„Ach, pory roku w Milanówku
Snują się raczej powolutku,
Trochę radości, trochę smutku,
I w starych domach i w nas.”
Ach te pory roku, ach ta jesień która właśnie nadeszła. To właściwy czas na spokojne książki, które tak jak gorący kubek herbaty z cytryną, ogrzeją naszą duszę swoją ciepłą treścią. Ale nie skupimy się tylko na tegorocznej jesieni, bo oto przed nami aż cztery pory roku, „Cztery pory roku Heleny Horn” autorstwa Wandy Majer-Pietraszak.
Pani Helena jest starszą panią, którą poznajmy w chwili gdy postanawia porzucić swoją pracę jako aktorka teatralna i przeprowadzić się do willi w Milanówku, do domu swoich rodziców. Po śmierci męża Jaromira, granie w teatrze przestało być ekscytujące, a stało się uciążliwe. Nie potrafiła się z tego cieszyć, dlatego też na swoją jesień życia wraca na wieś. Tam w willi w Milanówku, w której mieszka z emerytowaną suflerką, w otoczeniu przyjaciół i między innymi sąsiada doktora Tomasza Zewera, chce zażyć spokoju. Ale mimo odcięcia od świata, wokół pani Horn zawsze się coś dzieje…
Czytelnik przechodzi z Heleną przez każdą porę roku zaczynając od jesieni, a na lecie kończąc. Ten czas przynosi ze sobą nowe znajomości, starych przyjaciół, zapomniane tajemnice i próby pojednania z bliskimi. Odpowiada na pytania, czy w jesieni życia może być za późno na przebaczenie? Sprawdza czy czas rzeczywiście leczy rany i czy stara miłość może pokryć się rdzą zapomnienia…
Usiadłam do książki, mając jeden wolny dzień, jeden dzień dla siebie, rozpoczęłam czytanie rano, zakończyłam wieczorem i nie żałuję ani chwili spędzonej z tą lekturą. Nie jest to opowieść pełna zwrotów akcji z barwnymi bohaterami i zaskakującym zakończeniem, jest to powieść ciepła i kojąca, z bohaterami którzy przeżywają swoje smutki, rozterki i szczęśliwe chwile. Pani Horn urzekła mnie pogodą ducha i umiejętnością przeżywania chwil prostych ale pięknych. Czytelnik nie poznaje jej jako znanej aktorki, ale wie jak bardzo była inna kiedyś, jak bardzo ambitna, skupiona na sobie zapominająca o najbliższych, nawet o własnej córce. Dzięki temu Helena staje się dla mnie bardziej rzeczywista, ponieważ jest niedoskonała. Nie jest to dobra babcia-wróżka, tylko kobieta pragnąca zaznać spokoju i miłości bliskich. Dodatkowo, mimo iż mieszka w małym Milanówku w jej życiu pojawiają się ciekawe postacie. Henryka stateczna starsza pani, trochę surowa, ale za to oddana przyjaciółka, Marta z głową w chmurach czy Julia – córka Heleny. Nie miałam wrażenia tłoku podczas czytania książki, wręcz przeciwnie, chciałam bliżej poznać te kobiety, sama na własnej skórze poczuć ich przyjaźń.
Dodatkowo z książki aż bije smak i zapach czterech pór roku. Uwielbiana przeze mnie jesień pachnie suchymi liśćmi i dymem, zima jest mroźna i skrzypiąca, wiosna pachnie deszczem i ziemią, a lato feerią kwiatów.
„Kwiecień był bardzo ciepły. Tulipany szalały w całym ogrodzie i zachwycały w wazonach w domu. Migdałek nie przemarzł i wielki krzak przy bramie wyglądał jak urocza dekoracja z różowego lukru.” (s. 154)
Jest to również (a może zwłaszcza), opowieść o przemijaniu i o kruchości życia. O tym, że nie warto zatrzymywać w sobie niewypowiedzianych słów, bo mogą wyjść na światło dzienne zupełnie nieoczekiwane i nie w takiej postaci jakbyśmy chcieli. Bohaterowie książki radzą sobie z codziennymi sprawami z pewną dozą życiowej mądrości, którą my jako Czytelnicy możemy się od nich uczyć. Podobało mi się ich spojrzenie na życie, proste i pozbawione negatywnych uczuć.
Choć sama przeżywam wciąż lato swojego życia, „Cztery pory roku Heleny Horn” z czystym sercem mogę polecić kobiecie w każdym wieku. Mi przyniosła radość z czytania i pewien spokój. Spokój, ponieważ z lekkim niepokojem myślę o przyszłości, o własnej jesieni życia i teraz wiem, że ten strach to tylko myśl o nieznanym, a „najpiękniejsze, najbardziej beztroskie chwile naszego życia wciąż są jeszcze przed nami.”
Informacje o książce:
Tytuł: Cztery pory roku Heleny Horn
Tytuł oryginału: Cztery pory roku Heleny Horn
Autor: Wanda Majer-Pietraszak
ISBN: 9788328704992
Wydawca: Muza
Rok: 2016