“Mieszkam w Kalifornii od urodzenia. I wiem, że po ugaszeniu potężnego pożaru lasów zawsze przychodzi krótka chwila radości i ulgi, która zaraz ustępuje bolesnej do bólu świadomości ogromu zniszczeń, strat i cierpienia.Niebezpieczeństwo zostało zażegnane, jednak powrót do normalności może potrwać wiele miesięcy. Nawet lat.
Bo prawdziwa praca dopiero się zaczyna.”
Premiera “Whistleblower” była dość głośna. Nie wiedziałam dokładnie, o czym jest ta książka, jednak okładka jest bardzo wymowna. Po pobieżnym zapoznaniu się z opisem uznałam, że to będzie coś dla mnie. Nigdy wcześniej nie słyszałam o autorce. Kate Marchant ma na koncie jeszcze jedną książkę, ale nie została wydana w Polsce.
Laurel Cates studiuje dziennikarstwo na Uniwersytecie Garland i pracuje w “Daily”, uniwersyteckiej gazecie. Kiedy przygotowuje artykuł o Trumanie Vaughnie, trenerze futbolu, trafia na niepokojące pogłoski. Kiedy zaczyna kopać głębiej, szybko zdaje sobie sprawę, że nie może się już wycofać. I że nic już nie będzie takie jak wcześniej.
“Trzy tygodnie temu pracowałam przy organizacji imprezy sportowej, a Truman Vaugh nazwał mnie oziębłą suką, tylko dlatego, że nie przyniosłam mu wody. Na dodatek złapał mnie za tyłek. Nikt inny chyba tego nie widział, nie mam pojęcia, może powinnam zgłosić to zajście ochronie kampusu? Sama już nie wiem, czy w ogóle powinnam rozdmuchiwać tę sprawę. Co robić?”
Jest też Bodie St. James, złoty chłopiec, rozgrywający uniwersyteckiej drużyny. Kiedy poznaje Laurel, nie dopuszcza do siebie myśli, że Vaugh nie tylko rzuca seksistowskimi żartami w męskiej szatni, ale ma na sumieniu gorsze rzeczy. Czy sprawiedliwości stanie się zadość i Laurel wygra z powszechnie szanowanym człowiekiem, który na dodatek pomaga generować milionowe zyski dla Garland?
Kurczę, co to była za lektura! Zrządzeniem losu pozostajemy w feministycznych klimatach. Jeszcze nie do końca pozbierałam się po lekturze “Mrocznej Kołysanki”, a już miałam wielką przyjemność obcować z kolejną ważną książką. Z powodów osobistych czytałam ją nieco dłużej, niż łyknęłabym normalnie, co nie zmienia faktu, że przewracanie każdej kolejnej strony było dla mnie przyjemnością. Nie dość, że “Whistleblower” traktuje o ważnej sprawie, to jeszcze jest naprawdę dobrze napisana. Zdziwiłam się, więc kiedy na tylnej okładce zobaczyłam informację o dwunastu milionach odsłon na Wattpadzie. Po zapoznaniu się z treścią nigdy bym nie powiedziała, że ta książka znalazła się na platformie. Zazwyczaj teksty tam umieszczane są dość charakterystyczne.
Laurel jest bardzo dobrą główną bohaterką, nieustępliwą i dążącą do prawdy mimo przeciwności. Lubię ją mimo wszystko za to, że chce sprawiedliwości dla pokrzywdzonych kobiet. Powszechnie wiadomo, że zdemaskowanie wpływowego mężczyzny nie jest łatwe a walka o sprawiedliwość nie zawsze przynosi oczekiwany rezultat.
“Tu nie chodzi już o nas, tylko o Josie i wszystkie kobiety, które ten dupek kiedykolwiek skrzywdził. A im więcej zbierzemy dowodów, tym bezpieczniejsze będą jego ofiary.
Próbowałam je przekonywać, chociaż sama właściwie w to nie wierzyłam. Nie mogłyśmy zapewnić tym kobietom bezpieczeństwa.
Ale mogłyśmy przynajmniej zadbać o to, by poczuły się wysłuchane.”
Koniec końców zostałam też fanką Bodiego. Wszyscy bohaterowie się nim zachwycają, ale te pozytywne słowa wcale nie pokrywają się z rzeczywistością, kiedy poznajemy go w książce. Jest dość chłodny i ostrożny przy Laurel. Trudno się temu dziwić, w końcu ma dysonans poznawczy, kiedy wszystkie oskarżenia padające pod adresem Vaughna nakładają się na jego obraz ukochanego trenera, któremu wiele zawdzięcza. Dopiero później daje się poznać jako troskliwy i opiekuńczy facet.
Opis “Whistleblower” głosi również, że w książce jest obecny wątek romantyczny. Co prawda coś faktycznie się dzieje między Laurel i Bodiem, ale to się rozwija w tle. I przede wszystkim nie o tym jest ta książka. Ruch #metoo jest bardzo ważny i dobrze, że Kate Marchant niczym go nie przyćmiła.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Ważne i dobrze napisane książki warto czytać i trzeba polecać, więc polecam.