwyczajnie jak gąbka wodę, chłonęłam opowieści zawierające tło społeczno – obyczajowe minionych czasów. Miałam nadzieję, że teraz będzie podobnie. Cóż…

Włodzimierz Przybylski to autor trzech tomowej opowieści, gdzie kolejne części to: Wspomnienia kombatanta, Pod prąd. Uroki życia w komunie, Ostatnie dni w komunie. Emigracja.

Akcja powieści rozgrywa się w większości w Strzegomiu, w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, by później przenieść się do Kanady. Główny bohater wraca do Polski z kontraktu w Libii, skąd powrót opisał szczegółowo w książce „Pod prąd. Uroki życia w komunie”.

Włodzimierz Przybylski, autor i główny bohater, przedstawia swoje losy w świecie, gdzie przynależność partyjna wynosiła na piedestały i dawała możliwość godnego życia, pięcia się po szczeblach kariery. Własne osiągnięcia zawdzięcza jednak swojej pracowitości, konsekwencji, twardemu charakterowi, a przede wszystkim kręgosłupowi twardych zasad, których się trzyma. Przedstawia jak, dzięki wytrwałości i własnym zasługom, można osiągnąć awans i pozyskać stanowisko kierownicze. Autor ukazuje także realia komunistycznego rynku, gdzie państwo jakoby za wroga przybierało każdy przejaw własnej, prywatnej działalności gospodarczej stosując, mówiąc za Gombrowiczem, system „zgnębiania”, celem zlikwidowania. W obliczu trudności możemy zobaczyć do jak absurdalnych nadużyć dochodziło w momencie, gdy czyjeś działania stawały się niewygodne. Przy tym Przybylski pokazuje równolegle jak starał się przełamywać i stawiać opór tym działaniom, które, jak sam określał, bywały walką z wiatrakami, z góry spisanymi na stratę – prędzej czy później, z mniejszymi czy większymi skutkami ubocznymi. Na kartach, krótkiej na dobrą sprawę książki (około 150 str.), bohater osiąga sukces i w zasadzie w przeciągu chwili to wszystko traci. Wiedziony wizją dobrego, wspaniałego życia poza granicami kraju, wizją raju na kształt edenu czy krainy miodem i mlekiem płynącej opuszcza Polskę i udaje się do Kanady. Tak w zasadzie wydawało się być, wszak rodzina zaprasza i oferuje pomoc. Dostatnie życie w Polsce zamienia na niepewne jutro i zawód jaki sprawiają najbliżsi. Człowiek zasad, konsekwencji, wytrwałości i podejścia zadaniowego niezależnie od konsekwencji czy kłód rzuconych pod nogi, spotyka zupełnie obcych ludzi wyciągających pomocna dłoń.

Strona graficzna książki jest bardzo dobrze dobrana. Intrygująca okładka, która od początku wprowadza, albo ma wprowadzać, w klimat tajemniczości, ale też pewnego rodzaju więzów, ograniczenia czy zniewolenia. Mały, wręcz kieszonkowy format, przejrzysta czcionka i w tym wszystkim zaledwie 150 stron. Wydawałoby się – nic tylko czytać… Cóż – też tak myślałam.

Zachłyśniesz się choć odrobiną nieznanego Ci komunizmu – myślałam. Poznasz kolejny punkt widzenia – myślałam. Przeżyjesz szczyt literackich uniesień – myślałam. Niestety. Pierwsze strony czytałam mizernie i z trudem. W pierwszej części książki stoczyłam walkę – sama z sobą, ale pomyślałam – na pewno nie warto rezygnować. Skończyłam i odetchnęłam z ulgą – już „po”. Jedyny elementem w książce, który może poruszać to losy bohatera po wyjechaniu na emigrację, ale to z powodów czysto ludzkiej empatii. Przeciętna fabuła. Przedstawiane losy bohatera nie sprawiają, że Czytelnik z ciekawością czeka na to co dalej się wydarzy. Kolejne strony sprawiają, że traci się stopniowo satysfakcję z jej czytania. Brakowało mi też tworzenia klimatu dziejących się wydarzeń i wciągnięcia w niego Czytelnika. Treść i forma – tutaj niestety przyszło kolejne rozczarowanie. Przeciętny język oraz sposób przedstawienia historii znany z większości dostępnych książek. Nic nowego. 150 stron czasu wyjętych z życia.

Być może po tej recenzji czy opisie książki ktoś będzie chciał po nią sięgnąć – czy to z ciekawości czy z jakichkolwiek innych pobudek – proszę bardzo. Ja nie polecam. O gustach jednak się nie dyskutuje.

Informacje o książce:
Tytuł: Ostatnie dni w komunie. Emigracja
Tytuł oryginału: Ostatnie dni w komunie. Emigracja
Autor: Włodzimierz Przybylski
ISBN: 9788379420049
Wydawca: Novae Res
Rok: 2013

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać