Literatura faktu

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości – Swietłana Aleksijewicz

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości - Swietłana Aleksijewicz

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości
Swietłana Aleksijewicz

Czarnobyl. Gdyby nie katastrofa, która wydarzyła się w tamtejszej elektrowni atomowej, byłoby to jedno z wielu anonimowych miast na Ukrainie. Jednak wydarzenia z 26 kwietnia 1986 r. przyniosły mu niechlubny rozgłos. Przyznaję, że już sama ta nazwa wywołuje we mnie nieprzyjemne odczucia… Niechęć, obawę, może swego rodzaju odrazę. To z jednej strony dziwne, ponieważ urodziłem się kilka lat później i siłą rzeczy nie byłem świadkiem tamtych dni. To, co się wówczas wydarzyło, znam z relacji moich rodziców, z programów telewizyjnych i artykułów internetowych.

Z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem po książkę “Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości”. Swietłana Aleksijewiczowa zawarła w niej kilkadziesiąt wypowiedzi osób dotkniętych skutkami tragedii. To zresztą celowy i zrozumiały zabieg. Aby dotrzeć do ludzkich serc, i je poruszyć, warto przedstawiać dramatyczne wydarzenia, oddając głos ich świadkom. Dodawanie czegokolwiek od siebie byłoby bezsensowne. Nie chcę przez to powiedzieć, że posądzam autorkę o wyrachowanie. Po prostu zwracam uwagę na to, jak skutecznie działa ten mechanizm. Tym bardziej, że Aleksijewiczowa rzuca w pewien sposób nowe światło na wybuch reaktora w elektrowni w Czarnobylu, skupiając się na pomijanych w tym kontekście Białorusinach.

Książka pełni przy tym również bardzo ważną rolę, na co zwraca uwagę jej podtytuł – “kronika przyszłości”. Przedstawia historię, która się dokonała i pochłonęła określoną liczbę ofiar (szacunki są tutaj bardzo skrajne, dlatego nie będę ich podawał). To też zapis ludzkich dramatów oraz krzyk ich niemocy. Dzięki “Czarnobylskiej modlitwie…” zostanie po nich trwały ślad, co okaże się istotne zwłaszcza w momencie, kiedy już ich zabraknie. Jest to także swego rodzaju przestroga dla potomnych.

Przeżyłem spore zaskoczenie, kiedy zorientowałem się, że z książki wyłania się portret psychologiczny społeczeństwa poddawanego wieloletniej indoktrynacji. Według oficjalnych przekazów radzieckie elektrownie atomowe były na tyle bezpieczne, że mogłyby stać nawet na placu Czerwonym! Zresztą pierwsze medialne doniesienia po wybuchu reaktora były równie irracjonalne. Informowano o tym, że sytuacja jest niegroźna, a pożar ugaszono. Odpowiedzialność za tragedię starano się zrzucić na “wrogich” szpiegów z Zachodu. Poza tym świadomie dążono do tego, aby temat jak najszybciej wyciszyć i przez to nie okazywać przesadnej słabości względem świata znajdującego się za żelazną kurtyną. Przynajmniej tak to tłumaczono.

Oczywiście winę i odpowiedzialność za to wydarzenie ponoszą (jak zwykle) ludzie. Ludzie, którzy wysłali tzw. likwidatorów do usuwania skutków wybuchu, co w większości przypadków równało się ich śmierci. Ta była tylko kwestią czasu. Bez odpowiedniego sprzętu, bez należytej ochrony, gołymi rękoma (!!!) przerzucali grafit z resztek reaktora. Tutaj (dla sprawiedliwości) pojawia się również inna, bardzo ciekawa kwestia. Większość likwidatorów była ochotnikami, którym przyświecała motywacja “bo tak trzeba”. Nie umiem tego pojąć. Może ta swego rodzaju lekkomyślność wynikała z nikłej wiedzy na temat promieniowania? Trudno przecież bać się czegoś, czego nie widać… W każdym razie takie nastawienie było podatnym gruntem dla arogancji władzy, która nie wahała się wykorzystać ludzi do tego, aby w bohaterski sposób “przysłużyli się” dawnemu ZSRR i reszcie świata. Zostali bohaterami, doczekali się nawet swojego pomnika w… Czarnobylu. Tylko co im po nim?

Zwykli obywatele okolicznych miejscowości również nie zostali należycie poinformowani o tym, co się stało. Nie chciano szerzyć paniki… Ewakuowano ich w ciągu kilku dni od katastrofy, ale chyba już na zawsze będą tymi “trędowatymi”, o których zapomniało państwo i świat. Część z nich, odczuwając głęboką tęsknotę za domem, zdecydowała się wrócić w okolice Czarnobyla. Tam żyją, funkcjonują, choć nic nie jest takie, jak było dawniej. I tutaj znów powraca motyw tego, że ciężko jest bać się promieniowania, którego nie widać… Skoro trawa jest tak zielona…

Czarnobylska modlitwa…” jest lekturą wstrząsającą, która w pewnym momencie przytłoczyła mnie ogromem ludzkiego cierpienia i beznadziei. W obliczu śmierci trudno o jakąś sensowną ocenę. A może wcale nie jest ona potrzebna? Przecież nic ona nie zmieni… Czasu nie da się przecież cofnąć… Może wystarczy wsłuchać się w głos ludzi odmawiających swoją “czarnobylską modlitwę” i w milczeniu pozwolić jej płynąć?

Informacje o książce:
Tytuł: Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości
Tytuł oryginału: Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości
Autor: Swietłana Aleksijewicz
ISBN: 9788380496859
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Rok: 2018

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać