W ciągu kilku ostatnich miesięcy prawdziwą furorę robi ChatGPT, zwany potocznie sztuczną inteligencją. Za pomocą kilku komend może nam wygenerować wspaniały obraz, zdjęcie, przemówienie lub… poemat. To, co wydawało się przyszłością, już dziś znajduje się na wyciągnięcie ręki. Ciekawe, kiedy świat, który znamy, odejdzie do lamusa? To pytanie towarzyszyło mi podczas lektury debiutanckiej powieści Andrzeja Wronki „Iluzja”. Autor przedstawia w niej rzeczywistość zdominowaną przez wszędobylską technologię. Myślę, że doskonale wpisuje się tym samym w kultową już serię „Matrix” czy przebój Netflixa „Black mirror”, w których gra ona pierwsze skrzypce.
Nic więc dziwnego, że najlepiej sytuowani ludzie, poprzez stworzenie cyfrowego alter ego, mogą pozwolić sobie na nieśmiertelność. Oczywiście jest to usługa dostępna dla wybranych. Dostęp do zarządzającej wszystkimi systemami sieci – Aaru – z pewnością stwarza wiele możliwości. Niesie też z sobą określone zagrożenia, o których przekona się główna bohaterka książki, Lou Soleco.
Akcja „Iluzji” została osadzona w drugiej połowie XXIV w. i zaczyna się dosyć niewinnie. Ba – wręcz idyllicznie. W dosyć nietypowych okolicznościach przyrody, bo na platformie wieży umiejscowionej na jednym z księżyców Saturna – Tytanie, Soleco spędza czas ze swoją córką. Niestety, radość kobiety bardzo szybko obraca się w nicość. Jej córka Rachela w zaskakujący i nieprzewidziany sposób postanawia odebrać sobie życie. Skutecznie.
Z czasem okazuje się, że wokół jej szokującej śmierci zaczynają pojawiać się kolejne znaki zapytania, które rzucą na tę sprawę zupełnie nowe światło…
Tymczasem kobieta mierzy się z traumą po stracie dziecka. Jednocześnie nadzoruje zakończenie ostatniego etapu budowy feralnej wieży. Towarzyszy jej technik Robert Saga – człowiek z natury niezbyt rozmowny, ale braki w elokwencji nadrabia niezwykłą inteligencją. Mężczyzna nie zawaha się, by pomóc Soleco w rozwikłaniu tajemniczej śmierci jej córki, mimo że kobieta nawet w ekstremalnie trudnych sytuacjach nie traci zimnej krwi i dzielnie stawia czoła kolejnym wyzwaniom.
Dzięki retrospekcjom możemy dowiedzieć się, jak wyglądało jej życie, zanim zdecydowała się wyruszyć na Saturna.
W świecie, gdzie najcenniejszym zasobem jest informacja, a prywatność zdaje się być czymś, co stało się reliktem poprzedniej, analogowej epoki, kobieta poznaje Adama. W niedalekiej przyszłości okaże się, że zajdzie z nim w ciążę. Lou w zasadzie nie utrzymuje kontaktu z rodzicami, którzy funkcjonują w świecie stworzonym i kontrolowanym przez sztuczną inteligencję. Córka nigdy nie była dla nich najważniejsza, stąd dystans, jaki wkradł się w ich relację. Dlatego też Soleco nie należy do najbardziej wylewnych osób. Emocje zdają się być czymś, co jej przeszkadza, a nie pomaga.
Adam zdaje się być jej przeciwieństwem – ponad zdobycze technologiczne przedkłada to co staroświeckie (w jego mieszkaniu znajduje się regał wypełniony “konwencjonalnymi” książkami). Jego relacje z bliskimi zdają się być nienaganne. Kiedy Lou otrzymuje propozycję pracy na Saturnie, nie waha się, aby zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia i być z kobietą, którą kocha. Cóż, czego się nie robi w imię miłości…
Dalsze losy bohaterów „Iluzji” stają się zdecydowanie bardziej skomplikowane. W ich relacji pojawia się coraz więcej niedomówień…
W każdym razie, wracając do najistotniejszego wątku książki, Lou Soleco stara się dociec prawdy o śmierci córki. Dynamiczna, wartka akcja zaskakuje i frapuje niczym najlepszy thriller. Do tego dochodzą widowiskowo opisane sceny walki, których nie powstydziłby się sam “Matrix”. Tak, to bezsprzecznie znakomicie opowiedziana historia, która stanowi największy walor opowieści Andrzeja Wronki.
Tyle że dotarcie do tego, co najlepsze w „Iluzji”, zajęło mi trochę czasu, ponieważ autor powoli dozuje napięcie. Szczerze przyznaję, że bardzo chętnie usunąłbym z książki fragmenty poświęcone historii zmian, jakie zachodziły w świecie na przestrzeni stuleci. Nie mają bowiem większego znaczenia dla akcji. Ponadto Wronka zawarł w niej mnóstwo specjalistycznych, naukowych zwrotów, z różnych dziedzin nauki. Przebrnięcie przez nie było dla mnie nie lada wyzwaniem. Dla przykładu:
“Kolejny, oczekiwany od dwunastu kilopulsów Tarczy, Wyrzut rozświetlił Heksagon. Amorficzna masa powoli formowała się, przyjmując kształt wysokiego naczynia”.
Tutaj zachowałbym umiar, ponieważ laicy (tacy jak ja) będą mieli trudność ze zrozumieniem czegoś, co na co dzień jest dla nich po prostu egzotyczne. Niestety, im bliżej punktu kulminacyjnego „Iluzji”, tym poziom skomplikowania rośnie. Wolałbym bardziej skupić się na delektowaniu się historią, niż poświęcać moją uwagę na próbę zrozumienia tego, o czym pisze autor.
Niemniej książka jest udanym thrillerem science fiction z dobrze nakreślonymi postaciami. Wiele dobrego mogę również napisać o stylu, którym posługuje się Andrzej Wronka – język bohaterów jest zróżnicowany, a opisy są barwne i zarazem logiczne. Dodatkowo zachwyciła mnie bardzo udana, utrzymana w kolorach bursztynowo – czarnym, okładka „Iluzji”. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, jak może wyglądać życie w XXIV w. – zanurzcie się w ten świat, gdzie „only sky is the limit” (“tylko niebo jest granicą”).