„Kiedy jawa miesza się z koszmarem trudno odróżnić prawdę od fikcji”
Uwielbiam horrory. To jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Oczywistym więc było dla mnie, że sięgnę po „Złe miejsce” Tomasza Tomaszewskiego. I bardzo się cieszę, że miałam ten zaszczyt. To było niesamowite przeżycie. Z pewnością nie raz wrócę do tej książki. Tyle emocji dawno nie przeżyłam czytając. To zasługuje na ogromne uznanie. Budowanie napięcia wyszło perfekcyjnie.
Historia mimo standardowego schematu jest w stu procentach oryginalna. Oczywiście mamy starą posiadłość i legendę. Ale to, co tam się dzieje jest niesamowicie intrygujące i z pewnością niebanalne.
„Para po przejściach, Sebastian i Weronika, postanawia ratować swoje małżeństwo. Niemal 200-letni, wiejski dom w Chorwacji ma być dla nich idealną scenerią do romantycznych wyznań i zbliżeń. Zachwyceni swoją wakacyjną posiadłością, nie zauważają, że wioska sprawia wrażenie zupełnie opuszczonej.
Następnego dnia Sebastian, wracając z zakupów, spotyka kilkunastoletnią dziewczynkę i proponuje, że ją podwiezie. Współpasażerka opowiada mu historię przeklętej wioski, ostrzegając przez zbliżaniem się do ruin. Sebastian nie zamierza wierzyć w lokalne legendy, a jednak wkrótce zaczyna odczuwać niepokój, słyszy przerażające dźwięki, jest pewny, że nocami ktoś pojawia się w ich domu. Tymczasem jego żona nic nie zauważa, a relacje między małżonkami stają się coraz bardziej napięte… Czy to możliwe, że tylko jedno z nich potrafi dostrzec to, co nie powinno istnieć? A może oboje padli ofiarami doskonale zaplanowanej intrygi?”
Ten opis pochodzi z okładki i tylko kusi, aby zacząć lekturę. I tak jak opis jest zachęcający tak samo dzieje się, gdy już rozpoczniemy tę podróż z bohaterami.
Książka jest napisana całkiem prostym językiem. Autor nie używa cenzury. Znajdziemy tutaj pikantne sceny czy też niecenzuralne słowa. To nadaje nadzwyczajnego, realnego charakteru. Opowieść lawiruje na pograniczu jawy ze snem. Momentami czytelnik może się pogubić, ale nie na tyle, żeby nie wiedzieć co się dzieje. Początek jest nudny, ale gdy się przez niego przebrnie, jest tylko lepiej. Dalsza część rekompensuje ten trudny początek. Książka podzielona jest na trzy części i epilog. Każda z nich przedstawiona jest z perspektywy innego bohatera: Sebastiana, Weroniki i kobiety, od której wynajmują dom. To całkiem ciekawy zabieg, bo pozwala przyjrzeć się wszystkiemu z różnych perspektyw. Dodatkowo autor nie szczędzi nam przepięknych opisów krajobrazów Chorwacji. Autor wręcz maluje słowem. Sama fabuła jest prowadzona prosto, ale naładowana jest chyba każdą możliwą emocją. No i oczywiście nie obyłoby się bez zaskakującego zakończenia. Takiego, którego czytelnik się nie spodziewa. Przede wszystkim jest to nietuzinkowa historia. Ale biorąc pod uwagę, że to debiut Tomaszewskiego, to jestem podwójnie zaskoczona. Zaczął swoją podróż literacką z pełnym rozmachem.
Tomasz Tomaszewski pasjonuje się literaturą, szczególnie powieściami grozy. Co już widać na pierwszy rzut oka. To zamiłowanie przeniósł do swojej książki. To się czuje na każdej stronie. Niestety niewiele jest informacji na temat jego osoby, ale miejmy nadzieję, że nie raz jeszcze zaskoczy nas swoimi opowieściami. Ja będę na nie czekać. Bo warto. Okładka również została doprecyzowana. Wygląda na lekko zniszczoną, co dodaje jej charakteru. Stary dom na pustkowie przyprawia o dreszcze. To niezły wstęp do historii grozy.
„Ułożył się na boku, aby łatwiej usnąć i zamarł z przerażenia. Tym razem się nie bał. Tym razem był śmiertelnie przerażony. Nie potrafił zrozumieć tego, co działo się przed jego oczami. Klamka białych sypialnianych drzwi przekręcała się, wydając charakterystyczny cichy dźwięk. Zaraz potem drzwi zaczęły się bardzo powoli otwierać z charakterystycznym dla nich skrzypieniem […]”.
Bardzo często w książkach trudno jest oddać atmosferę grozy samym słowem. Jednak tutaj autorowi się to udało. Klimat mroku towarzyszy nam na każdej stronie. Ogromne poczucie niepokoju również nie opuszcza czytelnika. Tak jak powinno być przy każdym dobrym thrillerze czy horrorze. Wyobraźnia pracuje bardzo intensywnie podczas czytania, w tym mogę was zapewnić.
To książka idealna na zimowy wieczór, gdy jest ciemno za oknem, gdy pada deszcz. Ciarki gwarantowane. Polecam każdemu, kto lubi się czasem trochę pobać.